Siatkówka. Prezes PZPS: Wilfredo Leon w polskiej kadrze zagra najwcześniej w 2019 roku

- Jeśli w tym miesiącu NORCECA przybije w dokumentach pieczątkę ze zgodą na występy Leona w polskiej kadrze, to równo za dwa lata pojawi się on w szeregach biało-czerwonych - powiedział w rozmowie ze Sport.pl prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej, Jacek Kasprzyk.

W najbliższym czasie Polski Związek Piłki Siatkowej czeka spore wyzwanie, czyli organizacja mistrzostw Europy. Będzie to kolejne po siatkarskim mundialu impreza rangi mistrzowskiej, w której Polska będzie gospodarzem. Jednocześnie władze Związku muszą mierzyć się z licznymi zarzutami, które padły w sprawie naturalizacji i przejścia do polskiej kadry Wilfredo Leona.

Co daje Polsce rozgrywanie kolejnej imprezy rangi mistrzowskiej?

Jacek Kasprzyk: Zarówno prestiż siatkówki, jak i kibice wymagają tego, by raz na jakiś czas mieć w Polsce dużą imprezę sportową. Widzowie chcą zobaczyć reprezentantów kraju walczących jak równy z równym z każdym rywalem na świecie, a organizacja podobnych imprez i poziom siatkówki nad Wisłą im to umożliwia.

Siatkówki jest w Polsce dużo – zarówno reprezentacyjnej, jak i ligowej, na co PZPS nie może być obojętny. Jak się bronić przed przesytem dyscypliną, która powoli widzowi powszednieje?

- Przede wszystkim muszę zaznaczyć, że jako Związek bardzo cieszymy się, że siatkówki jest dużo, ponieważ dzięki temu wszystkim łatwiej jest pozyskać sponsorów. Rozgrywki są tak skonstruowane, że poza sezonem ligowym pokazywania dyscypliny jest mniej, ponieważ reprezentacje grają tylko w Lidze Światowej, World Grand Prix, imprezach rangi mistrzowskiej czy igrzyskach olimpijskich, a są to turnieje krótsze i mniej absorbujące czasowo. 

Nie zmienia to faktu, że często się zazębiają i ostatecznie okazuje się, że niemalże przez cały rok siatkówka gości w domach Polaków. Niektórzy uważają, że jest jej za dużo, ale wydaje mi się, że naprawdę zakochani mają inne zdanie – chcieliby jeszcze więcej transmisji. W mojej ocenie jesteśmy jednak na granicy dopuszczalnej ilości. Mimo to chcemy organizować kolejne wydarzenia, ponieważ inaczej ogląda się turnieje w telewizji, a inaczej na żywo.

Co zrobi Polski Związek Piłki Siatkowej, by nadchodzące mistrzostwa Europy były siatkarskim świętem, a nie kolejnym widowiskiem pokroju Ligi Światowej, której reputacja nieco ucierpiała przez zeszłoroczne wypełnienie hal podczas Final Six?

- Przede wszystkim zmieniliśmy trenera! A na poważnie, robimy wszystko, by poziom sportowy, który jest kluczowym, był jak najwyższy. Cały cykl treningowy został zaplanowany w stu procentach, nie będzie zmian. Reprezentacja otrzymała wszystko, o co prosiła – począwszy od sztabu na sprzęcie skończywszy. To wszystko ma przekuć się na późniejszy sukces sportowy, a w konsekwencji i medialny.

Naszą porażką w poprzedniej Lidze Światowej było to, że zespół nie awansował do najlepszej czwórki – ludzie właśnie dlatego nie przyszli na finały. Poza tym w tym roku zdecydowaliśmy się na istotne obniżenie cen biletów. Można je nabyć już za 30 złotych, co jest sporą zmianą w stosunku do przeszłości. Rzecz jasna najlepsze miejsca są droższe, ale jest to najzupełniej normalne na wydarzeniach rangi mistrzostw Europy. Mogę zdradzić, że kiedy podpisywaliśmy umowę z władzami Stadionu Narodowego, to te dziwiły się, że ceny biletów są tak niskie! Wyliczyliśmy, że tak będzie najlepiej i przy tym zostaliśmy.

