Andrzej Niemczyk: Jeśli zmieniamy trenera, to natychmiast

- Za nami czarny rok, ale bardziej martwi mnie to, że czarno rysują się kolejne lata. Jeśli nic się nie zmieni, nie widzę przyszłości przed polską siatkówką - ostrzega Andrzej Niemczyk, były selekcjoner polskich siatkarek, z którymi zdobył dwa tytuły mistrza Europy

Reprezentacja kobiet wraca z mistrzostw świata w Japonii, w których zajęła dziewiąte miejsce. Prawdopodobnie jeszcze w tym tygodniu działacze PZPS głowić się będą nad przyszłością trenera Jerzego Matlaka. Do końca roku szefowie związku obiecali też wybrać selekcjonera męskiej kadry, bo Daniela Castellaniego zwolnili po klęsce na mundialu.

Przemysław Iwańczyk: Dziewiąte miejsce siatkarek to sukces czy porażka?

Andrzej Niemczyk: Z jednej strony to najlepszy od 36 lat wynik, z drugiej - przegraliśmy wszystkie mecze, które powinny być wygrane. I jeszcze to harakiri popełnione w meczu otwarcia z Japonkami, które tak naprawdę dzięki nam doszły do brązowego medalu. Półfinał mieliśmy podany na tacy dzięki dogodnej drabince turniejowej i świetnie układających się dla nas meczach z Japonią i Serbią, które w rezultacie przegraliśmy.

Dlaczego Polki nie wykorzystały szansy?

- Przez błędy własne siatkarek, które średnio oddawały rywalkom po 20 punktów, błędy trenerskie, bo Jurek Matlak nie wprowadził na najważniejsze momenty wspomnianych spotkań Małgorzaty Glinki, tylko trzymał na boisku Karolinę Kosek, a nawet błędy w rozgrzewce, bo w każde spotkanie dziewczyny wchodziły z wielkim trudem i dopiero z czasem uzyskiwały właściwy rytm gry.

Fizycznie Polki były dobrze przygotowane?

- Tak. Wytrzymały przez cały turniej, nie było widać zmęczenia. Ale już od strony taktycznej w przygotowaniach coś było nie tak, skoro aż tyle razy prezentowaliśmy punkty przeciwnikom. Jedno wynika z drugiego. Jeśli nie wypracujesz nawyków na treningach, zapłacisz za to w meczu. Mam duże zastrzeżenia do gry Polek w obronie. Nie wnikając w niuanse, były źle ustawione.

Mam również wątpliwości co do determinacji drużyny. Dziewczyny nie szorowały po boisku w pogoni za piłką. Zastanawiały się, kalkulowały, a na to w mistrzostwach świata miejsca nie ma. Zabrakło jeszcze czegoś - radości. Nie przypominam sobie wygranych akcji, po których skakałyby do góry, cieszyły się, mobilizując przed kolejnymi wyzwaniami na boisku.

Może na tyle właśnie je stać. Czy na mundial pojechały wszystkie najlepsze polskie siatkarki?

- Nie. Zabrakło Katarzyny Skowrońskiej, Katarzyny Skorupy, a może i Natalii Bamber. Trener jest od tego, by problemy rozwiązywać, a nie od nich uciekać. Jeśli Skowrońska i Skorupa nie mogły porozumieć się z innymi dziewczynami, trzeba było je zebrać i pogadać, a nie odsuwać dwie czołowe siatkarki. Przypomnę, że Skowrońska nigdy nie zawiodła w wielkim turnieju. Jestem pewien, że teraz też pomogłaby zespołowi.

Kto się wyróżnił, a kto zawiódł?

- Przede wszystkim zawiodłem się na Marioli Zenik, która w każdej imprezie plasowała się w trójce najlepszych libero, a mistrzostwa w Japonii zakończyła w ogonie klasyfikacji. To niesamowita przemiana. W rozwoju stanęła również Agnieszka Bednarek, która ma olbrzymie rezerwy. Sądzę, że wpływ na to może mieć trening w klubie, przypomnę, że obie występują w Muszyniance. Niestety, zaczyna zatrzymywać się również niezwykle utalentowana Berenika Okuniewska [debiutowała w kadrze Niemczyka, mając 15 lat], a to bardzo niebezpieczny sygnał. I grała na mistrzostwach zbyt mało, choć była lepsza choćby od Katarzyny Gajgał. Do dobrej dyspozycji nie doszła też dusza zespołu Aleksandra Jagieło, ale akurat z tym mogę się pogodzić, bo później zaczęła przygotowania. Formy z mistrzostw Europy nie pokazała Joanna Kaczor, ale ona chociaż dała z siebie wszystko. Rozgrywającej Mileny Sadurek nie chcę rozliczać, bo wpływ na jej grę miało słabe przyjęcie.

