Łukasz Jachimiak: kogo uważa pan za najlepszego siatkarskiego trenera na świecie?
Tomasz Wójtowicz: to trudne pytanie, ale patrząc na medale, na wszystkie osiągnięcia, trzeba powiedzieć, że przoduje Bernardo Rezende. Chyba nikt go nie przeskoczy.
Kto mógłby próbować? Kogo klasyfikuje pan zaraz za Brazylijczykiem?
- Na pewno jest grupa świetnych szkoleniowców, wśród nich trzeba wymienić Władimira Aleknę, Hugha McCutcheona, Johna Sperawa. Dąży pan do tego, że żaden z takich trenerów nie poprowadzi Polski?
Przedstawiciele Polskiego Związku Piłki Siatkowej zapewniali, że wybierać będą z wyłącznie najlepszych kandydatów, słyszeliśmy, że trafi nam się albo trenerskie ferrari, albo mercedes, tymczasem mamy problem, bo wykruszają się kolejni kandydaci.
- To rzeczywiście niepokojące. Najpierw słyszeliśmy, że kontrakty z klubami podpisują ci z 16 zgłoszonych, których nie uznawaliśmy za faworytów. Teraz odpadają i ci, którzy byli typowani do decydujących rozmów.
We wtorek dowiedzieliśmy się, że prowadzić Polski jednak nie chce pracujący w Trentino Angelo Lorenzetti, w środę czytamy w brazylijskich mediach, że Marcelo Mendez, którego prezes Jacek Kasprzyk wskazał jako faworyta po decyzji Lorenzettiego, nie zamierza zrywać obowiązującego do 2019 roku kontraktu z Sadą Cruzeiro.
- A jeszcze w paradę wchodzą nam Rosjanie.
Myśli pan o tym, że Radostinowi Stojczewowi jednak bliżej do kadry rosyjskiej niż polskiej?
- Zna język rosyjski, więc łatwiej byłoby mu się dogadać z siatkarzami tamtej reprezentacji, pieniądze też tam dostanie lepsze. Przy okazji losowania grup mistrzostw Europy była rozmowa o tym, że on pewnie będzie wybierał Rosję.
Opowie pan więcej o tych zakulisowych rozmowach?
- Wszystko było trzymane w tajemnicy, ludzie wybierający mówili tylko ogólnikowo, że na krótkiej liście zostali Argentyńczyk, Serb i Włosi (w środę wieczorem PZPS w końcu poinformował, kogo zaprosi na rozmowy). Skoro Argentyńczyk Mendez praktycznie nam odpada, to tak naprawdę zostaje jeden wybór - Ferdinando De Giorgi.
Albo Mauro Berruto, ale czy to dobry kandydat?
- Wątpię, że pasowałby nam charakterem. Z włoskimi siatkarzami przestał sobie radzić, była afera wywołana przez zawodników, nie zapanował nad sytuacją, stracił posadę. Trzeba brać De Giorgiego.
"Trzeba brać" nie brzmi jak "bierzemy, to świetny kandydat".
- Ale zna zawodników, od ponad roku pracuje w naszej lidze, Zaksę poprowadził do mistrzostwa.
Nadal nie brzmi jak opis trenera, na którego czekaliśmy. Jakie ma minusy?
- W Krakowie rozmawialiśmy o tym, że nigdy nie prowadził żadnej reprezentacji. Trudno ocenić, czy taki trener by sobie poradził z naszą reprezentacją. Ale kandydatów zostaje coraz mniej.
Może trzeba zadzwonić do Stephane'a Antigi?
- (śmiech). Trzeba kończyć te wybory, decydować się.
Trener to największy problem naszej reprezentacji?
- Na pewno nie. Myślę, że kto by nim nie został, to w pierwszym roku jego pracy chłopaki się zmobilizują. Będzie nowy impuls i będzie sukces, jak u kilku trenerów, którzy prowadzili kadrę w ostatnich latach.
Czyli problem jest w zawodnikach, w ich podejściu do pracy?
- Nie ma innej odpowiedzi, skoro Raul Lozano, Daniel Castellani, Andrea Anastasi i Stephane Antiga na początku osiągali sukcesy, a później już nie. Zresztą, zawodnicy mówią, że trzeba trenera, który mocno porządzi. Moim zdaniem musi przyjść ktoś, kto będzie autorytetem i podejmie odważne decyzje. Nie wszyscy, którzy byli w kadrze ostatnio, muszą w niej na siłę grać. Trener ma pracować przez cztery lata, do igrzysk w Tokio. Niech sobie zbuduje zespół, niech korzysta z zaplecza, które mamy.
Spodziewa się pan, że ktoś zrezygnuje z gry w kadrze? Jedną rewolucję niedawno już mieliśmy, wydaje się, że po odejściu Mariusza Wlazłego, Pawła Zagumnego, Michała Winiarskiego i Krzysztofa Ignaczaka zaraz po MŚ 2014 w reprezentacji nie ma już zawodników starych, zmęczonych.
- Ale wygląda na to, że są młodzi zmęczeni.
Nawiązuje pan do Bartosza Kurka, który niedawno skarżył się na wypalenie?
- Różne są przypadki.
Najgorsze dopingowe tłumaczenia sportowców. Seks oralny, 40 zjedzonych cielaków. Dziennie
