Benjamin Toniutti, Paweł Zatorski, Mateusz Bieniek, Łukasz Wiśniewski, Jan Hadrava i Paweł Woicki - ci zawodnicy w trakcie sezonu 2017/2018 prolongowali umowy ze swoimi klubami. Skąd tak wczesne ruchy transferowe? O tym rozmawiamy z managerem siatkarskim Jakubem Malke.
Jakub Malke: Przede wszystkim wynika to z faktu, że kluby znają swoje budżety na sezon 2018/2019 i tym samym nie mają problemu z planowaniem tego, jak zespół ma w przyszłości wyglądać. Prezesi, pomni tego, że czas to pieniądz, nie czekają i negocjują warunki kontraktów z zawodnikami, z których są najbardziej zadowoleni. Robią to, by nie być zaskoczonymi w ciągu kilku kolejnych tygodni, w których odnotowuje się większe ruchy na rynku transferowym.
Władze drużyn wiedzą, że będą musiały konkurować z wieloma zespołami, dlatego działają jak najszybciej, czego najlepszym przykładem jest Sebastian Świderski z ZAKSY Kędzierzyn-Koźle. Aktualni mistrzowie Polski już w tej chwili wiedzą, że udało im się utrzymać trzon zespołu. Podpisano nowe kontrakty z Benjaminem Toniuttim i Pawłem Zatorskim, zabezpieczono pierwszoplanowe postaci środka, czyli umowy z Mateuszem Bieńkiem i Łukaszem Wiśniewskim.
Sam jestem zaskoczony, że w tym roku tak szybko doszło do pierwszych ruchów na rynku. Zazwyczaj startem rozmów były finały krajowych pucharów - czy to w Polsce czy we Włoszech, a w tym sezonie do pierwszych z nich doszło jeszcze przed Świętami Bożego Narodzenia. Na razie nie ze wszystkich coś wniknęło, ale przynajmniej wiadomo, które kluby zainteresowane są poszczególnymi zawodnikami.
- Dobrych znaków jest wiele. Przede wszystkim powinno cieszyć to, że jest więcej kandydatów do tego, by grać o ligowe trofea. Zwycięstwo Trefla Gdańsk w Pucharze Polski pokazało, że drużyny skazywane na "pożarcie" mimo wszystko dysponują silnym i wyrównanym składem, który może grać z najlepszymi.
Tegoroczny play-off będzie jednym z najciekawszych w ostatnich latach, ponieważ w mojej opinii zespoły z miejsc 3-6 nie sprzedadzą tanio skóry. Co więcej, nawet kogoś z wielkich może zabraknąć w tej grupie, co niegdyś było nie do pomyślenia!
Nie wydaje mi się, by w przyszłym sezonie pieniędzy w lidze było więcej, ale mniej też nie. Cieszy mnie natomiast to, że kluby po wielu latach doszły do wniosku, że warto inwestować w polskich zawodników i z nimi wiązać swoją przyszłość. Zobaczono, że jeśli chce się budować zaufanie na linii gracz-klub, to powinno się inwestować przede wszystkim w rodzimych siatkarzy. Jest to wzór włoski - to właśnie w Italii miejscowych zawodników się docenia, od obcokrajowców wymagając o wiele więcej już na starcie.
Może poruszenie na rynku transferowym wzięło się z tego, że władze drużyn zdały sobie sprawę, że przy rosnącej liczbie klubów warto zagwarantować sobie dobry skład dużo wcześniej? Obcokrajowcy mogą poczekać, więc kluby koncentrują się na razie głównie na pozyskiwaniu zawodników z Polski.
- Dlatego właśnie nie jest tak, że na tu i teraz zgadzamy się na kończenie prowadzonych rozmów. Rynek wycenia gracza w oczywisty sposób - na tyle, ile dany klub jest w stanie zapłacić za podpisanie z nim kontraktu. Wpływ na sytuację ma to, czy dany siatkarz chce wyjechać, opuścić klub czy też wrócić do kraju. Liga włoska jest w tej chwili najwyżej opłacaną ze wszystkich. W Rosji niezła sytuacja jest w 2-3 klubach i na pewno finansowanie nie jest tam tak wysokie, jak jeszcze kilka lat temu.
Doceńmy też transfery zawodników zagranicznych, które w przypadku tych topowych siatkarzy są wartością dodaną do ligi. To, że Toniutti zostaje jest bardzo dobrą informacją. Mówi się o tym, że Srećko Lisinac odejdzie, ale z drugiej strony to nie dziwi, bo chyba więcej nie zdobędzie w Polsce. Poza tym jeśli chodzi o jego przyszłość, to ponoć jest też warunkowana sytuacją rodzinną, która może wpłynąć na ewentualną zmianę jego otoczenia.
- Generalnie w polskiej siatkówce wszystko się profesjonalizuje. Podejrzewam, że tego typu umowy nie są jeszcze podpisane, a rozmowy zwyczajnie mają doprowadzić do finalnego porozumienia.