Na plus zaliczyłbym oczywiście występ Małgosi Glinki, profesjonalistki w każdym calu. Pokazała i dała z siebie wszystko, choć - jak już wspominałem - zbyt rzadko wchodziła na boisko.

Dlaczego kadra siatkarek od dwóch złotych medali mistrzostw Europy nie zrobiła kroku wprzód?

- Z wielu powodów. Po pierwsze, ciągłej zmiany trenerów. Po drugie, powołań do kadry, bo nie zawsze powinny grać teoretycznie najlepsze na pozycjach, ale te, które się uzupełniają pod względem sportowym i mentalnym. Dlatego powtórzę, nie można przechodzić obok konfliktów, jak zrobił to Jurek Matlak, i Skowrońska ze Skorupą na mistrzostwa jechać powinny. Nie mamy 15 innych świetnych zawodniczek na ich pozycje. Zresztą o czym mowa, skoro Marco Bonitcie [poprzednik Matlaka] kadrę powoływali współpracownicy, a Jurek Matlak brał zawodniczki, które zapewniły mu święty spokój. Prawda jest taka, że jednym z zadań selekcjonera jest umiejętność radzenia sobie z konfliktami.

To najczarniejszy od kilkunastu lat rok dla polskiej siatkówki.

- Czarny rok to jedno, bardziej martwi mnie to, jak czarna rysuje się przyszłość. Pomińmy na chwilę seniorskie kadry, spójrzmy na młodzież, a właściwie jej brak. Dotąd mieliśmy świetny dopływ młodych ludzi, teraz nie widać nikogo, przed kim rysowałaby się przyszłość. Kiedyś udało się podnieść polskiej siatkówce, mimo że bezradnie leżała na łopatkach, liczę, że i teraz się uda. Nie da się jednak naprawiać błędów, jeśli nawet nie wiemy, gdzie zostały popełnione. Trzeba przeanalizować pracę obu selekcjonerów bardzo dokładnie, wchodząc w każdy szczegół, analizując każdy trening. Mówię to bez przesady.

Także PZPS ma wiele do zrobienia, koniecznie musi uporządkować swoje struktury. Zwłaszcza w takich ciałach jak Wydział Szkolenia, który trzeba porządnie przeczesać albo wręcz go zmienić. Bo to on powinien wiarygodnie ocenić selekcjonerów, a zarząd związku ich decyzję zaakceptować, a nie samemu, głosami ludzi, którzy się na tym nie znają, zwalniać lub zatrudniać szkoleniowców. Na razie wydział szkolenia przytakuje tylko temu, co powiedzą działacze. Jeśli nic się nie zmieni, nie widzę przyszłości przed polską siatkówką.

Co dalej z kadrą kobiet?

- Z Jurkiem jest duży problem, bo dobrze przygotowuje drużynę, ale gorzej ją prowadzi w meczu. Nie widząc materiałów dotyczących kadry - a oczekuję, że u każdej zawodniczki można narysować krzywą jej formy w każdym elemencie fizjologicznym, fizycznym i technicznym - mam problem z oceną.

Nie wiem, czy powinno się zmienić trenera. PZPS powołał, niech PZPS odwoła, niech weźmie za to odpowiedzialność. Jednego jestem pewien - nie możemy wziąć zagranicznego szkoleniowca, bo nie ma na to czasu. Nawet jeśli będzie to wybitny fachowiec, zanim pozna siatkarki i ludzi, którzy w Polsce odpowiadają za siatkówkę, minie kilka miesięcy. A nie można zmarnować nawet jednego dnia, bo przed kadrą seria ważnych turniejów, które mogą dać punkty w rankingu FIVB i ułatwić awans na igrzyska. Do pierwszych spotkań zostało zaledwie kilka miesięcy, więc jeśli zmieniamy selekcjonera, to natychmiast.

A jest Polak zdolny przejąć kadrę?

- Nie widzę.

To co dalej?

- Nie zmieniłbym ani Daniela Castellaniego, ani Jurka Matlaka. Dlatego że nie widzę dla nich następców, a nie dlatego, że nie dostrzegam ich błędów.

A może pan chce wrócić?

- Nie wiem, czy wytrzymałbym trudy zgrupowań, zwłaszcza zdrowotnie. Raczej się nie pcham, ale jeśli miałbym zostać zatrudnionym tylko po to, by uniknąć takich byków, jakie zdarzyły się ostatnio, i zrobić dobry wynik, może dałbym radę.

Wszyscy czekają na raport trenera Jerzego Matlaka ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.