Michał Kubiak: Na pewno nie boimy się nikogo i znamy swoją wartość. Ale też nie chodzimy z głowami w chmurach i wiemy, że na razie – mimo pięciu zwycięstw w pięciu meczach pierwszej fazy – tak naprawdę nic jeszcze nie osiągnęliśmy.
- Jedzenie w hotelu. Dzień po meczu z Bułgarią na śniadanie już nawet nie zszedłem.
- Trzeba tam wejść i to zobaczyć. Przez pierwsze dwa czy trzy dni było okej, ale dziesiąty dzień jeść to samo? Jeszcze podejrzewam, że smażone na tym samym oleju. Fatalnie.
- Nie wiem, kto tu przyznaje te gwiazdki, ale pięć gwiazdek to to nie jest. Podróżuję dużo i byłem w wielu pięciogwiazdkowych hotelach. Ten się do takich na pewno nie zalicza.
- Myślę, że tak. Z tego, co wiem, kilku członków sztabu też się źle czuło. Ale oni, jak wiadomo, grać nie muszą.
- Tak.
- Pomogło. Ale coś się znowu dzieje, teraz jestem przeziębiony [w środę Kubiak miał gorączkę, w czwartek już nie, ale nie trenował, ma jednak być gotowy na piątkowe spotkanie]. Chyba ktoś zrobił moją laleczkę voodoo i wbija w nią igły. W plecy, w kolana, w „achillesy”. Takie jest życie sportowca.
- Mam batony od Ani Lewandowskiej, ha, ha.
- Wygrać trzeba ze wszystkimi, jeżeli chce się zdobyć tytuł. Terminarz jest, jaki jest. Jesteśmy na tyle doświadczonym zespołem, że będziemy umieli sobie ze wszystkim poradzić. Włożyliśmy mnóstwo zdrowia w to, żeby poprzednich pięć meczów wygrać, więc teraz byłoby głupio tego nie wykorzystać. Na pierwszy ogień mamy Argentynę i dobrze. Ale oczywiście nie lekceważę tego zespołu. Oni przyjechali do Warny bez presji, bo szanse awansu do „szóstki” mają prawie zerowe [mają sześć punktów, Francja ma ich 11, Serbia 12, a Polska 15]. Ciężko gra się z takimi zespołami, które mają już luz.
- My od początku powtarzaliśmy, że będziemy grać coraz lepiej, że z każdym meczem będziemy się rozkręcać. I tak chyba jest. Z Bułgarią mecz był najtrudniejszy pod względem emocjonalnym i czysto siatkarskim. Bułgarzy zagrali całkiem nieźle, a my się nie poddaliśmy, walczyliśmy do końca. Jesteśmy szczęśliwi, że mamy pięć zwycięstw. Ale nie jest to dla nas jakaś niespodzianka, bo przyjechaliśmy tutaj w konkretnym celu i jesteśmy coraz bliżej tego celu. Mecze z Iranem i z Bułgarią były potwierdzeniem, że potrafimy grać w siatkówkę, że umiemy wyjść na trudnego przeciwnika zmobilizowani i nie popełniać masy błędów. Byliśmy skoncentrowani od początku do końca. Oczywiście jakieś błędy, przestoje będą nam się zdarzać, bo to jest nieuniknione, nie da się grać na bardzo wysokim poziomie przez cały czas, koncentracja czasem ucieka, przeciwnik może lepiej zagrać. Ale potrafimy wygrywać. I teraz chcemy podtrzymać tę dobrą passę. Mecz z Argentyną na pewno będzie kluczowy.
- Na pewno. Wszyscy podróżowali, a my nie. To nasza przewaga, że zamiast siedzieć na lotniskach i w samolocie, mogliśmy sobie odpocząć w ładnej pogodzie, wyjść z hotelu, trochę się zregenerować.
- To prawda. Ale choć Francja nie gra w tym turnieju nie wiadomo jakiej siatkówki, to już Serbia spisuje się bardzo dobrze. Samo jej zwycięstwo nad Rosją pokazuje, że ten zespół jest naprawdę groźny, na pewno przed meczem z nimi nie można sobie dopisać trzech punktów. Natomiast ja uważam, że nie jest to drużyna, której nie można pokonać. Ale na razie koncentrujemy się na Argentynie, na tym, żeby dobrze wypaść w tym meczu.
- Kliuka to nie jest przyjmujący, który umie przyjmować. Nie oszukujmy się. Jest wysoki, fajnie atakuje, ale z przyjęciem on ma niewiele wspólnego. Fakt, że Serbowie zagrywają bardzo dobrze, ale Kliuka to nie jest wyznacznik czy ktoś dobrze serwował, czy nie.
- Ja nie życzyłem sobie nikogo. Naprawdę mi to było bez różnicy. To dwie drużyny światowej klasy, nie miało najmniejszego znaczenia, czy przyjedzie do nas Rosja, czy Serbia. Oba te zespoły mają fantastycznych atakujących i bardzo dobrych środkowych, ale my się ich nie boimy. Przyjeżdżają do nas, na pewno nasi fani będą obecni na trybunach, znów będziemy grali jak u siebie.
- Tak, ale nie ma tu jakiejś wielkiej historii. Oczywiście on gra w swojej drużynie, a ja w swojej i obaj zawsze chcemy wygrywać. A to, że ktoś się na kogoś spojrzy? Nie ma sensu kruszyć kopii o jakieś sprzeczki między nami. Przynajmniej z mojej strony to, co było na boisku, zostaje tylko na boisku.
- Nie jest tak, że ktoś mówi „Panowie, musimy wygrać z Argentyną, a później niech się dzieje, co chce”. My tu przyjechaliśmy wygrywać z każdym przeciwnikiem. Najpierw jest Argentyna, potem jest Francja, a potem Serbia. Będziemy się koncentrowali na tym, żeby zdobywać kolejne punkty. Ale mam nadzieję, że może już po pierwszym zwycięstwie będziemy mieli zapewniony awans.