2018. Michał Kubiak: Będziemy grali jak u siebie. Byłoby głupio tego nie wykorzystać

- Nie boimy się nikogo, znamy swoją wartość - mówi Michał Kubiak przed drugą fazą MŚ siatkarzy. Polska ma 15 punktów i jest liderem grupy H, ma dużą przewagę nad Argentyną (6 pkt), Francją (11) i Serbią (12), z którymi zmierzy się od piątku do niedzieli. - Byłoby głupio tego nie wykorzystać - zauważa kapitan kadry, który dni wolne spędził na walce z przeziębieniem i gorączką. Mecz Polska - Argentyna w piątek o godz. 19.40. Relacja na żywo w Sport.pl.

Łukasz Jachimiak: W piątek Argentyna, w sobotę Francja, w niedzielę Serbia – na mecze drugiej fazy MŚ czekacie spokojnie, zwłaszcza że macie punktową przewagę nad wszystkimi rywalami, czy są w was jakieś obawy?

Michał Kubiak: Na pewno nie boimy się nikogo i znamy swoją wartość. Ale też nie chodzimy z głowami w chmurach i wiemy, że na razie – mimo pięciu zwycięstw w pięciu meczach pierwszej fazy – tak naprawdę nic jeszcze nie osiągnęliśmy.

Co cię najbardziej zdenerwowało w pierwszej rundzie? Prowokujący pod siatką Marouf, robiący to samo Bratojew czy może kara od FIVB za to, że raz nie przeszedłeś przez strefę mieszaną?

- Jedzenie w hotelu. Dzień po meczu z Bułgarią na śniadanie już nawet nie zszedłem.

Co wam podają, że już nie chcesz tego jeść?

- Trzeba tam wejść i to zobaczyć. Przez pierwsze dwa czy trzy dni było okej, ale dziesiąty dzień jeść to samo? Jeszcze podejrzewam, że smażone na tym samym oleju. Fatalnie.

Czyli hotel pięciogwiazdkowy, ale jedzenie nie?

- Nie wiem, kto tu przyznaje te gwiazdki, ale pięć gwiazdek to to nie jest. Podróżuję dużo i byłem w wielu pięciogwiazdkowych hotelach. Ten się do takich na pewno nie zalicza.

To przez hotelowe jedzenie miałeś problemy żołądkowe?

- Myślę, że tak. Z tego, co wiem, kilku członków sztabu też się źle czuło. Ale oni, jak wiadomo, grać nie muszą.

Walnąłeś „pięćdziesiątkę”?

- Tak.

Pomogło?

- Pomogło. Ale coś się znowu dzieje, teraz jestem przeziębiony [w środę Kubiak miał gorączkę, w czwartek już nie, ale nie trenował, ma jednak być gotowy na piątkowe spotkanie]. Chyba ktoś zrobił moją laleczkę voodoo i wbija w nią igły. W plecy, w kolana, w „achillesy”. Takie jest życie sportowca.

Skoro przestałeś jeść hotelowe posiłki, to co jesz?

- Mam batony od Ani Lewandowskiej, ha, ha.

Ma dla was znaczenie to, że drugą fazę zaczniecie meczem z teoretycznie najsłabszą Argentyną, która nie ma szans na awans do „szóstki”? Dla was punkty z nią mogą być kluczowe.

- Wygrać trzeba ze wszystkimi, jeżeli chce się zdobyć tytuł. Terminarz jest, jaki jest. Jesteśmy na tyle doświadczonym zespołem, że będziemy umieli sobie ze wszystkim poradzić. Włożyliśmy mnóstwo zdrowia w to, żeby poprzednich pięć meczów wygrać, więc teraz byłoby głupio tego nie wykorzystać. Na pierwszy ogień mamy Argentynę i dobrze. Ale oczywiście nie lekceważę tego zespołu. Oni przyjechali do Warny bez presji, bo szanse awansu do „szóstki” mają prawie zerowe [mają sześć punktów, Francja ma ich 11, Serbia 12, a Polska 15]. Ciężko gra się z takimi zespołami, które mają już luz.

Bilans 5-0 z pierwszej rundy was trochę zaskoczył, czy od początku właśnie po to szliście?

