W Krakowie Polska zagra kolejno z Bułgarią, Belgią i Serbią (wszystkie mecze o godz. 20.30, relacje live w Sport.pl). Później po tygodniu spędzonym w Tokio zmierzy się tam z Kanadą, Francją, Japonią, Chinami, Wenezuelą, Iranem i Australią. Z grona ośmiu zespołów awans na igrzyska wywalczą cztery - trzy najlepsze i najwyżej sklasyfikowany przedstawiciel Azji.
Mateusz Bieniek: wiadomo, że to miłe wspomnienia, jednak dla mnie rok temu to dawno. Teraz są nowe cele, myślę o igrzyskach.
- Na pewno różnica jest, ale po co o tym myśleć? Cały czas staram się nie nakładać na siebie presji. Chcę grać jak najlepiej, nie robię sobie bałaganu myśleniem o roli.
- Zgadzam się, trochę z nas presja zeszła. W Berlinie było bardzo trudno, przepustkę do Tokio udało się nam wywalczyć rzutem na taśmę. Wiadomo, nie wolno teraz lekceważyć żadnego rywala. Jeśli tego nie zrobimy, to czujemy, że będzie dobrze, bo tu już są zespoły o mniejszych umiejętnościach od rywali z Berlina.
- Każdy dostanie szansę zagrania i to najważniejsze. Rywale nieźli, bo Bułgarzy i Serbowie od zawsze się liczą, a Belgowie wchodzą do europejskiej czołówki. Liga skończyła się już jakiś czas temu, długo nie graliśmy, dobrze, że ten turniej jest przed wyjazdem do Japonii.
- Ja miałem trochę problemów zdrowotnych, więc miałem przerwy, za bardzo się nie napracowałem. Dlatego tak powiedziałem. A co do kolegów, którzy odpoczynku potrzebowali, to przecież nie pierwszy raz zaraz po lidze trzeba było jechać na kadrę i jak najlepiej się przygotować. Przyzwyczailiśmy się, że terminarz zawsze jest napięty.
- Jasne, że myślę o Rio. Fajnie byłoby tam zagrać, coś wygrać, pokazać się z jak najlepszej strony. To marzenie. Ale na razie się zakwalifikujmy. Już pokazaliśmy, że umiemy grać, w ubiegłym sezonie brakowało nam farta. Teraz też będzie nas stać na wygranie z każdym, obyśmy tylko mieli trochę więcej szczęścia.
- Na pewno nie, wtedy dopiero zaczynałem, grałem gdzieś w juniorach. Zrobiłem sobie niespodziankę i będę mocno pracował na kolejne.