Skra wygra Ligę Mistrzów? Ma szansę jak nikt

Włoskie Trento nawet bez podstawowego rozgrywającego to najgroźniejszy rywal siatkarzy Skry w zbliżającym się finale Ligi Mistrzów. Ale to bełchatowianie, choć mają swoje kłopoty, są faworytami

Wyjąwszy Brazylię i USA, które na ostatnich igrzyskach biły się w finale, centrum światowej siatkówki znajduje się w Europie. Kto wie, może nawet w Polsce lub, ściślej, w Łodzi, która z nowoczesną halą i rekordową frekwencją stała się - zdaniem europejskich władz (CEV) - mekką tego sportu.

Sprawa to dyskusyjna, bo za pępek siatkarskiego świata mają się też Włosi i Rosjanie. Bezdyskusyjnie natomiast Liga Mistrzów to najważniejsze klubowe rozgrywki, a w nich nasze kluby wypadają marnie, najlepsze Skra i Mostostal zajmowały dotąd ledwie trzecie miejsca.

Jednak obecna drużyna z Bełchatowa zdaje się zupełnie inną jakością. Mostostal Kędzierzyn - choć w przeciwieństwie do Skry wygrał awans do Final Four na boisku i był krajową potęgą przez cztery sezony - nie miał w składzie ani wielkich zagranicznych gwiazd, ani budżetu, który pozwoliłby zebrać niemal wszystkich reprezentantów Polski. Zresztą wtedy być kadrowiczem nie oznaczało być mistrzem Europy albo wicemistrzem świata.

Skra, która w lidze nie ma żadnej konkurencji, to najsilniejszy zespół klubowy, jaki widziała polska siatkówka, pełen gwiazd europejskiego formatu. I kierowany przez zdeterminowanego prezesa, dzięki któremu mistrzowie kraju organizują turniej finałowy i nie musieli przebijać się do niego przez wymagające rundy pucharowe.

Także dzięki kibicom (spodziewane 13 tys. będzie frekwencyjnym rekordem LM) Skra staje się głównym faworytem turnieju. Trenerzy i działacze są w prognozach ostrożni, ale fachowcy ich drużynę cenią najwyżej. Właściwie nikt nie mówi o półfinałowych pojedynkach Skry z Dynamem Moskwa (dopiero piąte miejsce w lidze rosyjskiej po rundzie zasadniczej) oraz Trentino Volley ze słoweńskim Bledem (sprawili największą sensację w historii LM). Nawet bukmacherzy są niemal pewni, że w decydującym spotkaniu na boisko wyjdą Polacy i Włosi. I choć drużyna Łukasza Żygadło oraz największych w Europie ofensywnych armat (Juantorena, Kazijski, Vissotto) broni trofeum, a kilka miesięcy temu zdobyła w Katarze klubowe mistrzostwo świata w tzw. złotej formule właśnie po zwycięstwie z bełchatowianami, to i tak budowany od dziesięciu lat polski dream team stanie przed realną szansą na triumf.

Ze składu rywala wypadł brazylijski rozgrywający Raphael, co trenerzy starali się utrzymać w tajemnicy. Nowy as Włochów rewelacyjnie zastąpił uwielbianego w Trentino Nikolę Grbicia, żywy pomnik nie tylko serbskiej siatkówki. Strata Brazylijczyka, mimo że niektórzy kurtuazyjnie wskazują Żygadło jako godnego następcę, może okazać się nie do powetowania. Skra też ma swój problem (uraz Michała Bąkiewicza), ale nie musi on być aż tak dotkliwy. Zwłaszcza że do gry na tej pozycji palą się Stephane Antiga, Michał Winiarski i Bartosz Kurek.

Trentino też rządzi w Serie A. Na podstawie wyników LM porównywać faworytów Final Four nie sposób, bo mistrzowie Polski grali z drużynami przeciętnymi (z Hiszpanii, Belgii i Serbii). Jednak teraz przestaje się liczyć przeszłość, trzeba rozegrać dwa wielkie mecze, które dadzą sukces. Skrę według ludzi znających się na rzeczy - np. Sebastiana Świderskiego - na nie stać.

Więcej o:
Copyright © Agora SA