Siatkówka. Michał Winiarski: Nie boję się o nadchodzące mistrzostwa świata

- Siatkówka to sport, który wymaga wymiany pokoleń. To niezwykłe, że co jakiś czas zdarza nam się wychować generację mistrzów świata juniorów, z których później jesteśmy w stanie utworzyć trzon "dorosłej" reprezentacji - mówi w rozmowie ze Sport.pl asystent trenera PGE Skry Bełchatów, Michał Winiarski.
Pożegnanie Michała Winiarskiego w Atlas Arenue Pożegnanie Michała Winiarskiego w Atlas Arenue MARCIN STĘPIEŃ

Michał Winiarski skończył siatkarską karierę po sezonie 2016/2017. Była to dla niego trudna decyzja, ponieważ nie chciał żegnać się z zawodowym sportem. Zmusiły go do tego kontuzje.

Teraz mistrz świata z 2014 roku pracuje jako asystent trenera Roberto Piazzy w PGE Skrze Bełchatów, która po rundzie zasadniczej zajęła pozycję wicelidera PlusLigi. W rozmowie ze Sport.pl Michał Winiarski opowiada o tym, jaki jest dla niego pierwszy sezon w sztabie szkoleniowym i czy obawia się nadchodzącego siatkarskiego mundialu.

Pożegnanie Michała Winiarskiego w Atlas Arenue Pożegnanie Michała Winiarskiego w Atlas Arenue MARCIN STĘPIEŃ

Przeżył pan już prawie cały sezon zasadniczy jako asystent Roberto Piazzy. Wie pan wszystko co najlepsze i najgorsze o byciu trenerem w PlusLidze?

Michał Winiarski: - Pierwsze szlify już zebrałem. Było kilka trudnych, ale i przyjemnych momentów. Działo się sporo i to wszystko dało mi dużo doświadczenia trenerskiego.

To był trudny start w karierę trenerską. Mieliście do tej pory kilka momentów granicznych - utrata obydwu rozgrywających i wystawianie na tej pozycji 18-latka, Klubowe Mistrzostwa Świata,  czy  też odpadnięcie z Ligi Mistrzów w momencie, kiedy w pierwszym meczu wygrywaliście 2:0.

- Mogę z ręką na sercu powiedzieć, że w trwających rozgrywkach przydarzyło nam się absolutnie wszystko, co mogło się stać w profesjonalnym siatkarskim zespole. W ważnym momencie sezonu kontuzji doznał Grzegorz Łomacz, czyli podstawowy rozgrywający. Puchar Polski zagraliśmy więc z Marcinem Januszem, który poradził sobie znakomicie, choć wkrótce i jemu przydarzył się uraz. Wtedy do gry wszedł 18-latek z Młodej Ligi.

Poza tym zdarzały się drobniejsze kontuzje, ciągłe wyjazdy, wyjątkowo mało czasu na trenowanie. Skupienie i praca, którą wykonaliśmy na początku sezonu, jednak zaprocentowały. Mimo to nic nie układało się dla nas łatwo - Liga Mistrzów i KMŚ dały nam się we znaki, a w dodatku kilka zespołów poprosiło nas o odwrócenie kolejność spotkań, dlatego w drugiej części sezonu zasadniczego graliśmy 10 meczów na wyjeździe.

Oprócz tego, że odpadliśmy z Ligi Mistrzów w dwumeczu z Cucine Lube Civitanova, wykonaliśmy nasze założenia. Jesteśmy w najlepszej dwójce PlusLigi, która trafia w play-off bezpośrednio do półfinału. Przed nami dwa tygodnie spokojnej pracy i przygotowywania formy do kolejnego etapu rozgrywek.

Jako młody trener nie żałuje pan wskoczenia na wyjątkowo szybko pędzący rollercoaster, jakim jest PGE Skra Bełchatów?

- Całe życie byłem w zespołach, od których oczekiwano wyłącznie zwycięstwa. Presja odczuwana jako trener-asystent jest dla mnie czymś zupełnie normalnym. Nie mam dużego stresu, czemu się dziwię, bo przed sezonem zakładałem, że będę reagował bardziej emocjonalnie. Dzięki temu mogę jednak racjonalnie i chłodno patrzeć na to, co dzieje się na boisku i pomóc chłopakom oraz pierwszemu trenerowi.