Poza tym chcemy, by sierpniowo-wrześniowa impreza była fajnym eventem, więc organizujemy jej otwarcie na jednej z najważniejszych aren w kraju. Mam nadzieję, że pomysł ten się spodoba i widownia dopisze. Jej frekwencja będzie dla nas sygnałem, czy zainteresowanie siatkówką w Polsce maleje czy też nie.

Jak organizowanie wielkiej imprezy wpływa na pozycję danego Związku w Europie i na świecie?

- Na pewno jest to bardzo ważne. Zorganizujemy kongres CEV, przyjedzie 55 prezydentów krajowych federacji i przez kilka dni będziemy debatować. Świat wie, że w Polsce siatkówkę robi się dobrze i są tu naprawdę świetne imprezy sportowe, więc musimy to podtrzymać. Dlatego też dostajemy możliwość organizacji podobnych eventów, a warto zobaczyć, że są to najważniejsze turnieje w Europie i na świecie. Poza tym co roku jesteśmy również gospodarzami imprez młodzieżowych czy też kwalifikacji do mistrzostw, co potwierdza naszą pozycję.

Władze FIVB i CEV trafiły po prostu na podatny grunt, czy też zamierzają korzystać z polskiej organizacji póki mogą?

- Muszę przyznać, że czujemy się mocno eksploatowani przez światowe władze, ale zobaczymy, jak będzie wyglądać przyszłość. Na pewno chcemy mieć kontakt z zagranicą, choć wydaje mi się, że nadal bylibyśmy w nim bez organizacji, a nawet uczestnictwa w Lidze Światowej. Jesteśmy tam, ponieważ za tą imprezą idą pieniądze, które zawodnicy mogą dla siebie wygrać.

Nie mamy problemów z kontrahentami. Potwierdzeniem tego jest coroczna obsada Memoriału Huberta Jerzego Wagnera, który jest turniejem czysto sportowym, nie generującym zysków finansowych. To nie jest więc tak, że pchamy się do organizacji lub mamy ją zlecaną przez światowe władze, ale reprezentacje same z siebie chcą występować w Polsce.

Jak ogólnie oceniłby pan pozycję Polskiego Związku Piłki Światowej na arenie międzynarodowej?

- Myślę, że jesteśmy postrzegani jako bardzo silna federacja. W Zarządzie FIVB i CEV mamy swoich przedstawicieli, a także dysponujemy kilkoma Polakami w znaczących komisjach europejskiej i światowej siatkówki. Ludzie, którzy tam pracują mają duży wpływ na to, co dzieje się na sportowej arenie międzynarodowej.

Jak to się przekłada na sprawę Wilfredo Leona?

- Sprawa jest mocno złożona, ale mogę już teraz powiedzieć, że będzie w niej za niedługo przyjemna niespodzianka. W ciągu najbliższych dwóch, trzech tygodni ogłosimy, jak się sprawa ma.

Nie rozmawiajmy więc o przyszłości, a skupmy się na tym, co było. W lipcu 2016 roku powiedział pan, że usta federacji kubańskiej są zamknięte. Co zrobiono, żeby je otworzyć do kongresu w Argentynie, który odbył się trzy miesiące później?

- Na początku wysłaliśmy kilka listów z zapytaniami o rozwój sprawy. Następnie przyjechała do nas kubańska delegacja, jednak nie było w niej prezydenta federacji, a jedynie pani, która go reprezentowała. Nie chciała jednak z nami rozmawiać, ponieważ nie miała plenipotencji.

Przez ostatni rok od kongresu w Argentynie cały czas byliśmy w kontakcie z FIVB i dzięki temu został określony pełny status Wilfredo Leona. Do tamtej pory mieliśmy jednak problem z managerem. Należało wykazać, że Kubańczyk jest rezydentem Polski, by dostał zgodę na grę w reprezentacji. Kiedy to zostało wyjaśnione, sprawa była czysta.

