Siatkówka. Oficjalnie: Krzysztof Ignaczak zakończył karierę

PRZEGLĄD PRASY. Krzysztof Ignaczak zakończył sportową karierę. "Nadszedł czas pożegnania z boiskiem i jest mi z tym ciężko" - napisał wieloletni libero reprezentacji Polski w felietonie dla "Przeglądu Sportowego".

Ignaczak był współautorem największych sukcesów polskiej siatkówki w ostatnich latach. Zdobył z reprezentacją złoty i brązowy medal mistrzostw Europy i mistrzostwo świata, wygrał też Ligę Światową i zajął drugie miejsce w Pucharze Świata. W 2012 roku został wybrany najlepiej przyjmującym igrzysk olimpijskich w Londynie.

"W oku kręci się łza, bo przecież rywalizację sportową mam wpisaną w charakter, weszła mi ona w krew. Ale powiedziałem dość, choć dostałem kilka propozycji z różnych klubów" - napisał w pożegnalnym felietonie . Wytłumaczył, że chce mieć teraz więcej czasu dla rodziny, podziękował kibicom, sędziom i trenerom i zapowiedział, co będzie robił po zakończeniu kariery. "Zawsze miałem spore parcie na szkło i wszyscy się ze mnie śmiali, że lubiłem media, to chyba w tej działce spróbuję się realizować. I oczywiście być przy mojej ukochanej siatkówce! Więc do zobaczenia. Tylko już nie po drugiej stronie boiska, a raczej po drugiej stronie ekranu" - wytłumaczył.

Cały felieton Ignaczaka przeczytasz TUTAJ .

Cristiano Ronaldo spotyka się z byłą miss Hiszpanii [ZDJĘCIA]

Jak się okazało, ostatnim moim meczem przy dużej widowni było pożegnanie Pawła Zagumnego w Spodku. Naszła mnie wtedy taka refleksja, że to już nie moje miejsce. Że muszę znaleźć coś innego, że będą nowe wyzwania.

Patrząc profesjonalnie, koniec nastąpił wcześniej - w ostatnim meczu Asseco Resovii. Zresztą po nim napisałem na blogu: "The End". To faktycznie był koniec.

Myślę o całej mojej karierze - coś człowiek wygrał, coś przegrał. Wiem, że czasem wzbudzałem w was pozytywne, a innym razem negatywne emocje i uczucia. Mówią, że miarą sukcesu człowieka jest liczba wrogów, jakich ten sukces mu przysporzył. Mam więc nadzieję, że moich były miliony, bo to by oznaczało, iż jestem człowiekiem sukcesu!

Słuchajcie, kibice - chcę wam bardzo podziękować, że przez te wszystkie lata mojego sportowego życia byliście ze mną. W czasie sukcesów, ale i porażek. Wtedy zdarzało się, że niektórzy mnie wspierali, inni rozpoczynali falę hejtu. Ale i za niego wam dziękuję, bo przyznam się trochę, że on działał na mnie mobilizująco. Krytyka, nawet jeśli nie była zbytnio konstruktywna, to jednak zawsze pchała mnie do przodu. Chciałem udowodnić, że jeszcze mogę, że zrobię więcej i lepiej, że wam wszystkim jeszcze pokażę! Życie sportowca to nie jest tylko pasmo sukcesów, często pojawiają się w nim łzy, a wasze, czasem gorzkie, słowa pozwalały mi się dźwignąć.

Karierze klubowej i reprezentacyjnej poświęciłem bardzo wiele, nadszedł czas, by poświęcić się bardziej moim najbliższym, mojej rodzinie. Oczywiście wiele razy myślałem nad tym, czy nie uda się pobić rekordu mojego idola

z dzieciństwa Krzyśka Wójcika, który grał do 43. roku życia, jednak życie napisało za mnie zupełnie inny scenariusz. Już nie będę grał, już nie założę w PlusLidze koszulki z numerem 16, na cześć mojego przyjaciela Arka Gołasia. Już nie będzie ta szesnastka zarezerwowana tylko dla mnie. W oku kręci się łza, bo przecież rywalizację sportową mam wpisaną w charakter, weszła mi ona w krew. Ale powiedziałem "dość", choć dostałem kilka propozycji z różnych klubów - dzięki wam za to, że mnie namawialiście. Nadszedł jednak czas pożegnania. Na koniec kariery grałem w klubie, który dał mi w moim życiu najwięcej, gdzieś w głębi czułem, że w innym miejscu chyba nie dałbym tyle, ile w Rzeszowie.

Dziękuję przede wszystkim mojej rodzinie, która znosiła mnie przez te lata, zrozumiała istotę sportu i poświęciła się, żebym ja mógł skupić się niemal tylko na karierze sportowej. Dzięki kolegom z boiska, którzy wytrzymywali ze mną, tolerowali zachowania, które czasem wołały o pomstę do nieba. Mam nadzieję, że jeszcze uda mi się zorganizować spotkanie, w trakcie którego podziękuję wam wszystkim za wspólne chwile, sukcesy i porażki. Jest taki plan. Mam nadzieję, że go zrealizuję i będzie mnie można jeszcze zobaczyć na boisku.

Dziękuję też sędziom, którzy znosili mój charakter, wielu pewnie posłuchało o problemach ze wzrokiem, ale mam nadzieję, że mi wybaczacie. Miałem taki charakter, jaki miałem i on zaprowadził mnie do miejsca, w którym jestem.

Dziękuję trenerom, którzy musieli się ze mną męczyć. Każdy z was naprawdę wniósł bardzo wiele do mojego repertuaru, rozwijał mnie zarówno jako gracza, ale i jako człowieka.

Serce na pewno jeszcze nieraz zaboli, gdy będę na meczu, gdy zobaczę szykujących się do wyjścia na boisko chłopaków. Jeszcze nieraz chęć gry mnie poderwie. "To już jest koniec, nie ma już nic" - tak śpiewają Elektryczne Gitary. U mnie nie będzie "nic". Całe życie oddałem sportowi i przy nim chcę pozostać. A że zawsze miałem spore parcie na szkło i wszyscy się ze mnie śmiali, że lubiłem media, to chyba w tej działce spróbuję się realizować. I oczywiście być przy mojej ukochanej siatkówce! Więc do zobaczenia. Tylko już nie po drugiej stronie boiska, a raczej po drugiej stronie ekranu.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.