Piotr Nowakowski, Maciej Muzaj, Grzegorz Łomacz, Michał Kubiak, Aleksander Śliwka, Mateusz Bieniek i jako libero Michał Żurek - w takim składzie Polacy zaczęli mecz z Niemcami. Trener Vital Heynen zgodnie z przewidywaniami postawił na zawodników, którzy w łódzkim turnieju grali dotąd najmniej. Pokazał, że w tym momencie priorytetem jest ogrywanie całej, szerokiej kadry, a nie wygrywanie meczów.
To musiało zasmucić kibiców. Już po dwóch słabych setach było jasne, że belgijski trener Polaków nie postawi piwa, które obiecał kupić każdemu pełnoletniemu kibicowi w przypadku zwycięstwa Polski za trzy punkty, czyli 3:0 lub 3:1. Taka wygrana pozwoliłaby zakończyć naszej kadrze polskie turnieje (przed tygodniem graliśmy w Katowicach i Krakowie) z kompletem punktów. Niestety, miało być lane piwo, lani byli Polacy.
Śliwka skończył jeden z pięciu ataków, dwa razy dał się ustrzelić zagrywką, do tego cały czas spóźniał się w obronie. Dlatego grał tylko w pierwszym secie. Muzaj, wielki, mający 208 cm wzrostu, atakujący znów szybko pokazał, że daleko mu jeszcze do bycia wielkim mentalnie. Po dwóch setach miał bilans 4/10, nie pomógł drużynie ani zagrywką, ani blokiem. Jego też Heynen szybko wymienił. Na Bartosza Kurka. Ale i on nie błyszczał. Ataki na siłę, nad blokiem z nadzieją, że piłka dotknie ręki rywala, wchodzenie pod piłkę, zła zagrywka - nasz doświadczony siatkarz pokazywał takie zagrania, a nie skuteczność, której potrzebowała drużyna.
Ale mylili się wszyscy. Przy stanie 13:15 w drugim secie Nowakowski zaserwował floatem w dolną taśmę siatki. To był wielbłąd, a nie błąd. Pomyłkę tej samej kategorii zobaczyliśmy na koniec partii, gdy przy stanie 21:24 Fabian Drzyzga bardzo dobrze zaserwował, piłka wróciła na naszą stronę, a Artur Szalpuk zamiast uderzyć ją znad siatki, przerzucił na drugą stronę do zaskoczonego Kurka, który nie skończył ataku.
A propos Szalpuka - w sobotę z Chinami był najlepszy na boisku, miał 70-procentową skuteczność ataku (14/20), a w niedzielę cały czas kiwał, wstrzymywał rękę i w efekcie w drugiej partii zaliczył taki sam występ (1/5), jak w pierwszej Śliwka, którego zmienił.
Heynen zmienił Śliwkę, Muzaja, za Łomacza wprowadzał Drzyzgę, na zagrywkę posyłał Bartosza Kwolka, szybko - bo już w drugim secie - zrezygnował z Żurka i chcąc poprawić przyjęcie wprowadził do gry Zatorskiego, ale nam mimo wielu zmian wciąż nie szło, a Niemcy byli rozpędzeni i jeszcze w drugiej partii okazali się nie do zatrzymania.
Po niej w statystykach widzieliśmy rażącą różnicę w dwóch elementach. Oni mieli skuteczność 60-, a my 38-procentową. Natomiast w bloku przegrywaliśmy 1:6.
Recepta na poprawę naszego bloku wydawała się prosta. I taka była. W trzecim secie oglądaliśmy w akcji Jakuba Kochanowskiego. I jeśli do tej pory uważaliśmy, że 20-letni środkowy jest drugim najlepszym Polakiem w Lidze Narodów po Kubiaku, to kto wie czy teraz nie pokazał, że jest dla kadry już tak samo ważny. Kapitan walczył, szarpał już w przegranych setach, ale było widać, że zdziałałaby więcej, gdyby miał jeszcze kogoś do pomocy. Teraz z Kochanowskim stawiał bloki w tym elemencie trzeciego seta wygraliśmy aż 6:1.
To blok i wyblok dający nam kontry pozwoliły w trzecim secie wyjść na prowadzenie 13:8. To jeszcze nie dało spokoju, jeszcze przez błędy w ataku Niemcy dochodzili nas nawet na dwa punkty, ale partię wygraliśmy do 21 i zostaliśmy w grze.
Zostaliśmy z nadziejami na podtrzymanie zwycięskiej passy w Lidze Narodów. Bo choć ciągle sporo było w naszej grze mankamentów - Kurek miał ogólny bilans ataku 5/14, a w tej konkretnej partii 2/7, Kubiak też nie kończył ataków (9/25) - to widać też było zmiany na lepsze. Przede wszystkim Kwolek (3/6 w ataku, bez błędu w przyjęciu) wyglądał zdecydowanie lepiej od grających wcześniej Śliwki i Szalpuka, a Niemcy przestali szaleć w ataku, bo w końcu odrzuciliśmy ich od siatki (w trzecim secie zaserwowaliśmy cztery asy, a wcześniej tylko jednego).
Niezłą grę kontynuowaliśmy w czwartej partii. Ale tylko niezłą, bo falowaliśmy. Wypuściliśmy prowadzenie 14:11 (15:16), wypuściliśmy 22:21 (22:23), nie skończyliśmy piłki setowej przy wyniku 24:23, więc trzeba było grać na przewagi. Wojnę nerwów 27:25 wygrali goście.
Porażka z wicemistrzami Europy była pierwszą w szóstym meczu Polaków w Lidze Narodów. Już w poniedziałek nasza kadra wyleci do Japonii. Turniej w Osace zacznie się w piątek. Stamtąd zespół Heynena przeniesie się do USA, a z Ameryki do Australii. W wyjazdowych turniejach trzeba będzie szukać punktów, które mogłyby dać awans do Final Six. Turniej finałowy Ligi Narodów odbędzie się od 4 do 8 lipca we Francji.