- My od początku powtarzaliśmy, że będziemy grać coraz lepiej, że z każdym meczem będziemy się rozkręcać. I tak chyba jest. Z Bułgarią mecz był najtrudniejszy pod względem emocjonalnym i czysto siatkarskim. Bułgarzy zagrali całkiem nieźle, a my się nie poddaliśmy, walczyliśmy do końca. Jesteśmy szczęśliwi, że mamy pięć zwycięstw. Ale nie jest to dla nas jakaś niespodzianka, bo przyjechaliśmy tutaj w konkretnym celu i jesteśmy coraz bliżej tego celu. Mecze z Iranem i z Bułgarią były potwierdzeniem, że potrafimy grać w siatkówkę, że umiemy wyjść na trudnego przeciwnika zmobilizowani i nie popełniać masy błędów. Byliśmy skoncentrowani od początku do końca. Oczywiście jakieś błędy, przestoje będą nam się zdarzać, bo to jest nieuniknione, nie da się grać na bardzo wysokim poziomie przez cały czas, koncentracja czasem ucieka, przeciwnik może lepiej zagrać. Ale potrafimy wygrywać. I teraz chcemy podtrzymać tę dobrą passę. Mecz z Argentyną na pewno będzie kluczowy.

Argentyna przyleciała z Włoch, Serbia też, Francja podróżowała z bułgarskiego Ruse. Jesteście jedyną drużyną w całych mistrzostwach, która nie zmieniła miasta rozgrywek po pierwszej fazie. To chyba dobrze?

- Na pewno. Wszyscy podróżowali, a my nie. To nasza przewaga, że zamiast siedzieć na lotniskach i w samolocie, mogliśmy sobie odpocząć w ładnej pogodzie, wyjść z hotelu, trochę się zregenerować.

Macie 15 punktów, Serbowie mają ich 12, Francuzi 11. Chcecie czy nie, jesteście faworytem grupy H.

- To prawda. Ale choć Francja nie gra w tym turnieju nie wiadomo jakiej siatkówki, to już Serbia spisuje się bardzo dobrze. Samo jej zwycięstwo nad Rosją pokazuje, że ten zespół jest naprawdę groźny, na pewno przed meczem z nimi nie można sobie dopisać trzech punktów. Natomiast ja uważam, że nie jest to drużyna, której nie można pokonać. Ale na razie koncentrujemy się na Argentynie, na tym, żeby dobrze wypaść w tym meczu.

W meczu z Rosją Serbowie zaserwowali aż 13 asów. Ostrzeliwali zagrywkami zwłaszcza Jegora Kliukę.

- Kliuka to nie jest przyjmujący, który umie przyjmować. Nie oszukujmy się. Jest wysoki, fajnie atakuje, ale z przyjęciem on ma niewiele wspólnego. Fakt, że Serbowie zagrywają bardzo dobrze, ale Kliuka to nie jest wyznacznik czy ktoś dobrze serwował, czy nie.

Kiedy skończył się wasz mecz z Bułgarią, jeszcze trwało spotkanie Serbii z Rosją. Śledziliście je? Życzyliście sobie którejś z tych drużyn w drugiej fazie?

- Ja nie życzyłem sobie nikogo. Naprawdę mi to było bez różnicy. To dwie drużyny światowej klasy, nie miało najmniejszego znaczenia, czy przyjedzie do nas Rosja, czy Serbia. Oba te zespoły mają fantastycznych atakujących i bardzo dobrych środkowych, ale my się ich nie boimy. Przyjeżdżają do nas, na pewno nasi fani będą obecni na trybunach, znów będziemy grali jak u siebie.

Wspomnieliśmy twoje spięcia z Maroufem i Bratojewem, to teraz ty powspominaj te z Ngapethem. Kilka razy między wami iskrzyło, prawda?

- Tak, ale nie ma tu jakiejś wielkiej historii. Oczywiście on gra w swojej drużynie, a ja w swojej i obaj zawsze chcemy wygrywać. A to, że ktoś się na kogoś spojrzy? Nie ma sensu kruszyć kopii o jakieś sprzeczki między nami. Przynajmniej z mojej strony to, co było na boisku, zostaje tylko na boisku.

Wyliczacie sobie, ile punktów musicie ugrać, żeby być w „szóstce”? A może sztab przekazał wam taką informację?

- Nie jest tak, że ktoś mówi „Panowie, musimy wygrać z Argentyną, a później niech się dzieje, co chce”. My tu przyjechaliśmy wygrywać z każdym przeciwnikiem. Najpierw jest Argentyna, potem jest Francja, a potem Serbia. Będziemy się koncentrowali na tym, żeby zdobywać kolejne punkty. Ale mam nadzieję, że może już po pierwszym zwycięstwie będziemy mieli zapewniony awans.

Więcej o:
Copyright © Agora SA