Przedpełski: O Anastasiego pytaliśmy już w październiku

Nie Ferdinando de Giorgi był pierwszym w kolejce po Jacku Nawrockim do objęcia fotela trenera polskiej kadry. Najpierw PZPS wysunął kandydaturę, którą sam zresztą sam w czwartek zatwierdził - Andrei Anastasiego. To w nim Związek upatrywał zmiennika Castellaniego jeszcze zanim zwolnił Argentyńczyka.

Gdy tylko Nawrocki powiedział "Nie dziękuję, nie biorę" (reprezentacji bez Skry), PZPS musiał sięgnąć po alternatywne kandydatury na stanowisko selekcjonera polskiej reprezentacji. Trochę było niezręcznie, bo szkoleniowca Skry na czele Skry w biało-czerwonych strojach już wszyscy postawili. A tu z forsowania Polaka trzeba było się wycofać. Ostatecznie ten krok w tył może się okazać dwoma do przodu, bo Związek postawił na doświadczonego, utytułowanego trenera. - Fachowca z najwyższej półki - ocenił go szef polskiej federacji, Mirosław Przedpełski, szczęśliwy że kandydatura Włoch została przyjęta jednogłośnie. - W głosowaniu nie było kontrkandydata. Rozmawialiśmy o innych, ale pod głosowanie został poddany tylko ten kandydat. Cieszę się, że Zarząd jednomyślnie przyjął wysuniętą przez nas kandydaturę.

Pytali już w październiku

Nic dziwnego, że Anastasi spotkał się z taką aprobatą - najpierw wydziału szkolenia (głosowało za nim 6. z 9. członków), Prezydium Związku i całego Zarządu (23 głosy na "tak"). Okazuje się, że zatrudnienie Włocha chodziło działaczom po głowie już od. października. Zanim jeszcze rozwiązali kontrakt z poprzednim szkoleniowcem Danielem Castellanim. Tak jak Argentyńczyk Anastasi stracił pracę wkrótce po zakończeniu mundialu w Italii. Włoska federacja nie przedłużała jednak egzekucji i Anastasiego bezrobocie spotkała szybciej niż Castellaniego.

- Zanim jeszcze podjęliśmy decyzję w sprawie Castellaniego, prowadziliśmy już pierwsze rozmowy, badaliśmy czy jest zainteresowanie Anastasiego. Nie były formalne, bo do końca liczyliśmy, że z Castellanim się dogadamy. Teraz pojawili się dodatkowo de Giorgi, potem Blain. Ale zdecydowanie pierwszy był właśnie Anastasi.

- Nie było zastanawiania się. Jego kandydatura była najbardziej wyrazista - powiedział po głosowaniu mistrz świata z 1974 i w owych latach jeden z najlepszych rozgrywających globu Stanisław Gościniak, członek Zarządu. Sam wolałby głosować za Polakiem, ale Anastasiego poparł bez wahania. - Ja byłem za tym, żeby kadrę Polski poprowadził Polak. Jednak jeśli dla Nawrockiego ważniejszy jest klub, niech sobie dalej prowadzi reprezentację Bełchatowa, a nie wybiera i tu, i tam. Kadrze naprawdę trzeba się poświęcić. To jest z reguły taka formuła - komentował wydarzenia poprzedzające Zjazd Zarządu.

Na zachętę autorytet i pieniądze

Być może Nawrocki nie będzie jedynym, który mówi reprezentacji "nie". Nieoficjalnie przyznają się do takich zapędów niektórzy siatkarze. Inni w ogóle nie chcą na ten temat rozmawiać. - To dla mnie przykry temat. Nie wracajmy do tego. Teraz gram w klubie i nie chcę mieszać tych dwóch spraw - mówił Mariusz Wlazły, zaraz po tym jak został wybrany najlepszym zawodnikiem turnieju o Pucharu Polski (wygranego oczywiście przez niego i jego Skrę).

Gościniak nie może też zrozumieć takiej postawy. - To jest paranoja, żeby w ten sposób podchodzić do sprawy. Dla mnie jest oczywiste, że to niejako obowiązek i ogromny honor - mówił "złoty chłopak Wagnera".

I tu pojawia się magnes Anastasi. Wielkie nazwisko i klasa szkoleniowca mają przyciągnąć zawodników, którym ciąży nad głową duży znak zapytania.

- W kadrze jest wielu zawodników w końcowej fazie kariery. Trzeba znaleźć im motywację, żeby chcieli się znaleźć w kadrze, razem zgrywać. Potrzeba autorytetu i na to ze strony Włocha liczymy. Myślę, że do tego zadania Anastasi jest odpowiednim człowiekiem - ma nadzieję Przedpełski. - Anastasi jest najbardziej doświadczony jeśli chodzi o prowadzenie drużyny w kraju, gdzie liga jest bardzo obciążona, zawodnicy są przemęczeni. On wie, jak ustawić kalendarze, jak trenować - dodał.

Za reprezentanta zapłacą. kluby?

Przysłowiowych marchewek ma być jednak więcej. Przedpełski przede wszystkim jako działacz międzynarodowy stara się, by pieniądze, jakie niosą ze sobą wielkie tytuły były znacznie większe. Wysokością nagród do poziomu piłki nożnej nie dobijemy pewnie nigdy, ale działacze chcą ten krater jakoś zmniejszyć. Siatkarze noszący koszulki z orłem na piersi, mają nosić w kieszeniach także ciężkie portfele. Ale płacić mają. kluby - proponuje szef PZPS.

- Myślę o tym kompleksowo. Fundusze mogę znaleźć tylko w federacjach światowych. Na mistrzostwach świata w Polsce na pewno nagrody już będą większe. Potem trzeba zaplanować przepływ tych nagród. We wspólnym kontrakcie powinien być zapis, żeby to klub płacił zawodnikowi, kiedy on jest w reprezentacji. A Związek może płacić klubowi. Nie może być takiej sytuacji, że klubowi nie zależy na tym, żeby jego gracz był w kadrze. Jak siatkarzy nie ma w reprezentacji, to ich wartość rynkowa spada. Nie podoba mi się to, że kluby zabezpieczają się na lata. 28-letniemu zawodnikowi, który ma kontrakt na 4 sezony, nie zależy specjalnie, żeby grać gdzieś indziej. Stąd są te moje propozycje ligi zawodowej, żeby te drafty były inaczej ustawione. Ale o tym dopiero rozmawiamy.

Ostateczna decyzja. Selekcjonerem kadry będzie - Andrea Anastasi ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.