Gdyby podzielić sobotnie spotkanie na sety, to Polacy mogą być zadowoleni tylko z pierwszego i czwartego. Drugi i trzeci w ich wykonaniu były bardzo słabe i wypada się tylko cieszyć, że trzecią partię udało się wygrać, choć i w niej było sporo nerwowości, gdy Polacy w końcówce stracili sześć punktów z rzędu.
Zresztą przestoje były główną zmorą naszej reprezentacji. Tak samo jak popsute zagrywki, którymi oddaliśmy Słoweńcom prawie jednego seta, dokładnie 22 punkty. Otrzymaliśmy też niemało, bo 24 punkty. Słoweńcy ryzykowali i psuli tak samo jak Polacy, tyle tylko, że im ryzykowna zagrywka przyniosła trzy punkty po asach, Polakom aż 11.
Nasi siatkarze lepiej radzili sobie też w bloku, gdzie zdobyli 13 punktów, przy 7 rywali. Siedem punktowych bloków Polacy zdobyli jednak w czwartym, wyraźnie wygranym secie.
Biało-czerwoni lepsi byli także w ataku, mając 51-procentową skuteczność ataku. Rywale atakowali tylko z 44-procentową skutecznością. Co ciekawe dysponowali natomiast lepszym przyjęciem, mimo aż tylko asów, które wpadły im w boisko. Słoweńcy dogrywali dokładnie jednak aż 81 procent przyjęć, a Polacy 76 procent. W błędach własnych był niemal remis. Polacy oddali rywalom 33 punkty, otrzymając w zamian 34 "oczka" od Słoweńców.
Najwięcej punktów dla Polaków zdobył Mateusz Mika, 21. Przyjmujący naszej reprezentacji znów znakomicie zagrał w ataku, mając 65-procentową skuteczność, a do tego dokładając dwa asy i dwa bloki. 18 punktów zdobył z kolei Bartosz Kurek, który zanotował trzy asy i trzy bloki. W ataku miał 44-procentową skuteczność.
W ekipie ze Słowenii prym wiedli Klemen Cebulj i Mitja Gasparini. Pierwszy zdobył 18 punktów, drugi 16. Obaj skrzydłowi nie mieli jednak większego wsparcia u kolegów.
Polakom do rozegrania został już tylko jeden mecz w grupie C, w niedzielę o godz. 17 zmierzą się z Białorusią. Jeśli wygrają dwa sety, zajmą pierwsze miejsce i awansują bezpośrednio do ćwierćfinału.