ME siatkarek. Czy Złotka stać na złoto?

Polskie siatkarki w mistrzostwach Europy dotarły już do ćwierćfinału, w którym w czwartek zmierzą się prawdopodobnie z Serbią (albo z Rumunią). Ten mecz w środę o 20.00. Wynik na żywo na Sport.pl). Biało-czerwone są największą zagadką turnieju i choć same mają olbrzymie ambicje, potentaci mają o nas nie najlepsze zdanie

Kolejne rewolucje w kadrze, zmiana trenera, chwiejna forma w letnich meczach World Grand Prix każą po Polkach spodziewać się wszystkiego. I tego, że po czwartkowym ćwierćfinale będą wracać do domu, i tego, że czwarty raz w ośmiu ostatnich latach staną na podium. Szef polskiej siatkówki Mirosław Przedpełski precyzuje nawet te aspiracje, mówiąc, że śni mu się po nocach najcenniejszy medal naszej drużyny - tak jak w turniejach Euro w 2003 i 2005 roku, w których Polki zostały okrzyknięte Złotkami.

Za prognozy nie ma się jednak co zabierać, zwłaszcza że obraz polskiej drużyny - w porównaniu z poprzednimi sezonami zmienionej drastycznie - dodatkowo zagmatwał trener Alojzy Świderek, który na poniedziałkowy mecz z Rumunią, w którym Polki musiały wygrać jednego seta, by utrzymać pozycję lidera, wpuścił rezerwowe. Nawet te, które dotychczasowe spotkania oglądały z trybun, bo nie mieściły się w 12-osobowej kadrze.

W grupie Polki miały tak słabych przeciwników, że nie wiadomo, czy trzy zwycięstwa po 3:0 to nasza rewelacyjna gra, czy też słabość rywalek, wśród których - np. w reprezentacji Izraela - znalazłaby miejsce każda ze 120 siatkarek naszej ekstraklasy.

- Te zespoły też trzeba było pokonać - uważa Ireneusz Mazur, były trener męskiej kadry, który twierdzi, że słabi przeciwnicy wymagają jeszcze większej mobilizacji i koncentracji niż tuzy. - Trzy wygrane są dużym kapitałem Polek, nie bagatelizowałbym tego.

- A ja nic nie wiem o naszej drużynie - mówi "Gazecie" Małgorzata Niemczyk, mistrzyni Europy z 2003 roku. - Dziewczyny same nie mają pojęcia, na co je stać, bo nie miały dotąd potrzeby, by wspinać się na szczyt swoich możliwości.

Mocne strony w polskim zespole są jednak znane - o sile decydują rozgrywająca Milena Radecka (znana dotąd pod nazwiskiem Sadurek) oraz Katarzyna Skowrońska, która po konflikcie z poprzednim selekcjonerem Jerzym Matlakiem wraca do kadry jako liderka. - Ja najbardziej jestem zadowolona z pary naszych młodych środkowych bloku, Agnieszki Bednarek i Bereniki Okuniewskiej. Jeśli czegoś mi brakuje, to silniejszego lewego skrzydła, choć przyznam, że i Karolina Kosek, i Katarzyna Jaszewska na razie sobie radzą. Nasz największy atut to skuteczna zagrywka i blok. Dziewczyny przenoszą to z ligi, nie ma w tym przypadku, więc nie można powiedzieć, że wygrywały tylko dlatego, że przeciwnicy byli słabi - dodaje Niemczyk.

Ale dopiero teraz nadchodzi czas pierwszej poważnej próby. Jeszcze do poniedziałkowego wieczora wydawało się, że naszym ćwierćfinałowym rywalem będzie zwycięzca barażowej pary Niemcy - Rumunia. Ale nie będzie, bo z pierwszego miejsca w swojej grupie ostentacyjnie zrezygnowała silna reprezentacja Serbii. Zamiast wygrać planowo z Niemkami - dopadła ją "niemoc", przegrała 1:3 i spadła na drugie miejsce w grupie, skazując się tak na baraż z Rumunkami, jak i na ćwierćfinałowy pojedynek z Polkami. Choć słowa te nie padły wprost, gospodarze uznali, że nasz zespół spośród potencjalnych rywali jest najsłabszy.

Zachowanie to totalnie obnażyło nowy, ale felerny system rozgrywania ME. Tak w turnieju mężczyzn, gdzie także Polacy woleli odpuścić mecz w grupie, by nie trafić później na Rosjan, tak i teraz liczy się tyleż forma sportowa, co zmysł do kalkulacji. Kto chce jednak bić się o medale, musi wygrać ćwierćfinał - tu nie ma drogi na skróty i na szczęście decyduje bezpośrednie starcie.

Niemczyk: - Ćwierćfinał to mecz o medal, choć oczywiście wolałabym za rywalki Niemki. Dlaczego? Serbki są silniejsze, mają kompletną drużynę grającą od lat w podobnym składzie. Wiadomo, jak się gra z gospodarzami, którym pomagają kibice, ściany i... sędziowie. Polki muszą zagrać zespołowo, w starciu z takim rywalem nieistotne będą indywidualności. Trzeba zagrać na tzw. punkty, cios za cios, bez specjalnej finezji.

Zdaniem fachowców faworytami do medali są Rosja, Włochy, Holandia, Serbia i Polska. Jeden z dwóch ostatnich zespołów odpadnie z rywalizacji o podium. - Jeśli to będą Polki i wrócą do domów po ćwierćfinale, tragedii nie będzie. Ale jest jeden warunek: jeśli polec, to tylko po walce. Taką klasę powinien mieć zespół pretendujący do medali. Nawet jeśli przegrywa - kończy Mazur.

ME siatkarek. Dla Polek turniej zaczyna się dopiero teraz

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.