ME siatkarzy. Polska - Słowacja 1:3. Przegrali na słodko

Trenerowi Anastasiemu niespecjalnie zależało na zwycięstwie nad Słowacją, więc wystawił rezerwowych. Polscy siatkarze przegrali 1:3, ale dzięki temu przed walką o medale ME unikną Rosjan. W środę grają o ćwierćfinał z Czechami

Bez adminów. Najmocniejsze poglądy na Facebook.com/Sportpl ?

Najpierw mierzący w medal, prowadzeni przez Raula Lozano Niemcy podsumowali swoją totalną klęskę na mistrzostwach Europy kolejną porażką - tym razem z Bulgarią - i stało się jasne, że biało-czerwoni wychodzą z grupy, ale zarazem tracą szansę na zajęcie pozycji lidera. Stało się też jasne, że jeśli wskoczą na drugie miejsce w tabeli, to w ewentualnym ćwierćfinale zderzą się z wywołującą wśród wszystkich uczestników ME lęk Rosją.

Wyminąć faworytów przed weekendową grą o medale mogli tylko w jeden sposób - kończąc rywalizację w grupie na trzeciej pozycji. A do tego potrzebowali albo ze Słowacją przegrać, albo wygrać z nią minimalnie, oddając jej dwa sety.

Świadome podkładanie się rywalom to w siatkówce obyczaj powszechny, stale popularyzowany przez działaczy, którzy tak majstrują przy zawiłych,

absurdalnych regulaminach,

że zbyt uparte zwyciężanie w każdym meczu często wydłuża drogę na podium.

Regulaminowe patologie przygnębiającą kulminację miały na ubiegłorocznym mundialu, który został zniszczony przez gigantyczne, bezprecedensowe nie tylko w siatkówce skandale. Tam z premedytacją przegrali nawet wspaniali Brazylijczycy. W dodatku wypięli się na publikę z wyjątkową ostentacją - w meczu z Bułgarią trener Bernardo Rezende kazał np. rozgrywać atakującemu.

Polacy na MŚ walczyli na całego z każdym rywalem i słono za bezkompromisowość zapłacili. Wygrali grupę, błyskawicznie wpadli właśnie na "Canarinhos", zostali przez nich zestrzeleni z boiska, już się nie podnieśli. I do dziś nie wiemy, czy wypadliby na tamtym turniej najsłabiej wśród wszystkich europejskich reprezentacji, gdyby uniknęli szybkiego starcia z faworytami.

W poniedziałek znów stanęli przed dylematem. Wiedzieli przed meczem, że zwycięstwo 3:0 lub 3:1 skazuje ich na straceńczą misję, czyli ćwierćfinał z Rosją.

Trener Andrea Anastasi nie chciał zdradzić, czy nakaże siatkarzom przegrać. Ale nie chciał też obiecać, że nie nakaże. Unikał odpowiedzi.

Przed ME nie unikał. "Czasami trzeba odpuścić mecz dla dobra drużyny", "honor ludzi nie interesuje, liczą się medale" - tłumaczył. Wspominał też mistrzostwa kontynentu z 2007 roku. Kiedy jego Hiszpanie objęli wtedy prowadzenie 2:0 z Serbią i zapewnili sobie pozycję lidera w grupie, zdjął z boiska kluczowych graczy, chcąc, by odpoczęli. Rezerwowi przegrali 2:3, ale potem reprezentacja zdobyła złoto, sprawiając chyba największą sensację w historii ME.

W poniedziałek włoski selekcjoner Polaków nie czekał na dwie wygrane partie. Od początku wypuścił na boisko zmienników, wśród nich absolutnych żółtodziobów na poziomie reprezentacyjnym - 21-letniego rozgrywającego Fabiana Drzyzgę i rok młodszego przyjmującego Mateusza Mikę.

Rewelacyjni na ME Słowacy odpowiedzieli pełnym podstawowym składem. Oni mogli wyminąć Rosjan dzięki wygranej z Polską w dowolnym stosunku.

Wydawało się zatem, że obie strony mają niemal

idealnie zbieżne interesy.

Ale polscy siatkarze od razu uderzać po autach nie zamierzali. Pierwszego seta wygrali m.in. dzięki Jakubowi Jaroszowi, który w niedzielnym meczu z Bułgarią wyglądał na speszonego stawką, a teraz zaczął od fenomenalnej, 75-procentowej skuteczności w ataku (aż 9 punktów przy 12 próbach). Anastasi - zazwyczaj w trakcie gry ożywiony, oklaskujący udane akcje i dopingujący swoich ludzi - spoglądał na boisko beznamiętnie, trzymając ręce w kieszeniach.

Kiedy w drugiej partii biało-czerwoni wyskakali prowadzenie 10:4, byliśmy zdumieni. Naprawdę chcą podarować stojącym obok boiska kolegom ćwierćfinał z Rosją?

Wtedy jednak Polacy wyraźnie spuścili z tonu. Zwłaszcza Mika niechętnie wyrządzał Słowakom krzywdę, psując trzy czwarte ataków. A dostawał piłkę od Drzyzgi często, rzucało się w oczy, że najmłodsi na boisku współpracują ze sobą z dużą przyjemnością.

Z przykrością musieli natomiast śledzić zmieniający się przebieg wydarzeń Bułgarzy, których każdy zdobyty przez Słowaków punkt mocniej wpychał w objęcia Rosjan. Oni zaprzepaścili szansę na łatwiejszą drogę do podium kilka godzin wcześniej, gdy uparli się pokonać Niemców.

Mika z czasem jął zbijać celniej, ale rywale postanowili grać bardzo starannie i w następnej partii nie popełnili np. ani jednego błędu serwisowego!

Atmosfera na hali już do końca była letnia, a Polacy ponieśli jedną z najsłodszych porażek w historii reprezentacji. Z ich występu żadnych pesymistycznych wniosków wyciągać nie wolno, bo w poniedziałkowym składzie na ME już nie zagrają. A nie dość, że jeden istotny cel - uniknięcie Rosji - osiągnęli, to jeszcze liderzy drużyny zdołali odpocząć przed kolejnymi wyzwaniami.

Teraz drużyna przenosi się do Karlovych Varów. We wtorek ma dzień przerwy w turnieju, w środę zmierzy się w ni to 1/8 finału, ni to barażu o ćwierćfinał z Czechami. Jeśli zwycięży, to w czwartek zagra o półfinał ze Słowacją.

Najpierw trzeba jednak pokonać gospodarzy mistrzostw, którzy na Memoriale Wagnera rozbili Polaków do zera. To jest cena uniknięcia Rosjan - gdyby nasi siatkarze wskoczyli w poniedziałek na pozycję wicelidera, wpadliby w barażu na Estonię, czyli przeciwnika znacznie słabszego od Czechów.

Siatkarze przed Euro: Zaniechania trenera, błędy w selekcji, tak źle jeszcze nie było

Nie oglądałeś? Czytaj relację Z Czuba! ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.