Jako atakujący Bartosz Kurek, na rozegraniu Grzegorz Łomacz, na przyjęciu Michał Kubiak i Rafał Buszek, na środku Karol Kłos i Mateusz Bieniek oraz Paweł Zatorski w roli libero - tak wyglądało wyjściowe zestawienie reprezentacji Polski na mecze z Bułgarią i Serbią. Na Belgię, rywala teoretycznie mniej wymagającego, Stephane Antiga wprowadził drobną zmianę - grał Mateusz Mika, a Kubiak odpoczywał. Wygląda na to, że "szóstkę" na kwalifikacje olimpijskie w Tokio mamy wybraną. Ten zestaw jeszcze we wtorek, czyli pierwszego dnia Memoriału Wagnera, był niewyraźny, ale już w czwartek było widać, że idzie świeżość. A że w trzech sparingach w Krakowie Antiga dał pograć w sumie wszystkim zawodnikom z "14", którą zabierze do Tokio, to mimo jeszcze wielu mankamentów martwić się nie mamy o co. I "szóstka" powinna być w Japonii na piątkę, i zmiennicy chyba będą gotowi do pomocy, kiedy będzie - a na pewno przyjdzie taki moment - ona potrzebna.
Po przegranym meczu z Bułgarią chwalić było można chyba tylko rezerwowego Marcina Możdżonka. Z Belgami zwiastuny dobrej formy pokazał już Kurek, bardzo dobry był Zatorski, a świetny Kłos. Przeciw Serbii przede wszystkim błysnął Bieniek. W pierwszej partii przypomniał, jak świetnie potrafi zagrywać. Serwował od stanu 18:17 aż do końca, rywali skaleczył trzema asami. Ale na Bieńku nie koniec. Kurek rozkręcił się jeszcze mocniej, był zupełnie innym graczem niż dwa dni wcześniej. Podobać musiały się też powszechnie znana waleczność i skuteczność Kubiaka oraz solidność Buszka. Nasz zespół rośnie i w piątek może ze spokojem wyruszyć z Krakowa do Tokio. Od 28 maja do 5 czerwca w meczach z Kanadą, Francją, Japonią, Chinami, Wenezuelą, Iranem i Australią powinniśmy spokojnie nazbierać tyle zwycięstw i punktów, by znaleźć się w gronie trzech najlepszych ekip (awans wywalczy też najwyżej sklasyfikowana drużyna z Azji), które zapewnią sobie prawo gry w turnieju olimpijskim w Rio de Janeiro.
Pierwsze sety przegrywaliśmy w Krakowie z Bułgarią i Belgią, przypominając, że w poprzednim sezonie były one naszą bolączką. Z Serbią wreszcie dobrze weszliśmy w mecz. Prowadziliśmy 3:0, co prawda po chwili zrobiło się 3:3 i długo walka była zacięta, ale od stanu 17:16 pokazaliśmy kawał dobrej, twardej i skutecznej siatkówki. Efekt? Efektowne 25:17 na "dzień dobry", a w kolejnej partii dalsze punktowanie ustawionego już w narożniku rywala. Szkoda, że moment rozluźnienia jednak przyszedł. W trzecim secie po raz ostatni prowadziliśmy 5:4, później wprowadzony za Łomacza Fabian Drzyzga zbyt często grał z Kurkiem, do którego już w ciemno ustawiał się potrójny blok, a skoro rozgrywający i atakujący mieli problemy nawet ze złapaniem odpowiedniego tempa, to sukcesem ich współpraca skończyć się nie mogła. Przestój Polaków uskrzydlił Serbów, którzy przy stanie 17:13 jeszcze przycisnęli i rozbili nas do 18, a mogli nawet do 16, gdyby nie dwie dobre zagrywki Możdżonka.
Czwarta partia pokazała, że Polakom, którzy dopiero co zakończyli ciężki trening, brakuje sił. Od początku goniliśmy - przegrywaliśmy 3:5, by po dwóch zagrywkach Bieńka i kontrach wyrównać. Później było 7:11, gdy rozzłościł się i trzymał nam wynik Kubiak, ale mający więcej świeżości Serbowie pozwolili nam zbliżać się najwyżej na punkt: 13:16, 15:16, a za chwilę 15:19; tak to wyglądało. Po zagrywce Kurka zrobiło się 17:19, ale więcej już ugrać nie zdołaliśmy. Trudno, najważniejsze, że mimo straconej szansy na szybkie 3:0, mimo problemów, głowy nie zwiesił żaden z podopiecznych Antigi.
Dwie porażki, obie po tie-breakach. Szczególnie szkoda tej z Serbią, bo z nią Polska zagrała naprawdę lepiej niż z Bułgarią. Dopiero trzecie miejsce w Memoriale Wagnera praktycznie nie ma znaczenia, ale oby nie okazało się, że gdzieś w pamięci zawodników utkwią przegrane końcówki. W 2014 roku po złoto mistrzostw świata zespół prowadzony przez Antigę szedł m.in. wygrywając dramatyczne piąte sety. Teraz wciąż jeszcze ma pozytywny bilans tie-breaków (13:9), ale mistrzami takich dreszczowców już Polaków nie nazywamy. Życzmy sobie, by temat tak dramatycznych końcówek wrócił dopiero w Rio, w walce o olimpijskie medale. W Tokio, w meczach z zazwyczaj wyraźnie słabszymi rywalami, najlepiej do piątych setów po prostu nie doprowadzać.
Co zrobił Gael Monfils?! Zagranie jak z konkursu wsadów NBA! [WIDEO]