MŚ siatkówka 2018. Włochy - Serbia 0:3. Ludzie Grbicia straszą

Serbscy siatkarze rozbili Italię tak, jak sami zostali rozbici przez Polskę trzy dni temu w Warnie. Rywalizacja w grupie J mistrzostw świata zaczęła się od sensacyjnej porażki drużyny gospodarzy aż 0:3 (15:25, 20:25, 18:25). W czwartek mecz Polska - Serbia. Nasi zawodnicy znów powinni wyjść na boisko z przekonaniem, że nie wolno wstrzymywać ręki. Relacja na żywo w Sport.pl o godz. 20.30

Nie wolno wstrzymywać ręki

Iwan Zajcew po dwóch fazach mistrzostw zajmował drugie miejsce w rankingu najlepiej atakujących zawodników turnieju. Włoch miał świetny procent skuteczności – 58,64. Lepszy od niego – minimalnie – był tylko Amerykanin Matthew Anderson (59,21 proc.). Jedenasty w tym rankingu był Osmany Juantorena (53,94 proc.). Czy zobaczyliśmy ofensywny popis tej dwójki? Nie. Koncert dał duet z Serbii. Aleksandar Atanasijevic w pierwszym secie bił bez litości, kończąc osiem z dziewięciu ataków. To on poprowadził Serbów do rozbicia zespołu gospodarzy 25:15.

Co zwycięstwo Serbów oznacza dla reprezentacji Polski? Odpowiadamy

Atanasijevic w rankingu najlepiej atakujących zajmował 10. miejsce (54,25 proc.), a 15. był Uros Kovacevic (52,67 proc.). Serbowie swój potencjał wykorzystywali znakomicie. Również dlatego, że kapitalnie serwowali.

Ekipa Nikoli Grbicia grała z Italią tak, jak z nią zagrała w niedzielę Polska. W pierwszym secie warneńskiego meczu wygranego przez nas 3:0 Bartosz Kurek zaserwował cztery asy. W środę w Turynie w pierwszej partii spotkania Włochy – Serbia w asach było 0:5, w całym meczu 1:10 (w meczu z Polską w tym elemencie Serbia przegrała 1:11).

Twarda, męska gra – to był klucz do sukcesu Serbów. Swojego planu trzymali się tak konsekwentnie, jak Polacy swojego w niedawnym meczu z nimi. A zaimponowali jeszcze bardziej, bo po drugiej stronie siatki nie mieli rywala, który w pewnym momencie się poddał, wiedząc, że porażka, choć przykra, nie będzie miała większych konsekwencji.

Vital Heynen: Czuję się zmęczony, stary i głupi

W czwartek w hali Pala Alpitour z na nowo rozpędzoną Serbią zagra nasz zespół. W niedzielnym meczu z nią Kurek atakował z 61-, a Artur Szalpuk – aż 71-procentową skuteczność. Dzięki temu obaj awansowali w rankingu najlepiej atakujących. Szalpuk jest w nim najlepszym z Polaków – zajmuje 20. miejsce, ma 50,30 proc. skuteczności. Kurek z 47,44 proc plasuje się na 27. pozycji. Pewne jest jedno – jeśli znów chcemy pokonać Serbów, obaj muszą zaliczyć kolejne awanse.

Serbia ukryła swój problem

Na bardzo ofensywną grę Serbów Włosi nie potrafili odpowiedzieć. Dzięki temu Serbowie nie mieli wielkich problemów z przyjęciem (50 proc. pozytywnego). A właśnie w tym elemencie byli słabi w meczu z Polską (38 proc.). Zresztą, od dawna wiadomo, że ten element to główna słabość zespołu Grbicia.

Zawodnicy Vitala Heynena w czwartek będą musieli z pola serwisowego i bić mocno, i nękać rywali kąśliwymi floatami. Dokładnie tak, jak to robili kilka dni temu. Można mówić, że wtedy Serbom średnio chciało się grać, ale warto zauważyć, że w rankingu uwzględniającym wszystkie mecze mistrzostw wśród najlepszych przyjmujących nie ma żadnego z serbskich graczy.

Drugi w takim zestawieniu jest Paweł Zatorski (za Earvinem Ngapethem), a dziewiąty Michał Kubiak. Najlepszy z Serbów – Marko Ivovic – plasuje się na 18. pozycji.

Trzeba (wy)grać środkiem

Klasę Srecko Lisinaca polscy kibice dobrze znają. Z Włochami w ataku miał 6/8, dorzucił blok i trzy asy. Ale Marko Podrascanin, choć też zagrał nieźle (2/3, jeden blok i dwa asy), w trwającym turnieju aż tak nie błyszczy. Do włoskich środkowych może trudno mieć wielkie pretensje po meczu z Serbią, ale generalnie oni na pewno nie są graczami tej klasy, co na swoich pozycjach Zajcew czy Juantorena. Tu Polacy muszą szukać swojej przewagi i udowadniać wyższość nad rywalami.

Najmłodszy z naszej trójki środkowych Jakub Kochanowski pokazywał już w trwającym turnieju, że jest gotowy do wielkiego grania. Piotr Nowakowski i Mateusz Bieniek też mieli dobre momenty. Przy dobrym przyjęciu Fabian Drzyzga powinien często grać pierwsze tempo. To może się nam naprawdę opłacić.

Więcej o: