Memoriał Wagnera 2016. Polska - Serbia 2:3. Pięć rzeczy po pięciu setach: jest "szóstka", przebłysków coraz więcej, ale zmęczenie jeszcze duże

Reprezentacja Polski siatkarzy przegrała z Serbią 2:3 (25:17, 25:22, 18:25, 19:25, 11:15) w meczu kończącym Memoriał Wagnera i zajęła trzecie miejsce. Mimo porażki widać, że forma podopiecznych Stephane'a Antigi idzie w górę. W piątek biało-czerwoni lecą do Tokio, gdzie od 28 maja do 5 czerwca zagrają w ostatnich kwalifikacjach olimpijskich

1. Jest "szóstka", ale czy na piątkę?

Jako atakujący Bartosz Kurek, na rozegraniu Grzegorz Łomacz, na przyjęciu Michał Kubiak i Rafał Buszek, na środku Karol Kłos i Mateusz Bieniek oraz Paweł Zatorski w roli libero - tak wyglądało wyjściowe zestawienie reprezentacji Polski na mecze z Bułgarią i Serbią. Na Belgię, rywala teoretycznie mniej wymagającego, Stephane Antiga wprowadził drobną zmianę - grał Mateusz Mika, a Kubiak odpoczywał. Wygląda na to, że "szóstkę" na kwalifikacje olimpijskie w Tokio mamy wybraną. Ten zestaw jeszcze we wtorek, czyli pierwszego dnia Memoriału Wagnera, był niewyraźny, ale już w czwartek było widać, że idzie świeżość. A że w trzech sparingach w Krakowie Antiga dał pograć w sumie wszystkim zawodnikom z "14", którą zabierze do Tokio, to mimo jeszcze wielu mankamentów martwić się nie mamy o co. I "szóstka" powinna być w Japonii na piątkę, i zmiennicy chyba będą gotowi do pomocy, kiedy będzie - a na pewno przyjdzie taki moment - ona potrzebna.

2. Przebłysków coraz więcej

Po przegranym meczu z Bułgarią chwalić było można chyba tylko rezerwowego Marcina Możdżonka. Z Belgami zwiastuny dobrej formy pokazał już Kurek, bardzo dobry był Zatorski, a świetny Kłos. Przeciw Serbii przede wszystkim błysnął Bieniek. W pierwszej partii przypomniał, jak świetnie potrafi zagrywać. Serwował od stanu 18:17 aż do końca, rywali skaleczył trzema asami. Ale na Bieńku nie koniec. Kurek rozkręcił się jeszcze mocniej, był zupełnie innym graczem niż dwa dni wcześniej. Podobać musiały się też powszechnie znana waleczność i skuteczność Kubiaka oraz solidność Buszka. Nasz zespół rośnie i w piątek może ze spokojem wyruszyć z Krakowa do Tokio. Od 28 maja do 5 czerwca w meczach z Kanadą, Francją, Japonią, Chinami, Wenezuelą, Iranem i Australią powinniśmy spokojnie nazbierać tyle zwycięstw i punktów, by znaleźć się w gronie trzech najlepszych ekip (awans wywalczy też najwyżej sklasyfikowana drużyna z Azji), które zapewnią sobie prawo gry w turnieju olimpijskim w Rio de Janeiro.

3. Drzemka, choć nie na starcie

Pierwsze sety przegrywaliśmy w Krakowie z Bułgarią i Belgią, przypominając, że w poprzednim sezonie były one naszą bolączką. Z Serbią wreszcie dobrze weszliśmy w mecz. Prowadziliśmy 3:0, co prawda po chwili zrobiło się 3:3 i długo walka była zacięta, ale od stanu 17:16 pokazaliśmy kawał dobrej, twardej i skutecznej siatkówki. Efekt? Efektowne 25:17 na "dzień dobry", a w kolejnej partii dalsze punktowanie ustawionego już w narożniku rywala. Szkoda, że moment rozluźnienia jednak przyszedł. W trzecim secie po raz ostatni prowadziliśmy 5:4, później wprowadzony za Łomacza Fabian Drzyzga zbyt często grał z Kurkiem, do którego już w ciemno ustawiał się potrójny blok, a skoro rozgrywający i atakujący mieli problemy nawet ze złapaniem odpowiedniego tempa, to sukcesem ich współpraca skończyć się nie mogła. Przestój Polaków uskrzydlił Serbów, którzy przy stanie 17:13 jeszcze przycisnęli i rozbili nas do 18, a mogli nawet do 16, gdyby nie dwie dobre zagrywki Możdżonka.

4. Brakuje siły. Ale tylko fizycznej

Czwarta partia pokazała, że Polakom, którzy dopiero co zakończyli ciężki trening, brakuje sił. Od początku goniliśmy - przegrywaliśmy 3:5, by po dwóch zagrywkach Bieńka i kontrach wyrównać. Później było 7:11, gdy rozzłościł się i trzymał nam wynik Kubiak, ale mający więcej świeżości Serbowie pozwolili nam zbliżać się najwyżej na punkt: 13:16, 15:16, a za chwilę 15:19; tak to wyglądało. Po zagrywce Kurka zrobiło się 17:19, ale więcej już ugrać nie zdołaliśmy. Trudno, najważniejsze, że mimo straconej szansy na szybkie 3:0, mimo problemów, głowy nie zwiesił żaden z podopiecznych Antigi.

5. Tie-breaka szkoda

Dwie porażki, obie po tie-breakach. Szczególnie szkoda tej z Serbią, bo z nią Polska zagrała naprawdę lepiej niż z Bułgarią. Dopiero trzecie miejsce w Memoriale Wagnera praktycznie nie ma znaczenia, ale oby nie okazało się, że gdzieś w pamięci zawodników utkwią przegrane końcówki. W 2014 roku po złoto mistrzostw świata zespół prowadzony przez Antigę szedł m.in. wygrywając dramatyczne piąte sety. Teraz wciąż jeszcze ma pozytywny bilans tie-breaków (13:9), ale mistrzami takich dreszczowców już Polaków nie nazywamy. Życzmy sobie, by temat tak dramatycznych końcówek wrócił dopiero w Rio, w walce o olimpijskie medale. W Tokio, w meczach z zazwyczaj wyraźnie słabszymi rywalami, najlepiej do piątych setów po prostu nie doprowadzać.

Obserwuj @LukaszJachimiak

Zobacz wideo

Co zrobił Gael Monfils?! Zagranie jak z konkursu wsadów NBA! [WIDEO]

Więcej o:
Copyright © Agora SA