MŚ siatkarzy 2014. Ignaczak dla Sport.pl: Po mistrzostwach kończę reprezentacyjną karierę

- Co mam zrobić? Obrazić się? Czuję się częścią drużyny i skoro nie gram, to czekam, aż będę mógł pomóc chociaż przez dwie czy trzy minuty w którymś meczu. A jeśli i tego nie dostanę, to będę pomagał swoim doświadczeniem, humorem, wszystkim, co mam - mówi w rozmowie ze Sport.pl Krzysztof Ignaczak, który oba mecze Polski na MŚ obejrzał z trybun. 36-letni libero zapowiada, że po mistrzostwach skończy karierę w reprezentacji.

Łukasz Jachimiak: Nie zagrałeś ani przeciw Serbii, ani przeciw Australii. Jak ci się ogląda grę naszej drużyny?

Krzysztof Ignaczak: Cieszy mnie dobra postawa chłopaków, widzę, że zespół się rozkręca, ewidentnie staje na wysokości zadania, pokazuje klasę. Australia bardzo próbowała podjąć walkę, kiedy już się otrząsnęła z tremy spowodowanej dopingiem naszych świetnych kibiców. Nie dała rady, bo my zrealizowaliśmy wszystkie założenia taktyczne. Wiemy, że kiedy to robimy, jesteśmy w stanie wygrać z każdym.

Dużo lepiej oglądało ci się mecz na Narodowym niż w małej, dusznej Hali Stulecia?

- Tam mieliśmy świetne widowisko i dla kibiców na trybunach, i dla telewidzów. Dlatego w kuluarach mówi się, że na Narodowy wrócimy. Za to w hali nie zawiewa, a na stadionie bywały momenty, w których piłka zachowywała się dziwnie. W Hali Stulecia otoczkę też mieliśmy świetną, więc i mecz z Australią oglądało się bardzo dobrze.

Nie denerwujesz się, kiedy musisz opowiadać, jak się mecze oglądało, a nie jak się w nich grało?

- Trener mówi, że będzie rotował składem, ja na to liczę, bo jak każdy z tej "14", którą trener wybrał, mam marzenie, żeby na tych polskich mistrzostwach świata zagrać. Ale czy dokona roszad? Okaże się, na pewno najważniejsze jest, żeby zespół dobrze funkcjonował, wygrywał bez straty punktów w pierwszej fazie i w drugiej powiększał przewagę nad rywalami. Może być tak, że na razie trener nie będzie zmieniał składu. Wiemy, jaka jest sytuacja, widzimy, że w grupie D, z której najlepszymi zespołami się spotkamy, wszyscy tracą punkty. Dlatego musimy się mocno skoncentrować na swoim podwórku i przypilnować, żeby nie uciekła nam ta gąska, z którą już się witamy. Jak to zrobimy, to w drugiej fazie będziemy startować z większą liczbą punktów od innych ekip. I ci inni jeszcze bardziej będą się nas bać.

Skąd u ciebie taka pokora? Tuż przed mistrzostwami zostałeś uznany za najlepszego libero Memoriału Wagnera, zagrałeś świetny mecz przeciw Rosji, wydawało się, że na mistrzostwach posadzisz na trybunach Pawła Zatorskiego. Naprawdę nie złości cię, że to on posadził ciebie?

- Paweł i ja tak samo marzymy o tym, żeby trener wystawiał nas do "12". A trener podejmuje autorytarne decyzje, które my musimy zaakceptować. Skoro wybiera Pawła, to ja idę na trybuny, pomagać oklaskami. Rozumiem to tak, że swoje zrobiłem. Przecież harowałem na treningach, pomogłem Pawłowi wypracować formę, tak jak on mi pomagał. Co mam zrobić? Obrazić się? Czuję się częścią drużyny i skoro nie gram, to czekam, aż będę mógł pomóc chociaż przez dwie czy trzy minuty w którymś meczu. A jeśli i tego nie dostanę, to będę pomagał swoim doświadczeniem, humorem, wszystkim, co mam. Szanuję wybory trenera, nie widzę żadnego problemu. I przypominam, że nasza drużyna to nie jest 12 ludzi, nie jest to też "14" powołana na mistrzostwa. Przygotowania do nich zaczęliśmy w 22-osobowym składzie i każdy z tej ekipy dołożył nawet nie cegiełkę, tylko cegłę do tego, jak teraz funkcjonuje zespół. My jesteśmy właśnie zespołem, kolektywem, chyba żaden z nas nie kieruje się jakimiś egoistycznymi myślami.

