MŚ Siatkówka 2018. Polska - Brazylia. Były wiceprezes PZPS: Nasze szanse są większe niż w 2014 roku!

- Brazylia, to nie jest ta Brazylia. Nie tak pewna jak podczas ostatnich MŚ. Nasze szanse są większe niż w 2014 roku - mówi były wiceprezes PZPS Witold Roman. Zawodnik, trener i komentator siatkówki porównuje dla Sport.pl obecną i złotą reprezentację Polski.

Kacper Sosnowski: W 2014 roku pierwszą szóstkę naszej drużyny znali pewnie nie tylko kibice polskiej siatkówki. Teraz skład jest bardziej wyrównany. To nasza siła?

Witold Roman: Teraz ławka rzeczywiście jest szersza niż była wtedy i możemy podpierać się większą liczbą zawodników, których już sprawdziliśmy. Prawda jest jednak taka, że wymusiły to nieco okoliczności przyrody. Trener musiał szukać nowych graczy, a żeby ich oceniać musiał ich sprawdzać w meczach. Wyszło na naszą korzyść, bo obecnie mamy graczy, którzy nie boją się jak wychodzą z ławki na boisko, bo ostatnio walczyli o coś w 1941 roku pod Tobrukiem. Zawodników mamy młodych, ale bez kompleksów. Są ograni, czy raczej już przetestowani. Oczywiście nie jest tak, że mamy już 12 równorzędnych graczy. Różnicę między tą pierwszą szóstką, a zmiennikami pokazał mecz z Włochami. Powiedzmy, że są oni ograni, spokojniejsi na boisku, a nie grają, bo koledzy są od nich lepsi.

MŚ siatkówka 2018. Bierki? Szachy? Warcaby? Co Vital Heynen robi na tablecie w czasie meczu? Wyjaśniamy

A środka siatki Antiga mógłby trochę Heynenowi pozazdrościć?

- O środkowych od wielu lat nie musimy się martwić. Nie było z nimi kłopotu w 2014 roku, nie było też w 2006. Większy problem jest z atakującym, to dlatego dwa razy w dużym odstępie czasowym trzeba było polegać na Wlazłym.

Ani Heynen, ani Antiga nie musieli się przy środkowych gimnastykować, a pamiętajmy, że w orbicie zainteresowań ciągle jest Możdżonek i kilku innych graczy, nad którymi w kontekście kadry można się zastanawiać.

A gdyby w pełni sprawny na Brazylię nie był Kochanowski, to trzeba by się mocno martwić?

- Nie sądzę. Myślę, że Bieniek z Nowakowskim spokojnie by sobie poradzili. Musiała by na nich spaść plaga egipska by zgrali mówiąc kolokwialnie „padakę”. Oni nawet jak grają poprawnie, to  jest to poprawnie z akcentem na dobrze, a nie słabo.

A porównanie dwóch trenerów? Antiga vs. Heynen wypada na korzyść...

- To dwa światy. Obejmowali kadrę w różnych dla siebie momentach kariery. Antiga był wyjęty z butów zawodnika i na początku swojej drogi wzorował się na Philippe Blain. Francuz skupiał się na tym, co dotyczyło zawodników. Heynen, który miał doświadczenie klubowe i przeszedł przez MŚ z reprezentacją Niemiec miał inny pomysł na siebie. To był pomysł na niepokornego typa z pogranicza szaleństwa, ale jak się okazało w tym szaleństwie była metoda. To od początku był człowiek od wszystkiego. Interesował się tym co wokół. Oprócz trenowania zastanawiał się czy właśnie jakiegoś gracza nie rzuciła dziewczyna i dawał mu sercowe porady, bo o takich też słyszałem. Sam się głośno zastanawiam czy miał do tego wszystkiego szczęście i trafił na znakomitych graczy, których każdy mógłby trenować z sukcesami? Zawodnicy podkreślają, że pozwolił im znów uwierzyć w te sukcesy i to jest chyba jakościowa zmiana w tej drużynie.

Daniel Pliński dla Sport.pl #13: Ludzie pukali się w czoła, co ja gadam za głupoty. A jednak Heynen to geniusz

W 2014 porażek było mniej niż na obecnych mistrzostwach. To efekt systemu gry, poziomu rywali, czy innej siły biało-czerwonych?

- Wtedy przegraliśmy tylko z USA, teraz porażki mieliśmy już w dwóch meczach. Oczywiście można to zrzucić na system rozgrywek, który pozwalał czy dawał możliwość bezpiecznego przegrania meczu. Myślę, że naszych te spotkania nie zabolały, bo właśnie przez ten system, były to dwie najmniej kosztowne przegrane jakie można sobie wyobrazić. To tak jak Serbowie. Przegrali z nami dwa razy i grali dalej. Odpuścili, nie chciało im się? Trudno byłoby to zweryfikować gdyby Polacy nie zagrali dobrego meczu w półfinale. Dali nam sygnał, że nawet jakby Serbowie mocno pragnęli zwycięstwa, to z mocnymi biało-czerwonymi nie mieliby szans.

Co do potencjału naszych najbliższych rywali... Wiadomo też, że na turnieju we Włoszech i Bułgarii gra zupełnie inaczej wyglądająca drużyna Brazylii. Ma swoje problemy. Przyjechała tu bez Lucarelliego. Ma też kłopoty w przyjęciu, ale mimo wszystko wylądowała w finale. Kukłę trenera Dal Zotto już pewnie palono w kraju po porażce z Holandią, ale on dalej gra tu o złoto.

Brazylijczycy, tak jak w 2014 znów przed tym meczem o złoto mieli więcej czasu na odpoczynek. Ale jak historia z wynikiem się powtórzy, to nie zwrócimy na to uwagi.

- Są dwie rzeczy, które muszą w tym finale zagrać. Pierwsza to głowy zawodników. Nie możemy wyjść na ten mecz przerażeni, że to Brazylia i najważniejsze spotkanie turnieju. W głowie trzeba to sobie dobrze poukładać. Druga sprawa, to fakt iż u nas niestety wiele zależy od jednego zawodnika. Chodzi oczywiście o Bartosza Kurka, który daje pewność rozgrywającemu, a całej drużynie, że jeśli nie idzie, to on piłkę skończy. To trochę taki przypadek jak w ekipie Holandii, która wygrała niemal wszystkie mecze w grupie. Występował tam Nimir Abled-Aziz, niedawny rozgrywający, który najlepszy w tym elemencie miał atak i został atakującym. Obecnie jest jednym z najlepszych w lidze włoskiej. To właśnie on trzymał tę Holandię. Jak błyszczał jego drużyna wygrywała.

Polska z USA wygrała chyba w połowie nawet dzięki Kurkowi. Znakomicie czującemu się fizycznie i mającemu pewną rękę. Jeśli on utrzyma tę formę dzisiaj, to może być to element, który przeważy o naszym sukcesie.

Oprócz tego Brazylia, to nie jest ta Brazylia, co nawet 2 lata temu. Nie tak pewna jak podczas ostatnich MŚ. Nasze szanse są większe niż w 2014 roku!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.