Goerg Grozer pobił nieoficjalny rekord świata - po jednym z jego serwisów w pierwszym secie piłka osiągnęła prędkość 131 km/h. Bombę znakomicie przyjął Paweł Zatorski. Natomiast Niemcy nie poradzili sobie z czterema granatami, które na ich stronę rzucił w bardzo ważnym momencie Michał Winiarski. Kapitan biało-czerwonych poszedł na zagrywkę przy stanie 16:18 i najpierw dwa razy moc z precyzją połączył na tyle dobrze, że przez złe przyjęcia Niemców mieliśmy i skończyliśmy kontry, a później huknął dwa czyste asy. Bez tych zagrywek nie byłoby dramatycznej końcówki i zwycięstwa w pierwszym secie.
Z sześciu meczów, jakie kadra rozegrała w drugiej i trzeciej rundzie w Łodzi dobrze spisał się tylko w ostatnim. - Dziękuję trenerowi, że tak mi ufał - powiedział w rozmowie ze Sport.pl po spotkaniu z Rosją. Antiga stawiał na środkowego Resovii mimo że w spotkaniach z Włochami, Iranem, Francją i Brazylią dużo lepiej wypadał wprowadzany za niego Marcin Możdżonek. Wydawało nam się, że zwrot inwestycji otrzymał w walce z Rosjanami o awans do półfinału. Tymczasem dla Antigi, drużyny i kibiców "Pipen" rozbił bank dopiero grając przeciw Niemcom. Od początku imponował spokojem i pewnością w ataku, a do tego kapitalnie zagrywał. W drugiej partii poszedł na zagrywkę przy naszym prowadzeniu 10:9. Serię zakończył asem na 15:9. Co tu dużo mówić - "Pipen" zagrał jak Michael Jordan! A że jego koledzy nie okazali się dawnymi gwiazdami Chicago Bulls, przeżyliśmy jeszcze większe nerwy niż w pierwszym secie. Tak naprawdę tylko skrajnej głupocie Maksa Gunthora zawdzięczamy, że nie skończył się on naszą porażką 23:25. Gracz, który nękał nas floatami, tak zagorzale zebrał się do ataku piłki przechodzącej po tym, jak nogą z trybun wybił ją Wlazły, że popełnił najprostszy błąd techniczny - przełożył rękę na polską stronę. Od stanu 24:24 Wlazły zaczął kończyć wszystkie trudne piłki, a ostatnią blokiem na Christianie Frommie skończył Piotr "Pipen" - wróć! - "Jordan" Nowakowski.
Prowadząc 10:5 w trzecim secie Polacy mieli wręcz obowiązek utrzymać tę zaliczkę do końca partii i po trzech setach odpoczywać przed finałem. Niestety, mimo dwóch wygranych setów, wielu naszych zawodników nie uspokoiło nerwów. Cały czas niedokładnie rozgrywał Fabian Drzyzga, przez co właściwej sobie skuteczności nie prezentował Wlazły. Na środku gorzej niż w poprzednich meczach spisywał się Karol Kłos, a Michał Kubiak i Dawid Konarski, czyli zmiennicy mający odciążyć zmęczonych Wlazłego i Winiarskiego, nie wnosili do gry tyle, ile wnieść potrafią. Efekt - polska specjalność w tym turnieju, czyli porażka 23:25 i kolejne nerwy na własne życzenie.
Lider rankingu najlepiej punktujących, lider zestawienia najskuteczniej atakujących, jeden z najlepiej serwujących - tak wygląda w statystykach tych mistrzostw Mariusz Wlazły. A na boisku wygląda jeszcze lepiej. W meczu z Niemcami znów skończył wiele piłek pozornie niemożliwych do skończenia, znów kapitalnie pomógł zagrywką. Był tym lepszy, im bliżej było końca meczu. W czwartym secie serią znakomitych zagrywek wyprowadził nas z 10:10 na 13:10, na 23:19 znów zaserwował asa. W zagrywce i ataku był lepszy od Grozera, który uchodził dotąd za jedynego człowieka mogącego odebrać naszemu zawodnikowi tytuł MVP turnieju. A trzeba pamiętać, że "Szampon" w przeciwieństwie do Niemca, świetnie spisuje się również w obronie (wspomnijmy choćby jego akcję przy piłce setowej dla rywali w drugiej partii). Bez względu na wynik niedzielnego finału - choć mamy prawo wierzyć, że po naszej myśli, zwłaszcza z Wlazłym w takiej formie - człowiek, którego w kadrze nie było przez kilka ostatnich lat, jest dziś najlepszym siatkarzem globu.