Wasz zespół mocno docenia Mirosław Przedpełski. Pół godziny przed meczem z Australią prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej spotkał się z dziennikarzami i zapowiedział, że dla was turniej zacznie się dopiero w Łodzi, a jeśli w drodze do drugiej fazy przegracie jakiegoś seta, to tylko przez własną nieuwagę, bo od wszystkich rywali jesteście zdecydowanie lepsi. Takie słowa wam przeszkadzają?

- Prezes Przedpełski słynie z megaoptymistycznych wypowiedzi. Czasem one są na wyrost. Dla nas nie jest ważne, czy stracimy seta. Ważne, żebyśmy w żadnym meczu nie stracili dwóch punktów, bo żal byłoby zgubić chociaż jeden punkt w starciu z faktycznie niżej notowanymi przeciwnikami. Z drugiej strony to nie frazes, że siatkówka na świecie się wyrównała. Musimy się mieć na baczności, musimy wychodzić tak skoncentrowani jak na Serbię i Australię, wtedy nie powinniśmy mieć problemów.

Myślisz, że Wenezuela, która przegrała z Australią, może wam je sprawić? W tej drużynie na naprawdę wysokim poziomie grał chyba kiedyś tylko Ernardo Gomez. Pamiętasz go chyba jeszcze z juniorskich czasów?

- Pamiętam, to już też człowiek wiekowy. Nie wiem, jak teraz gra, nie śledzę na co dzień Wenezueli. Ale na pewno się dowiem, bo nasz sztab ma już rywala rozpracowanego, we wtorek i w środę dostaniemy potrzebną wiedzę.

W 2009 roku grałeś mało w drużynie, która zdobyła mistrzostwo Europy. Początkowo twierdziłeś, że tego medalu nie zdobyłeś, dopiero po czasie doceniłeś swój udział w zwycięstwie. Rozumiem, że teraz bierzesz w ciemno podobny układ na mistrzostwach świata, czyli ty grasz mało, ale zdobywacie złoty medal?

- Jasne, że biorę. Wtedy drużyna dała mi odczuć, że ten medal jest też mój, że tak samo na niego zapracowałem. Teraz z Pawłem nawzajem motywujemy siebie do ciężkiej pracy i nasza rywalizacja podnosi poziom sportowy i jego, i mój. Nie ma co, chętnie biorę złoto na koniec mojej kariery w reprezentacji.

Jak to na koniec? Nie myślisz o grze na Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro za dwa lata?

- Nie, Rio to w tym momencie abstrakcja.

Nie czujesz się w formie?

- Nie czuję się na siłach ciągnąć tego przez dwa kolejne lata. Chciałbym zdobyć medal na mistrzostwach świata i odejść w glorii oraz chwale.

Pojawiasz się w studiu Polsatu, od niedawna piszesz na łamach "Przeglądu Sportowego" - to zapowiedź tego, co będziesz robił po zakończeniu kariery?

- To forma sprawdzenia się. Chcę się przekonać, czy umiem napisać coś, co ludzie chętnie przeczytają. Serwis Igłą szyte już wszyscy znają. Od lat pokazuję nas od kuchni, ujawniam nasze lepsze i gorsze momenty, przybliżam nas ludziom. Ale nie myślę o pracy w dziennikarstwie, po prostu przekonuję się, co umiem, lubię próbować nowych rzeczy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.