Równolegle w FIVB zmieniło się prawo. Wszystko nie zależy już od strony kubańskiej, ale od władz NORCECA. Tydzień temu odbyliśmy rozmowy z prezydentem Cristobalem Marte Hoffizem, podczas których określono warunki, na których Leon będzie mógł grać dla Polski. Teraz czekamy. Krokiem milowym jest zatwierdzenie zmiany reprezentacji dla Leala, ale on również będzie musiał odczekać dwa lata karencji. Jeśli w tym miesiącu NORCECA przybije w dokumentach pieczątkę ze zgodą na występy Leona w polskiej kadrze, to równo za dwa lata pojawi się on w szeregach biało-czerwonych.

Czyli na mistrzostwa świata w 2018 roku nie ma co liczyć?

- Nie, nie ma takich szans. Najwcześniej zagra w maju 2019 roku.

Pojawiły się opinie, że władze PZPS nie wiedziały, jak zachować się w sprawie Leona. Mówiono: należy zaprosić prezydenta kubańskiej federacji do Polski, pokazać możliwości współpracy... W pana ocenie coś by to zmieniło?

- To absolutnie nie ma znaczenia. Osoby, które tak mówiły, nie znały realiów. Proszę mi wierzyć, że w umowie, którą chcieliśmy zawrzeć z federacją kubańską, miał być wpis o zaproszeniu grup do szkoleń juniorskich i seniorskich. Druga strona jednak tego nie chciała, ponieważ w przypadku wyjazdów jej siatkarze skorzystaliby z możliwości ucieczki. My z kolei nie chcieliśmy tam jeździć, ponieważ w kraju mamy lepsze warunki do trenowania.

Przed igrzyskami olimpijskimi w Rio nie było mowy o jakichkolwiek roszadach i rozmowach. Dopiero po nich wniosek FIVB o zmianie decydenta z macierzystej federacji na „kontynentalną” pozwolił mieć nadzieję na pozytywne zakończenie sprawy.

– Liczyliśmy, że władze PZPS podczas kongresu FIVB w Argentynie załatwią zmiany w regulaminie. Nic takiego nie nastąpiło. Proponowaliśmy nawet pomoc naszych prawników, którzy znają doskonale wszystkie przepisy FIVB i Sądu Arbitrażowego w Lozannie. Dawaliśmy praktycznie gotowe uchwały, ale ten temat nie został poruszony podczas obrad Zarządu PZPS i w dalszej kolejności podczas posiedzenia FIVB – powiedział Andrzej Grzyb. Z pełną odpowiedzialnością odcina się pan od takiego patrzenia na sprawę?

- Wiem, czyje są to słowa. Manager Wilfredo Leona tak załatwiał sprawę, że przez niego szereg kwestii się opóźnił; przykładowo –  nie chciał, ociągał się, by wykazać że nasz nowy rodak rozlicza się z podatków poprzez PIT w Polsce. Takie jest to załatwianie – ktoś coś powie, nie do końca przemyśli lub wszystkiego nie wie.

Kongres FIVB w Argentynie, na którym byłem w październiku 2016 roku, był zebraniem wyłącznie wyborczym, na którym nie było żadnych zmian w konstytucji FIVB. Dopiero nowy zarząd zaczął wprowadzać nowe rozwiązania, które sukcesywnie wchodzą w życie.

A może Polski nie stać na Leona?

- Nie wiem, skąd wzięły się doniesienia o konieczności zapłaty kubańskiej federacji, które pojawiły się w polskich mediach. My nie dostarczymy jej dużych pieniędzy. Jeśli jednak Leon przejdzie do kadry i będzie grał, to na pewno na zasadzie certyfikatu, czyli jak każdy zawodnik w jego sytuacji.

Jest pan za naturalizacją zawodników?

- Mnie to nie przeszkadza, o ile dana osoba naprawdę jest związana z krajem. Jeśli ktoś rzeczywiście chce być Polakiem, to dla mnie nie stanowi to problemu i powinien nim zostać. Przepisy muszą być jednak podobne, jak w piłce nożnej – mam tu na myśli karencje, które moim zdaniem należy znieść. Zawodnik chce grać, dostaje obywatelstwo i wchodzi do kadry. Tyle.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.