Skontaktuj się z nami
Nasi Partnerzy
Inne serwisy
Skontaktuj się z nami
Nasi Partnerzy
Inne serwisy
- Jestem w kadrze już do końca Ligi Narodów. Jadę do Japonii, USA i Australii - mówił Bieniek podczas łódzkiego turnieju, po meczu z Francją, w którym zagrał świetnie. To był drugi weekend rozgrywek, ale dla środkowego pierwszy. Wystąpił w dwóch meczach (jeszcze z Niemcami). Do kadry dołączył późno, bo kiedy w połowie maja ona rozpoczęła zgrupowanie w Spale, on jeszcze walczył z Zaksą Kędzierzyn-Koźle w turnieju finałowym Ligi Mistrzów. - Miałem 15 czy 16 dni wolnego, czyli miałem czas na regenerację. Za to jestem bardzo wdzięczny trenerowi. Z piłką w hali to tak naprawdę miałem dopiero trzy treningi. Moja forma na pewno jeszcze nie jest taka, jakiej bym oczekiwał. Ale jest czas, żeby do swojej pewności grania wrócić - tłumaczył Bieniek.
Problem w tym, że teraz trudno będzie potrenować i wypracować formę. W poniedziałek kadra wyruszy do Osaki. Przez Paryż. - Lot mamy już o godzinie 6. Nawet nie chcę sprawdzać, o której mamy planowo dotrzeć na miejsce - mówi nam Mariusz Szyszko, rzecznik reprezentacji.
Sama podróż z Polski do Japonii nie byłaby problemem, gdyby po turnieju w Osace następował powrót do domu. Niestety, w Osace trzeba będzie przestawić zegarki o siedem godzin do przodu i od wtorku do piątku zdążyć się do tego przyzwyczaić na tyle, by nieźle zaprezentować się na boisku. A po meczach z Włochami, Japonią i Bułgarią będzie tylko trudniej.
Pięć dni później podopieczni Vitala Heynena będą już 10 tysięcy kilometrów dalej. W Hoffman Estates pod Chicago cofną zegarki aż o 14 godzin w stosunku do czasu, który obowiązuje w Osace. Do nowej strefy na pewno nie zdążą przywyknąć, a rywale znów będą wymagający, kolejno: Iran, USA i Serbia.
I znów do przodu. Aż 15 godzin
Po takiej szkole przetrwania biało-czerwonych czekać będzie przelot z Chicago do Los Angeles (3 tys. km) i stamtąd do Melbourne (13 tys. km). W Australii zagramy z teoretycznie łatwiejszymi rywalami - z Argentyną, Brazylią i z zespołem gospodarzy. Ale znów zwariują organizmy tych zawodników, którzy będą latać wszędzie, bo tym razem zegarki będzie trzeba przestawić o 15 godzin do przodu.
Po ostatnim meczu pierwszej fazy Ligi Narodów kadrze przyjdzie przelecieć 12 tys. km z Melbourne do Dubaju i 4 tys. km z Dubaju do Warszawy. - Będziemy chodzić do tyłu - podsumowuje krótko Szyszko.
- Życzę wszystkim, żeby z tego tournee wrócili bez kontuzji. To co zrobiła FIVB, wysyłając nas do Japonii, potem do Stanów, a z nich do Australii jest karygodne i o tym trzeba głośno powiedzieć, bo tak być nie może. Rozumiem promowanie siatkówki, ale ludziom należy się trochę odpoczynku, a w takim warunkach jest niesamowicie ciężko - mówi Michał Kubiak. Kapitan kadry w tegorocznej Lidze Narodów już nie zagra. Dostał wolne i nie wróci, nawet jeśli zespół zakwalifikuje się do turnieju finałowego.
A jeśli Polacy zapewnią sobie grę w Final Six, to nie będą mieli wiele czasu na odpoczynek po zagranicznych wojażach. Najlepsze ekipy rozgrywek spotkają się we Francji już 4 lipca.
Recepta na zaradzenie tej nienormalnej sytuacji może być tylko jedna - rotacja. Heynen będzie zmieniał 14-osobowy skład tak, by jak najmniej zawodników zaliczyło wszystkie trzy turnieje. Prawdopodobnie poza Bieńkiem wszędzie ma polecieć jeszcze tylko Bartosz Bednorz.
Wykaz podróży reprezentacji Polski w najbliższych trzech tygodniach wygląda tak:
Weekend pierwszy:
Warszawa - Paryż 1 386 km*
Paryż - Osaka 9 645
Weekend drugi:
Osaka - Tokio 385
Tokio - Chicago 10 163
Weeekend trzeci:
Chicago - Los Angeles 2 805
Los Angeles - Melbourne 12 788
Powrót:
Melbourne - Dubaj 11 679
Dubaj - Warszawa 4 158
W sumie 53 009 km
*Odległości lotnicze podane za http://pl.thetimenow.com/distance-calculator.php