Australijczycy w tych mistrzostwach mają na koncie już jedno zwycięstwo, 3:0 nad Kamerunem. Rywal był jednak na tyle egzotyczny, że prawdziwej wartości tego zespołu nikt jeszcze nie poznał. Teraz przed "Kangurami" dużo trudniejsze zadanie. Polacy są zdecydowanie wyżej notowani, ale do rywala podejdą z pewnością z odpowiednim nastawieniem. - To wciąż jeszcze bardzo niedoceniana drużyna. Ale poprzez swoje wyniki powoli wszyscy nabierają do nich respektu - mówi Michał Mieszko Gogol, statystyk Asseco Resovii odpowiedzialny za rozpracowywanie rywali. Przez ostatnie trzy lata pracował w kadrze, którą prowadził Włoch Andrea Anastasi, a wcześniej współpracował też w żeńskiej kadrze z Marco Bonittą.
Kadra Anastasiego, z Gogolem w sztabie, dokładnie pamięta ten zespół. To z nimi Polacy przegrali na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie 1:3. - Z tamtego meczu pamiętam bardzo dobrze dwóch zawodników: Thomasa Edgara i Nathana Robertsa. Obaj zagrali niesamowicie - wspomina nasz rozmówca.
Australia to kraj bez wielkiej siatkarskiej historii, ale z dobrze poukładanym systemem szkolenia. - Zawodnicy po liceum czy po rozgrywkach uniwersyteckich grają w lidze szwedzkiej. Dopiero stamtąd trafiają do innych lig europejskich, grają w coraz lepszych klubach. Mają do tego bardzo dobrego trenera [Argentyńczyk Jon Uriarte - przyp. red.], a to, czego im brakowało do tej pory, to było doświadczenie. To jednak zebrali w ostatnich latach i wydaje się, że teraz właśnie mogą sięgnąć szczytu swoich możliwości - przewiduje Gogol.
- To zespół dobrze poukładany, z bardzo dobrym atakującym [Thomas Edgar - przyp. red.]. Oprócz niego jest tam też kilku siatkarzy, którzy przewijali się przez parkiety w dobrych ligach. To jaki to jest zespół, pokazuje choćby to, że rozgrywający Greg Sukoczew jeszcze kilka lat temu grał w Kielcach w pierwszej lidze - wymienia Gogol i dodaje: - To drużyna bardzo zdyscyplinowana. Nie grają chaotycznie, ani nie improwizują. Mają solidnie przygotowane schematy rozwiązań. Nie jest też tajemnicą, że liderem jest Edgar, i gdy nie idzie, gdy jest końcówka seta, większość piłek jest posyłana do niego. Pozostali zawodnicy to takie dobre uzupełnienia.
Najsilniejszą stroną Australijczyków jest tzw. gra z blokiem. - Potrafią dobrze nabić na blok i grać dalej, ale też go obić. Jak oglądałem ich mecze, to jak ktoś skakał im nierówno do bloku albo robił to źle technicznie, to oni to bezwzględnie wykorzystywali i piłki latały od bloku w aut. Zdecydowanie więcej było takich akcji, niż ataków w boisko - twierdzi Gogol i dodaje: - Trzeba na nich uważać, bo są w stanie dużo namieszać.