Myślę, że nawet ewentualne wcześniejsze podpisanie umowy nie ma wpływu na zawodników. Są oni profesjonalistami, każdy walczy o dobre imię swojego klubu do samego końca. Dobrym na to przykładem jest Georg Grozer, który pomiędzy meczami finałowymi ogłosił, że żegna się z Asseco Resovią Rzeszów. To nie przeszkodziło mu w graniu w znakomitym stylu.
Poza tym patrzmy na to, że wiele rozmów toczy się z pominięciem udziału zawodników. Staramy się, by nasi podopieczni nie zawracali sobie takimi rzeczami głowy, i by spokojnie mogli się skupić na grze. Prawdopodobieństwo odejścia danego siatkarza z klubu zawsze jest takie samo, jak w nim pozostania. Wydaje mi się, że w tych najgłośniejszych przypadkach macierzyste drużyny łatwo nie złożą broni.
- Wydaje mi się, że wykreowaliśmy nowe gwiazdy i na tym polega największa siła naszej ligi. Dziś jedną z nich jest na przykład Aleksander Śliwka, który odgrywa pierwszoplanową rolę w Resovii Rzeszów, Sam Deroo, który ma ważny kontrakt w ZAKSIE, Paweł Zatorski, czyli jeden z trzech najlepszych libero na świecie... Pojawiają się też nowe postaci - na przykład Bartosz Kwolek, który rozgrywa świetny sezon w ONICO.
PlusLiga nie pozostawia pustego miejsca po gwiazdach i daje nowe. Trzeba cieszyć się z tego, że nie zanosi się na to, by był duży exodus Polaków za granicę. Kilku z nich może co prawda opuścić kraj, ale jest to bardziej ich świadoma decyzja i chęć poznawania innych lig. To też jest fajne, bo w pewnym momencie spore grono ze starszych roczników wyjeżdżało i na nich później zbudowano siłę reprezentacji. Dziś jest inaczej, bo PlusLiga ma naprawdę dużo do zaoferowania, a kluby robią wiele, by zatrzymać Polaków. Dobrymi na to przykładami są Artur Szalpuk czy Mateusz Mika - za granicą nie znajdzie się w ich klasie siatkarzy na podobnym pułapie finansowym.
- Jeśli chodzi o opóźnienia finansowe, to klub od razu na początku o nich informował. W tej chwili jednak zaczęły się lepsze momenty dla Trefla Gdańsk, jeśli chodzi o stronę finansową, i klub zaczyna wywiązywać się ze swoich zobowiązań.
Jaka jest jego przyszłość? Myślę, że będzie mu bardzo ciężko utrzymać taki zespół, jaki ma, ale władze nadal robią wszystko, by pozyskać nowych sponsorów. Strata Lotosu była bolesna, bo oscylowała w utracie 3-3,5 miliona złotych. Część ze środków udało się zdobyć, ale nie wszystko.
- Mamy poczynione pewne ustalenia z klubem i obie strony się ich trzymają. Władze drużyny będą musiały skupić się na tym, jak zbudować zespół na przyszły rok i nie zaprzeczam, że prowadzą z nami rozmowy na temat każdego z zawodników. Poza tym wydaje mi się, że Trefl Gdańsk może być czarnym koniem play-off, co udowodnił w Pucharze Polski.
- W ostatnim czasie dwukrotnie spotkałem się z prezesami GKS-u. To jakaś plotka gminna, którą słyszę nie tylko od Pani, ale nie dziwi mnie ona - Mark Lebedew nie współpracuje już z jastrzębianami, więc wydaje mi się, że jego CV trafiło nie tylko do klubu z Katowic, ale i do innych drużyn. Pozycja Piotrka w żadnym momencie nie była zagrożona.
Trener Gruszka był gotowy do objęcia kadry i należy się cieszyć, że znalazł się w finałowej trójce. PZPS wybrał jednak innego szkoleniowca, więc będziemy teraz trzymać kciuki za Vitala, by jego losy ułożyły się jak najlepiej. Im więcej osiągnie sukcesów, tym lepiej dla polskiej siatkówki. Ciężko mu nie kibicować, ponieważ jest on osobą, której trudno nie lubić. Uciąłem sobie z nim dłuższą rozmowę podczas Pucharu Polski we Wrocławiu i naprawdę byłem pod wrażeniem. Niemniej jednak jeśli zdarzy się kiedykolwiek okazja do poprowadzenia polskiej kadry, to Piotr zapewne rękawicę podniesie i spróbuje raz jeszcze.
Czy pasmo porażek mogło zaszkodzić Piotrowi? Pewnie tak, ale trzeba pamiętać, że przegrana przegranej nie jest równa. Fajnie, że jego zespół wygrał w Sosnowcu, bo był to mecz za sześć punktów. Sam szkoleniowiec pracuje z myślą o kolejnym sezonie w GKS-ie, bo ma ważny kontrakt.