Przedpełski: Atmosfera? Takiej nie było. Anastasi? Wierzę w tego gościa

Anastasi nie w takich sytuacjach bywał, ten gość na pewno sobie poradzi. Półfinał powinien być i wcale nie dlatego, że jestem życiowym optymistą. Powinniśmy wygrać grupę, później pewnie wpadniemy znów na Francję. Kibice, kupujcie już bilety do Kopenhagi, tam powalczymy o medale! - mówi przed pierwszym meczem mistrzostw Europy szef polskiej siatkówki

Przemysław Iwańczyk: Rozpoczynające się Euro to ważny moment dla reprezentacji, czy tylko przygrywka przed przyszłorocznym mundialem?

Mirosław Przedpełski: Ważny? Bardzo ważny! Drużyna jest przygotowana na tip-top, panuje świetna atmosfera, w takich okolicznościach nie można pękać, trzeba pokazać charakter. Prawda jest taka, że jeśli chłopaki dadzą ciała w mistrzostwach Europy, radykalnie zmieni się nasz sposób myślenia, podejścia do przyszłorocznego mundialu. Choćby z tego powodu zawieść nie można. Od razu powiem, co dla mnie znaczy zawieść. Nie chcę widzieć u siatkarzy braku wiary w to, co robią. Bo przecież można się potknąć na Euro, ale ważne jest, w jakim stylu. Nie mam zamiaru wywierać na chłopakach i trenerze dodatkowej presji, dlatego mówię od razu - nie będzie sukcesu, nie powiesimy was. Ale dajcie nam walkę do ostatniego momentu. Takich siatkarzy chcą widzieć nasi kibice.

Na co pan liczy na tych mistrzostwach?

- Półfinał powinien być i wcale nie dlatego, że jestem życiowym optymistą. Powinniśmy wygrać grupę, później pewnie wpadniemy znów na Francję. I wierzę, że pojedziemy do Kopenhagi. Jeśli te mistrzostwa skończą się dla nas w Trójmieście, będę mocno zawiedziony.

Rozmawiał pan z Andreą Anastasim?

- Tak. Dla niego ta impreza również jest szalenie ważna. Ale Andrea nie w takich sytuacjach bywał, ten gość na pewno sobie poradzi.

Odchodząc na chwilę od tych mistrzostw, od dawna uważałem, że to świetny do współpracy partner. Nie nosi głowy wysoko, nie jest zadufany w sobie. Raul Lozano nikogo i niczego nie chciał słuchać, Daniel Castellani szedł zupełnie w drugą stronę, a Andrea zdaje się być idealny ze swoimi cechami. Nie jest też tak, że my mu mówimy, co ma robić, a on się bezkrytycznie zgadza. To nie tak, jest między nami dyskusja. Nie ma przecież trenera nieomylnego i Anastasi w swoim podejściu to udowadnia, nie chce wyjść na wszechwiedzącego.

Zresztą te dyskusje nie idą wcale o sprawy szkoleniowe, tacy fachowcy jak on doskonale wiedzą, czego potrzeba drużynie. Chodzi o "mental", o tym mocno dyskutujemy.

Uprzedzę kolejne pytanie: tak, wierzę w drużynę i Anastasiego, że nawet nie zastanawiam się, co się stanie, jeśli się nie uda. Oczywiście, nie będzie można przejść nad niepowodzeniem do porządku dziennego, ale dyskutować o takich scenariuszach nie chcę.

Wy, działacze, nic mu nie sugerujecie w sprawach personalnych?

- Rozmawiamy, a każda z tych rozmów kończy się naszym stwierdzeniem - zrobisz i tak, jak uważasz. Swoje zdanie wyrażamy, mamy do tego prawo, ale nikt niczego nie wymusza. O Grześku Boćku parę razy gadaliśmy, zastanawianie się, co ze Zbyszkiem Bartmanem, też wspólnie przerabialiśmy.

Czyli ruchy z odsunięciem Zbigniewa Bartmana i Krzysztofa Ignaczaka nie były dla działaczy zaskoczeniem?

- Nie, bo rozmów było wiele, ale decyzja tylko Anastasiego. On wie doskonale, jakim cieszy się zaufaniem. Nie pęka, to fachura, między nami jest chemia. Na pewno nie jest tak jak z Lozano czy Castellanim. Oczywiście oni też byli fachowcami, ale z jednym nie było dyskusji, a drugi był za delikatny. Anastasi doskonale zrozumiał, jakie podejście da nam wszystkim najlepsze efekty.

Z siatkarzami pan rozmawiał?

- Spotkaliśmy się, zresztą cały czas jesteśmy w kontakcie. Mają mocne głowy, to widać. Atmosfera jest taka, jakiej dawno w kadrze nie było. Nie ma żadnych dyskusji o premiach, stypendiach, wszystko jest poustalane, interesuje ich tylko boisko.

Chce pan coś powiedzieć kibicom?

- Dopingujcie nas, dajmy chłopakom wsparcie, wtedy na pewno wygrają. Możecie już kupować bilety do Kopenhagi, tam powalczymy o medale.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.