Sztuką jest grać ch..., a wygrać - przepraszam za to osobliwe podsumowanie pierwszego meczu Polaków w mistrzostwach Europy, ale to słowa jednego z zasłużonych dla polskiej siatkówki ludzi - zawodnika, trenera, działacza. Mniejsza o nazwisko jegomościa, merytorycznych argumentów było w tym niewiele, ale nastroje co większych znawców oddawało z pełni. Tych mało pochlebnych opinii po inauguracji z Turkami było całkiem sporo, niecierpliwość i liczne pytania płynęły także z loży VIP-ów, gdzie oprócz zaproszonych gości spoza środowiska, siedziało także szerokie grono branżowych ekspertów. Po 3:1 z Turkami - z tego, co mi relacjonowano - nie było zachwytów, śmiałych wizji
gry o medale, a raczej dyskusje o przyszłość zespołu, poszukiwaniu systemów, na których ma się opierać gra reprezentacji, i przyczyn, dla których drużyna Anastasiego miewa słabsze momenty (piątkowy trzeci set i początek czwartego).
Krótko mówiąc: "średnio na jeża, dostatecznie".
Z ludźmi siatkówki z krwi i kości nie śmiem dyskutować, ale proszę o cierpliwość. Przytoczę kilka argumentów, opieram się także na rozmowach z siatkarzami, bo poza formalnym "bla-bla" stać ich na rzeczową ocenę swojej aktualnej formy. Wiedzą, co "boli" ich jako zespół, nad czym muszą jeszcze pracować, czego muszą się wystrzegać. W przeciwieństwie do pozostałych rywali Polacy nie rozegrali wielu spotkań kontrolnych przed mistrzostwami Europy. Można to potraktować jako zarzut do Anastasiego, podejrzewam jednak, że to jego przemyślana strategia. Potrzebują więc nasi solidnej rozgrzewki, tzw. wejścia w turniej i to wszystko właśnie - włącznie z niepokojącym zachwianiem jakości - obserwowaliśmy w piątek przeciwko Turkom.
Teraz o sprawie lidera drużyny. Słyszałem liczne narzekania, że gdyby nie Bartosz Kurek, z Turkami byłoby kiepsko. Nie wiem czemu sami sobie czynimy z atutu mankament, zachwycając się przy okazji, jak to Georgy Grozer w pojedynkę wiedzie do zwycięstwa Niemców przeciwko Rosjanom. To w końcu dobrze mieć lidera
kadry, czy nie?
Pominę już wytarte frazesy o trudności pierwszego spotkania, nierozpoznanym rywalu, który nie dość, że dla szerokiej publiczności jest kompletnie anonimowy, to jeszcze lał skórę w sparingach wiele lepszym od siebie zespołom.
Było, minęło, Polacy wygrali 3:1, czego w pierwszym meczu nie zrobili ani faworyzowani Rosjanie, ani Serbowie. W sobotę starcie z Francuzami, które powinno dać dopiero pierwsze odpowiedzi na pytania, gdzie jest Polska i na co ją w tym turnieju stać. Rozumiem nasze rozbuchane ambicje, jak i wszyscy kibice też chcę widzieć naszych w złocie w Kopenhadze, ale przynajmniej do drugiego meczu, a może nawet i do końca grupowych rozgrywek wszystkim wyrywnym zaleciłbym opanowanie. Gdzieś na końcu ciśnie mi się prośba o przypomnienie fundamentalnej dla tej dyscypliny sportu myśli: "To tylko siatkówka. Gra błędów, w której myli się nie tylko rywal".
Masz inne zdanie? Podyskutuj z autorem na jego
blogu