ME siatkarzy. Niemcy otumanieni, polscy siatkarze jednak żywi!

Zdziesiątkowani, uciekający z kraju przed czarnowidzami polscy siatkarze pokonali wysoko mierzących Niemców, na inaugurację mistrzostw Europy oddając im tylko seta. I natychmiast zostali liderami swojej grupy

Redaktor też człowiek. Zobacz co nas wkurza na Facebook.com/Sportpl ?

Najpierw odetchnęliśmy z ulgą. Polacy, którzy niedawno ponieśli druzgocącą klęskę w Memoriale Wagnera, zaczęli od zademonstrowania, jak trudno będzie ich złamać. Rywale w otwierających mecz akcjach co rusz ponawiali ataki, ale gdzie nie spadała piłka, tam tuż nad podłogą wchodziła pod nią polska ręka i odbierała im pewny, zdawałoby się, punkt. To było jak piękne wspomnienie z poprzednich ME, na których biało-czerwoni doskoczyli do złota m.in. dzięki ofiarnej, doskonale zorganizowanej i nieustępliwej pracy w defensywie.

A potem Niemcy jęli popełniać grube błędy w przyjęciu. Czasem wydawało się wręcz, że sytuację lekceważą, próbowali wolno lecącą piłkę odbierać palcami, a ta prześlizgiwała im się przez dłonie.

To wystarczyło do uzyskania okazałej, pięciopunktowej przewagi, którą obrońcy tytułu utrzymali do końca seta.

W następnym wprost przybijali rywali do boiska. Zanim prowadzili 22:12, niemiecki selekcjoner Raul Lozano zdążył już dokonać zatrzęsienia zmian, by obudzić swój zdezorientowany, otumaniony ciężkimi biało-czerwonymi ciosami zespół. Nie dał rady.

Nie dał rady, choć przez kilka minut przeżywaliśmy horror. Polacy nagle kompletnie oniemieli w przyjęciu i ataku, więc stracili siedem punktów z rzędu. Czasem przyjmując razy - np. po asie serwisowym Gyorgy'ego Grozera - w kompletnym znieruchomieniu, jakby czekając na wyrok.

Zapaść trwała krótko, okazało się, że drużyna Andrei Anastasiego nie musi w ofensywie polegać wyłącznie na Bartoszu Kurku. To szybkość - i odwaga! - drugiego skrzydłowego, najniższego wśród swoich Michała Kubiaka długo była dla przeciwników bardziej niebezpieczna.

Niemców nie ocaliło nawet wprowadzenie wspomnianego Grozera, bombardiera znanego z polskiej ligi. Cztery palce dłoni, którą dzisiaj zbijał, miał obandażowane, ale w piłkę uderzał z taką energią, jakby chciał ją rozciąć. To dzięki niemu rywale wygrali jednego seta.

Seta na pocieszenie. Kiedy bowiem Niemcy wychodzą na polskich siatkarzy, czują się niemal tak, jak Polacy zamierzający się na niemieckich piłkarzy. Wpadają w minionych latach na biało-czerwonych sezon w sezon, ale na imprezie rangi mistrzowskiej zwyciężyć nie umieją. I medalu po zjednoczeniu kraju nie zdobyli nigdy - przy nich jesteśmy potęgą.

Ostatnio jednak konsekwentnie się do Polski zbliżali. Na igrzyskach w Pekinie w 2008 r. przegrali gładko 0:3, na ME w 2009 r. już 1:3, na mundialu w 2010 r. 2:3. Ich akcje w ogóle poszły tak wysoko w górę, że teraz wielu fachowców - np. trener Słowaków Emanuele Zanini - wskazywało ich jako faworytów grupy.

Zanini pomylił się kardynalnie.

Poprzednie ME nasza ogołocona z gwiazd reprezentacja też rozpoczęła od batalii z Niemcami. Wygrała. Teraz gwiazd jeszcze jej ubyło, ale też wygrała. Jak zwykle.

I z miejsca została liderem grupy, bo wcześniej Słowacy zdobyli dwa punkty, a Bułgarzy jeden. Awans co najmniej do przedćwierćfinałowego barażu mają Polacy na wyciągnięcie ręki.

A przecież kibiców zostawiali w humorach fatalnych. Zdaniem fachowców jechali jak na skazanie, kapitan Piotr Gruszka mówił wręcz, że cieszy się, iż mogli wreszcie wyjechać z kraju i uciec od defetystycznych nastrojów.

Jeśli utrzymają tempo z inauguracji mistrzostw, to prędko do Polski nie wrócą. Bo medale będą rozdawać w Wiedniu i dopiero w następną niedzielę.

Siatkarze przed Euro: Zaniechania trenera, błędy w selekcji, tak źle jeszcze nie było

Więcej o:
Copyright © Agora SA