Włoszki w teorii to wciąż czołowa drużyna Europy, która ostatnio mocno się jednak zmieniła. Po roku olimpijskim odeszło wiele znanych zawodniczek, m.in. Paola Cardullo, Eleonora Lo Bianco i Francesca Piccinini. - Teraz Włoszki mają trenera, który prowadził zespoły juniorskie, z którymi odnosił sukcesy na ME i MŚ. Wprowadził więc do zespołu swoje wychowanki. Uzupełnił ekipę kilkoma doświadczonymi siatkarkami - opowiada menedżer siatkarski Jakub Dolata.
Włoszki tradycyjnie grają nieźle w przyjęciu i obronie. W ataku niezwykle groźna jest 19-letnia Valentina Diouf, córka senegalskich emigrantów, mierząca 202 cm.
Sęk w tym, że polski zespół nie miał okazji obserwować Włoszek w akcji i informacji na temat ich gry ma mało. Dla równowagi także w szeregach polskiej drużyny zaszło tak wiele zmian, że trudno za nimi nadążyć. - Gramy ze sobą dopiero od trzech miesięcy - zauważa libero Paulina Maj. - Jest już lepiej niż podczas letniego Grand Prix. Siła zespołu będzie rosła - dodaje Joanna Kaczor.
Nawet jeśli Polkom uda się pokonać rywalki w barażu o ćwierćfinał, a faworytkami nie są, dalsza droga do fazy medalowej będzie bardzo trudna. Na zwycięzcę barażu czekają Serbki, które pokonały Polskę bezdyskusyjnie w ostatnim meczu grupowym w Schwerinie. Ostatni raz biało-czerwone zwyciężyły Serbki na imprezie mistrzowskiej sześć lat temu.
Polki aż tak dobrze nie grają, choć ich trzeci i czwarty set w sobotnim meczu z Bułgarią robił wrażenie. - To jest poziom, do którego dążymy i na który nas stać - przekonuje Maj. - Gramy jednak bardzo nierówno, raz źle, raz dobrze. Raz jest smutek, raz euforia. Wychodzi na to, że we wtorek jest kolej euforii.