Mariusz Wlazły: Na mundialu zabrałem komuś miejsce

- Jeśli mam stale wysłuchiwać od ludzi nieznających się na siatkówce, że się nie nadaję, to niech dadzą mi święty spokój i więcej mnie do kadry nie powołują - twierdzi Mariusz Wlazły, czołowy polski siatkarz.

Jarosław Bińczyk: Myślisz jeszcze o mistrzostwach świata?

Mariusz Wlazły: Pewnie. O tym, że nie zagrałem tak, jak bym chciał. To mnie zaskoczyło i przygnębiło.

Tydzień przed rozpoczęciem mistrzostw świata Polska pokonała w sparingu Kubę. Wszyscy, którzy oglądali mecz, opowiadali, że byłeś w wysokiej formie.

- Nikt mnie nie pytał, jak się czuję. Nie byłem w formie. Brakowało mi pewności, automatyzmu, podejmowania właściwych wyborów. A to nie jest oznaką wysokiej dyspozycji. Jeśli już dobrze coś wykonywałem, bardzo się męczyłem. Byłem jednak cierpliwy, liczyłem, że moja dyspozycja będzie rosła. Tak się jednak nie stało.

Co było przyczyną?

- Nie wiem. Nie mam zamiaru nikogo oskarżać, że źle zostałem przygotowany do mistrzostw.

Daniel Castellani mógł popełnić błąd?

- Jeśli mam mieć do kogoś pretensje, to tylko do siebie, ponieważ nie byłem w stanie pomóc zespołowi.

Pierwszy raz zdarzyło się, że przed ważnym meczem czy imprezą Mariusz Wlazły nie był pewniakiem. Może to jest przyczyna braku formy?

- To prawda, że pierwszy raz czegoś takiego doświadczyłem. Dzięki temu zdobyłem nowe doświadczenie.

Jakie?

- Że nie powinienem pojechać do Włoch, bo zabrałem komuś miejsce. Komuś, kto był w wyższej formie.

Rusza PlusLiga! Czeka nas najlepszy sezon od lat i detronizacja Skry? Pierwszego seta w spotkaniu z Niemcami zagrałeś jednak dobrze.

- Pierwszy set to był przypadek. Fizycznie nic mi nie dolegało, ale brakowało mi swobody. Może to był brak pewności siebie, bo w czasie przygotowań rozegrałem w sumie dwa całe mecze. W innych byłem zmieniany po pojedynczych błędach. Może z tego powodu nie czułem się komfortowo na boisku.

Część twoich kolegów uważa, że we Włoszech nie dostałeś szansy przełamania się, bo po jednym czy dwóch błędach byłeś zmieniany.

- Może to prawda, nie wiem... Naszej drużynie potrzeba było zwycięstw, by pozostać w turnieju. Mam świadomość, że przy mojej dyspozycji mogliśmy mieć problemy z wyjściem z grupy.

Nie grałeś prawie wcale, ale wymienia się twoje nazwisko jako jednego z winnych niepowodzenia. Jest ci przykro?

- Nie. Jest mi przykro, że tak źle wypadliśmy we Włoszech, a ja nie potrafiłem zrobić nic, żeby było inaczej. Jeśli ktoś mnie obwinia, trudno. Każdy ma prawo do swojego zdania.

Słyszałeś opinie, że przy powoływaniu nowej kadry trzeba zrezygnować z trzech zawodników, w tym Wlazłego?

- I dobrze, może to jest recepta na sukces. Jeśli takie głosy pojawiają się w związku, to może niech mi dadzą spokój, a nie ciągle narzekają, a to że w ubiegłym roku leczyłem kontuzję, a to że przeze mnie przegraliśmy mistrzostwa świata. Są w Polsce zawodnicy, którzy poradzą sobie na tej pozycji. Skupię się wtedy na grze w klubie, a po każdym ciężkim sezonie będę mógł przez trzy miesiące odpocząć i się wyleczyć.

Czy to znaczy, że nie chcesz już grać w reprezentacji?

- Nie, bardzo chciałbym pomóc kadrze, a także trenerowi Castellaniemu. Ale jeśli mam stale wysłuchiwać od ludzi nieznających się na siatkówce, że się nie nadaję, to niech dadzą mi święty spokój i więcej mnie nie powołują.

Nikt z reprezentacji nie stanął dotychczas w twojej obronie.

- Nie chciałbym tego, bo jeśli dzieje mi się krzywda, potrafię się sam obronić. Nie jest mi przykro, że nikt nie ujął się za mną, gdy jestem obrzucany błotem. Mam przyjaciół w kadrze, z którymi stale rozmawiam, z resztą grupy poprawiłem kontakty. Dla mnie ważniejsze jest to, co od nich usłyszę, niż deklaracje w mediach.

Castellani powinien zostać?

- Oczywiście, bo to jest człowiek znakomicie wykonujący swoją pracę. Słyszę, że jest za łagodny, że ktoś powinien "złapać nas za ryja". Chciałem na to odpowiedzieć, że takie czasy w sporcie już się skończyły, bo z niewolnika nie będzie pracownika. Nie uważam, że z trenerem trzeba być w przyjacielskich kontaktach, ale powinno się podchodzić do siebie z szacunkiem. Daniel tak nas właśnie traktuje, a my jego. Owszem, daje nam dużo swobody, ale gdy popełniamy błędy, jesteśmy karani. Były zdarzenia niezgodne z regulaminem i trener od razu na to reaguje. Są też kary pieniężne.

Za co?

- Zapłaciłem podwójną za spóźnienie się na zgrupowanie. U nas w kadrze atmosfera była tak dobra, że to nie wychodzi na zewnątrz. Jestem przekonany, że gdybym zrobił coś bardzo złego, Daniel wyrzuciłby mnie bez dwóch zdań. On jest bardzo stanowczym człowiekiem, choć czasami także naszym kolegą.

Chciałbym, żeby Daniel został, bo to najodpowiedniejsza osoba na tym stanowisku. Przede wszystkim ma świetne podejście do młodych zawodników. Uczy ich, dzięki czemu robią wielkie postępy w bardzo krótkim czasie. Nie dotyczy to tylko pierwszej reprezentacji. Jeśli kadra B jest w Spale razem z nami, Daniel nie siedzi w pokoju. Obserwuje zajęcia młodych i radzi im, co muszą poprawić.

Jesteś pięć lat w kadrze. Jak wypada porównanie?

- Z Raulem Lozano świetnie współpracowało się przez pierwsze dwa lata. Później było już gorzej, ale nie chcę do tego wracać. Zresztą wszystko sobie już wyjaśniliśmy.

Finał Ligi Światowej 2011 w Polsce  ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.