Jesteśmy stosunkowo nowym zespołem. W szóstce mamy Bartosza Bednorza, który w poprzednim sezonie zbyt wiele nie pograł, Milada Ebadipoura, występującego w Europie po raz pierwszy w karierze i Grzegorza Łomacza. Trzech podstawowych graczy musiało nauczyć się walczyć w Skrze Bełchatów - w zespole, od którego zawsze oczekuje się sukcesu. Kiedy zaczęli rozumieć tę prawidłowość, nasza gra w końcówce sezonu wyglądała zdecydowanie lepiej.

Praca trenera pana nie zawiodła?

- Emocje są niesamowite, trochę inne, niż wtedy, gdy byłem zawodnikiem. Im dłużej siedzę na ławce trenerskiej, tym bardziej staję się jak doświadczony siatkarz - zaczynam wierzyć w wykonaną pracę, a nie w uczucia. Wiem, że jeśli ze sztabem przygotujemy odpowiednią taktykę,  obejrzymy 5-6 meczów przed każdym naszym spotkaniem, to często zobaczymy efekty w postaci dobrej gry zespołu.

Bycie trenerem sprawia mi ogromną przyjemność. Siatkówka zawsze była moją pasją, a ja dzięki niej czuję się szczęśliwy. Praca szkoleniowca mnie nie zawiodła.

Kiedy zdobywał pan złoty medal mistrzostw świata w 2014 roku, wyobrażał pan sobie, że za 4 lata znajdzie się w takim miejscu, w jakim jest teraz?

- Chciałem być trenerem i cały czas miałem to w głowie. Poczyniłem również odpowiednie kroki, ale mimo to planowałem grać do 37 - 38. roku życia. Zdrowie jednak na to nie pozwoliło.

Z perspektywy czasu był to najważniejszy sukces?

- Każdy jest ważny i każdy smakował inaczej. Wszystkie są w danych momentach najpiękniejsze.

A w tej chwili?

- Mistrzostwo świata zdobyte w Polsce przy całej rodzinie siedzącej na trybunach było zwieńczeniem mojej pracy.

Polska siatkówka wykorzystała ten sukces?

- Jeżeli rozmawiamy o wyniku sportowym, uważam, że Stephane Antiga miał spory kłopot z zastąpieniem czterech zawodników, którzy odeszli z kadry. Trzej podstawowi siatkarze, którzy grali na mistrzostwach świata 2014, zrezygnowali - to tak, jakby ktoś zabrał pół zespołu! Zmiennicy mieli jednak czas na naukę. Kolejne mistrzostwa świata przed nami i trzymam kciuki, by doszło na nich do tego, co stało się u nas - idealnego miksu pokoleń.

W 2006 roku mnie oraz Mariuszowi Wlazłemu udało się dołączyć do kadry. Zdobyliśmy srebro na mistrzostwach świata w Japonii. Po tym sukcesie do reprezentacji wprowadzono młodszych zawodników - dostali czas, by nabrać nieco szlifów. Podobny scenariusz, ale tym razem z nami jako przedstawicielami "starszej generacji", oglądaliśmy cztery lata temu, kiedy sięgaliśmy po złoto w Katowicach.

Paradoksalnie jesteśmy chyba w podobnym punkcie, co cztery lata temu - z nowym trenerem, zawodnikami po przejściach, ale i złotymi juniorami...

- Tak, ale chyba jest tak zawsze. Siatkówka to sport, który wymaga wymiany pokoleń. To niezwykłe, że co jakiś czas zdarza nam się wychować generację mistrzów świata juniorów, z których później jesteśmy w stanie utworzyć trzon "dorosłej" reprezentacji. Mamy bardzo dużą przewagę już na starcie. Nawet jeśli ktoś ze złotej drużyny nie zrobi przeskoku ku świetnej grze seniorskiej, to zawsze jest z czego wybierać, bo grupa zdolnych jest spora.

Nie boi się pan o nadchodzące mistrzostwa świata?

- Nie boję się o nadchodzące mistrzostwa świata. Życzę sobie i kibicom tego, by siatkówka wciąż była dyscypliną, którą będziemy mogli się cieszyć. Pamiętam, jak się czułem, grając przy pełnych trybunach dla mojego kraju i myślę, że każdy sportowiec o tym marzy. Takich emocji życzę wszystkim chłopakom, którzy znajdą się w kadrze.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.