Dramat w Tallinie, blamaż polskich siatkarzy

Kiedy w ubiegłorocznych mistrzostwach Europy Polska przegrywała z Belgią, chyba nikt nie przypuszczał, że może być jeszcze gorzej. A jednak... Żeby zagrać w kolejnym turnieju, wicemistrzowie świata muszą zagrać w turnieju barażowym.

Lozano musi odejść!

Tydzień temu nic nie zapowiadało dramatu naszej reprezentacji, która bez większych problemów pokonała w Olsztynie Węgry, Czarnogórę i Estonię, choć grała bez trzech gwiazd: Pawła Zagumnego, Michała Winiarskiego i Łukasza Kadziewicza. Wszyscy trzej pojechali na rewanżowy turniej do Estonii i nie pomogli drużynie. Nikt się chyba nie spodziewał, że podopieczni Raula Lozano przegrają z Czarnogórą i gospodarzami, mimo że w obu spotkaniach prowadzili 2:0.

Dlaczego Polacy przegrali? Trenerzy tłumaczą to słabą psychiką. Na pewno coś w tym jest, ale trzeba też pamiętać, że silna i dobrze przygotowana drużyna po prostu pokazuje swoją wyższość nad słabszymi rywalami. W pierwszych dwóch setach spotkań z Czarnogórą i Estonią z polską psychiką było wszystko w porządku. Tej pierwszej pozwoliliśmy zdobyć po 15 punktów. Później jednak nasi zawodnicy stanęli. Nie pomagały zmiany i przerwy w grze - przegraliśmy tie-breaka, mimo że rywale popsuli w nim aż osiem zagrywek! Dlatego niedzielny mecz z gospodarzami miał zadecydować o pierwszym miejscu i awansie.

Sytuacja się powtórzyła - Polacy prowadzili 2:0 i przegrali. Tym razem w piątej partii nasza drużyna wygrywała 5:1 po czterech kolejnych asach Mariusza Wlazłego i 12:8. Aż strach pomyśleć, jak grałaby Polska, gdyby nie miała w składzie zawodnika Skry. Nie można jednak marzyć o sukcesie, jeśli w tie-breaku tylko jeden gracz zdobywa punkty w ataku. Estończycy mogli w ciemno ustawiać blok na swojej lewej stronie, bo Paweł Zagumny był zmuszony wystawiać tylko do atakującego Skry. Przyjmujący nie byli w stanie skutecznie zbić piłki nawet na pojedynczym bloku.

Polakom brakował dynamiki, wszystko robili wolniej od przeciwników. A gdy doszły do tego nerwy, stało się nieszczęście. Teraz, żeby zagrać w finałach mistrzostw Europy musimy we wrześniu pokonać Belgię lub Grecję (mecz i rewanż). Obie drużyny są klasyfikowane wyżej niż Estonia czy Czarnogóra.

Ale najważniejszy turniej czeka nas w następny weekend w portugalskim Espinho. Jego stawką jest występ w Pekinie. Tam rywale - Portugalia czy Portoryko - będą silniejsi niż Estonia, a nasi zawodnicy po fatalnym występie w Tallinie nie będą faworytami.

Polska w sobotę i niedzielę nie przypominała zespołu, który tydzień wcześniej nie stracił nawet seta w Olsztynie. Wychodzi na to, że powrót trzech gwiazd nie był wzmocnieniem, wręcz przeciwnie. Z tej trójki nie zawiódł jedynie Winiarski, choć nie grał jeszcze na swoim normalnym poziomie. Widać po nim trudy długiego sezonu we Włoszech. Zagumny grał gorzej od Pawła Woickiego. Widać było, jak skrzydłowi mieli uwagi do jego wystaw. Lozano nie zdecydował się jednak na zmianę, a były gracz AZS Częstochowa wchodził na boisko tylko na podwójną zmianę. Jedyna nadzieja, że przez cztery dni Zagumny znajdzie "wspólny język" z kolegami, którzy zdążą odzyskać świeżość.

Lozano: Jest mi przykro

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.