Ryszard Bosek: Jestem bardzo zadowolony. Resovia po pewnym zwycięstwie [3:1] z Lokomotiwem w Nowosybirsku jest bardzo blisko turnieju finałowego, a i Skra moim zdaniem się w nim znajdzie. Nie miała swojego dnia, jeszcze ucierpiała na zamieszaniu z koszulką, a i tak we Włoszech ugrała punkt [przegrała z Perugią 2:3] i przed rewanżem na pewno jest faworytem.
- Życie. Stało się coś dziwnego, a takie rzeczy przytrafiają się wszystkim. W najlepszych klubach świata wszystko jest poukładane, każdy tryb zaskakuje, ale za którymś razem wydarzy się taka rzecz, o jakiej nikt nawet nie pomyślał. Najważniejsze, że zawodnicy przyjęli sytuację ze spokojem. Widziałem, jak młody Kacper Piechocki szykował koszulkę dla Conte, a później jak wszyscy zawodnicy, mimo swojego słabszego dnia, wykazują się ogromnym charakterem. W tych dwóch meczach potwierdziło się, że już bardzo dużo możemy się spodziewać po polskich klubach. Oba mogą śmiało celować w wygranie Ligi Mistrzów. Resovia ma bardzo szeroki, równy skład, jest w formie, gra bardzo fajnie. Ona zrobiła na mnie duże wrażenie.
- Z historii jestem słaby, wiem tylko, kiedy była bitwa pod Grunwaldem (śmiech). Rzeczywiście, nie pamiętam, żebyśmy mieli dwa zespoły w najlepszej czwórce. Teraz szansa na to jest ogromna.
- Oba nasze zespoły stać na wygranie Ligi Mistrzów, co do tego nie mam wątpliwości. Rosjanie już nie mieli wiele do powiedzenia, grając przeciw Resovii, a Włosi Skrze wygraną wyszarpali, ale ekipa z Bełchatowa u siebie będzie dużo mocniejsza.
- Na pewno Andrzej Kowal ma większą swobodę działania, bo w Rzeszowie jest naprawdę ogromny, szeroki skład. Co ważne, widać, że zawodnicy podporządkowali się rygorowi, słuchają trenera, nie przypominają na każdym kroku, że są złotymi czy brązowymi medalistami mistrzostw świata. Na początku sezonu Resovia grała nierówno, dlatego wobec niej były mniejsze oczekiwania. Skra cały czas jest nakręcona, wydaje się bardziej pozytywna, pewniejsza siebie. To zasługa południowców z Argentyny, którzy w niej grają. Ale Resovia też ma swój styl, taki trochę bałkański. Przedłuża przejęcie piłki, wolniej ją podaje. Ale jak trzeba rozegrać akcję, to potrafi błyskawicznie przyspieszyć. Wygląda na spokojną, nieagresywną i dzięki temu umie zaskoczyć. I Skra, i Resovia to w tej chwili najmocniejsze zespoły na świecie. Obok Kazania i nie wiem kogo jeszcze. Możemy założyć, że obie nasze drużyny będą w Final Four. No, chyba że świat się zawali.
- Nie podjąłbym się typowania. Skra wydaje się bardziej spontaniczna, a Resovia wyrachowana. Oba zespoły są w wysokiej formie, mają odmienne, ale bardzo skuteczne style. Pamiętajmy, że Bełchatów cały czas leczy Michała Winiarskiego. On na Final Four będzie pewnie gotowy, a to bardzo ważny zawodnik, z nim Skra może włączyć turbo. Nicolasowi Marechalowi w środę nie szło i Miguel Falasca nie bardzo miał go kim zastąpić. On musi swoich graczy oszczędzać, bo ma ośmiu czy dziewięciu. Natomiast Resovia ma ich nawet 15, to jest jej duży atut.
- Powinniśmy znać swoje typowe polskie słabości, więc dobrze, że pan to mówi. Niestety, jesteśmy malkontentami. Teraz doceniamy Resovię i Skrę, ale na pewno po jednym słabym meczu zupełnie zmienilibyśmy zdanie. U nas ktoś, kto wygrał mistrzostwo Europy, po chwili był uznawany za najgorszego i został zwolniony. Mnie już nic nie zdziwi.
- Niedawno rozmawialiśmy i powiedziałem mu, że teraz to się dopiero zacznie dla niego kłopot. Mówiłem, że u nas od wielkości do nicości w oczach innych przechodzi się błyskawicznie, często nawet po jednym ruchu, jednej decyzji.
- To prawda, tylko że większość trenerów ma taką świadomość. Niestety, jesteśmy bezradni wobec tego, że tak wiele do powiedzenia mają anonimowi ludzie wypisujący głupoty w internecie. Niektórym wydaje się, że są fachowcami, szybko zapominają o dobrych wynikach i krytykują. Szkoda, że kogoś, kto zrobi fantastyczny wynik, za rok czy za dwa wpuszcza się w Polsce do kanału z powodu internautów. To świadczy źle o naszym środowisku.
- Ostatnio polska siatkówka faktycznie jest na topie, jest tylko fajnie. Przez to widząc, że Resovia bije w Rosji jeden z najlepszych tamtejszych klubów, myślimy sobie "a, bo ma bogatego sponsora". Nawet już nam się nie chce zastanawiać nad tym, że po jednej stronie siatki na Syberii stanęli ludzie zarabiający bardzo dobrze, ale po drugiej tacy, którzy mają kontrakty co najmniej dwa razy wyższe. Nie jesteśmy takimi krezusami jak Rosjanie i Turcy. Dlatego doceniajmy to, co ludzie zbudowali w Bełchatowie i Rzeszowie.
- Brutalna rzeczywistość jest taka, że zawodnicy z wielkimi nazwiskami muszą wykorzystać swój moment i zarobić duże pieniądze. W przeciwnym razie mogą ich już nigdy nie zarobić. Rzeczywistość jest taka, że Rosjan i Turków stać na kupienie każdego zawodnika. Ale zaczekajmy, sytuacja może się zmienić, bo my mamy szeroką, mocną ligę, jest koniunktura, a tam wiele klubów żyje ponad stan. W Rosji z dnia na dzień siatkówka może się skończyć. Wystarczy, że paru ludzi wpadnie w kłopoty i uzna, że nie chce dłużej do tej zabawy dokładać. Pamiętam, że we Włoszech tak było. Znam siatkarzy, którzy kiedyś zarabiali tam nawet po milion dolarów rocznie. Cieszyli się tym do czasu. W końcu sami poszli do swoich szefów z prośbą o obniżenie pensji, bo czuli, jak to się skończy. No i się skończyło, bo za jednym z takich klubów stał Silvio Berlusconi, który w końcu zrezygnował, a za drugim inny bogaty człowiek, który popełnił samobójstwo. W Polsce zarabia się mniej, ale o wiele spokojniej.
źródło: Okazje.info