Siatkówka. Jacek Kasprzyk: Paniki na razie nie będzie. Ufam, że jest możliwe, by ta drużyna zdobyła medal

- Kiedy przyjechałem do Spały, zobaczyłem radość w oczach zawodników - mówi w rozmowie ze Sport.pl prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej, Jacek Kasprzyk.

Polacy przegrali pierwszy sparing w sezonie reprezentacyjnym. Spodek nie przyniósł szczęścia nowemu selekcjonerowi kadry, Vitalowi Heynenowi, i jego podopieczni ulegli Kanadyjczykom 1:3. Okazję do rewanżu biało-czerwoni będą mieli już w poniedziałek, kiedy w Opolu ponownie podejmą zespół prowadzony przez Stephane'a Antigę.

Jacek Kasprzyk Jacek Kasprzyk JAKUB PORZYCKI

Pierwszy oficjalny sparing, pierwsza porażka... Emocje rosną, żółte kartki na posterunku?

Jacek Kasprzyk: - Ha, ha. Proszę mi uwierzyć - emocje zawsze pojawiają się wtedy, kiedy gra reprezentacja Polski. Wynik w sobotę był, jaki był, ale czegóż mogliśmy oczekiwać po 4 dniach zgrupowania? Wszyscy siatkarze przyjechali po bardzo ciężkim sezonie ligowym, a dwóch zawodników ZAKSY Kędzierzyn-Koźle nawet jeszcze nie zdążyło dojechać na zgrupowanie po Final Four w Kazaniu.

Nie zmienia to faktu, że wygląda to obiecująco. Momentami można było zobaczyć "polską grę" - dużą inteligencję i zwracanie uwagi na to, co się dzieje po drugiej stronie siatki. Jestem zadowolony z tego, co widziałem w sobotę.

Czytałam pańskie wypowiedzi odnoszące się do tego, co działo się w Spale - podkreślał pan dobrą atmosferę panującą w zespole. Jaka jest zasadnicza różnica pomiędzy tym, co widzi pan teraz, a tym, co widział pan rok temu?

- Jedna rzecz się nie zmieniła - praca. Niektórzy siatkarze są naprawdę zmęczeni lub walczą z mikrourazami, jak przykładowo Dawid Konarski czy Mateusz Mika. Kalendarz klubowo-reprezentacyjny daje się we znaki. Na ten moment cieszę się więc, że nie ma większej liczby kontuzji.

Polscy kibice w Spodku mogli zobaczyć 21 zawodników, co nie zdarza się często. Grano jedną szóstką, później trener zmieniał skład całkowicie, dając szanse na zaprezentowanie się i oswojenie z kadrowym parkietem większej liczbie siatkarzy.

Paniki na razie nie będzie, ponieważ Siatkarska Liga Narodów nie wlicza się do światowego rankingu przed igrzyskami olimpijskimi. Gdyby wchodziła do zestawienia, to parcie na zwycięstwa byłoby większe. To daje nam komfort stopniowego przygotowywania polskiej drużyny na mistrzostwa świata, a w perspektywie także na przyszłoroczne mistrzostwa Europy czy wspomniane wcześniej igrzyska.

Stephane Antiga był trenerem potrafiącym przekonać największe gwiazdy do gry, a Ferdinando De Giorgi oparł swoje szkolenie o rygorystyczne zasady. Jaki dla graczy jest w pana ocenie Vital Heynen?

- Jest bardzo przyjazny, jednocześnie będąc wymagającym. Spędza sporo czasu na indywidualnych spotkaniach z zawodnikami. Po sobotnim meczu usiadł z Michałem Kubiakiem, rozmawiając z nim na temat tego, co wydarzyło się na boisku. Belg skupia się również na analizie zebranych materiałów i cały czas pracuje nad tym, by wyeliminować błędy z gry swoich podopiecznych.

Wspominanych przez pana podziałów w zespole już nie ma?

- Kiedy przyjechałem do Spały, zobaczyłem radość w oczach zawodników. Oni naprawdę chcą grać razem, nie ma między nimi podziałów, a starsi integrują się z młodszymi. To widać również na boisku. Jedni wspierają drugich. Ci bardziej doświadczeni muszą pamiętać o tym, że tylko zgoda w drużynie i wspólne dążenie do sukcesów pozwoli na zdobywanie medali.

Tego brakło poprzednim razem?

- Troszeczkę tak mimo że naprawdę ciężko pracowali. Późniejsze wyniki badań, które zrobiono przed mistrzostwami Europy, wykazały, że wszyscy siatkarze byli przemęczeni. Taka była oficjalna interpretacja lekarska, która wskazywała na to, że gdyby trener De Giorgi odpuścił zawodnikom nieco wcześniej, to pod kątem ich wydolności mogło być dużo lepiej.

Nie boi się pan, że podobne wypowiedzi można odebrać jako szukanie kozła ofiarnego?

- Nie, broń Boże! Ferdinando De Giorgi jest bardzo dobrym trenerem i wynik osiągnięty przez jego zespół mógł być pokłosiem wyłącznie tego, że wcześniej nie pracował z reprezentacją. Inaczej kieruje się drużyną klubową, a inaczej narodową. Gdyby był złym szkoleniowcem, to nikt by go w Polsce nie zatrudnił, a pracę znalazł bardzo szybko.

Czyli teraz w PZPS-ie spokój, bo kolejna rotacja w sztabie byłaby objawem paniki.

- Tak, jestem spokojny. Mogę powiedzieć, że nie zazdroszczę trenerowi Heynenowi wyboru, ponieważ ma pięciu doskonałych atakujących, którzy odnaleźliby się w każdej czołowej reprezentacji świata.

Takiego urodzaju nie ma na rozegraniu. Nie obawia się pan ponownego obrania schematu Drzyzga/Łomacz?

- Myślę, że mamy czterech doskonałych rozgrywających. Komenda i Janusz mają po prostu trochę mniej doświadczenia kadrowego.

Kiedyś trener Heynen powiedział, że najlepszy wiek dla rozgrywającego to 35-37 lat. Takiej postaci wśród powołanych nie było.

- Bo nie mamy takich zawodników.

A Łukasz Żygadło?

- On ma 38 lat, a my przygotowujemy zespół z myślą o Tokio.

To w takim razie został nam Paweł Woicki.

- Haha, może właśnie dlatego jest w sztabie z trenerem Heynenem? Nie przewiduję jednak takiej roszady, bo wydaje mi się, że z wcześniej wymienionej czwórki wybrana zostanie dwójka na mistrzostwa świata. Patrząc na skład cieszę się, że w drużynie nie będzie wyrwy nawet w przypadku ewentualnej kontuzji, ponieważ dysponujemy wyrównanym i mocnym składem. A w kolejnym sezonie dojdzie do niego Wilfredo Leon.

Wierzy pan w powtórkę scenariusza mistrzostw świata sprzed czterech lat? Okoliczności są podobne.

- Jestem optymistą i wierzę. Mam nadzieję i ufam, że jest możliwe, by ta drużyna zdobyła medal na mistrzostwach świata.

Więcej o:
Copyright © Agora SA