Jeden z bohaterów Polski w meczu z Francją: Nie spałem tej nocy!

- Towarzyszą mi bardzo duże emocje, ponieważ pierwszy raz wyszedłem w pierwszym składzie w tak ważnym turnieju - mówi w Sport.pl atakujący polskiej kadry, Maciej Muzaj. Po pokonaniu Tunezji i Francji biało-czerwoni są o krok od awansu do igrzysk w Tokio. Pozostał tylko jeden rywal - Słowenia.

Kiedy dowiedział się pan, że będzie pierwszym atakującym w meczu z Francją, czyli w teoretycznie najtrudniejszym spotkaniu kwalifikacji?

Maciej Muzaj: - Chyba dziś w szatni. Choć nie jestem pewien czy nie wczoraj rano, haha. Co nie zmienia faktu, że z trenerem nigdy nic nie wiadomo, bo może zmienić zdanie.

Zagrał pan świetny mecz - 9 punktów, 54 procent skuteczności, tylko jeden błąd. Tak chyba dokładnie brzmiał plan Vitala Heynena.

- To jest plan Vitala Heynena na wszystkich, haha. Realizujemy go - popełniamy mało błędów i wygrywamy. Starałem się pomóc drużynie jak mogłem - ona grała niesamowicie w ataku, bloku, obronie. To była mega przyjemność wystąpić z nią na boisku.

Rano się pan obudził i czuł, że wygracie 3:0?

- Ja nie spałem tej nocy, haha. A poważenie, to wiedziałem, że będzie to ciężkie spotkanie. Zdawałem sobie jednak sprawę z tego, że damy z siebie wszystko, i że będzie to dobry mecz z naszej strony, bo byliśmy do niego przygotowani. Jedynym pytaniem było to, jak zagrają nasi rywale. Okazało się, że nie byli lepsi od nas w żadnej z partii.

Patrząc na mecz Francji ze Słowenią i formę waszych niedzielnych rywali, można powiedzieć, że drzwi do Tokio są dla was szeroko otwarte czy też, że nadal dość mocno zamknięte?

- Nie ma czegoś takiego. Tak, jak dziś rano najważniejszy był dla nas mecz z Francją, tak od ostatniego gwizdka spotkania z Trójkolorowymi najważniejsze jest starcie ze Słowenią - przynajmniej ten jeden set. Trzeba go zdobyć i iść po swoje - nie myślimy o tym, że jesteśmy już bardzo blisko. Nie trzeba wiele, ale trzeba tego dokonać.

Przez lata obserwuję pana karierę i zawsze towarzyszyła panu łatka gracza, który nie kończy piłek po 20. punkcie. Spotkaniem z Francją pan ją zerwał?

- Ja sam pozbyłem się jej już dawno temu, ale wszyscy mi o niej przypominają, haha. Ciężko mi o tym mówić. To jest czyjaś opinia. Nie mam na nią wpływu. Były momenty, kiedy ludzie po 20. punkcie patrzyli na mnie i czekali aż mi coś nie wyjdzie. Ja staram się robić swoje.

Jaki jest plan na jutro?

- Jak najszybciej wracamy do hotelu, regenerujemy się i będziemy uczestniczyć w odprawie przed meczem ze Słowenią. Odcinamy się od świata zewnętrznego, rano wstajemy i idziemy po swoje.

Trudno będzie odciąć emocje z meczu z Francją? Druga nieprzespana noc z rzędu to słaby pomysł.

- Mogę powiedzieć, że na pewno towarzyszą mi bardzo duże emocje, ponieważ pierwszy raz wyszedłem w pierwszym składzie w tak ważnym turnieju. Nasza drużyna jest jednak na tyle dojrzała i doświadczona, że wydaje mi się, że nie ma mowy o nadmiernych emocjach czy czymś, co nam przeszkodzi w przygotowaniach do kolejnego meczu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.