Liga Światowa. Nowa era w siatkówce. Bezkrólewie

A jednak Serbia z Francją. Ósma drużyna rankingu FIVB kontra dwunasta. Najbardziej sensacyjny finał Ligi Światowej w historii uzmysławia, że dawna - i długotrwała! - hierarchia w męskiej siatkówce została ostatecznie obalona. Do tłuczącej się o medale czwórki nie przetrwał nikt, kto wskoczył na podium turnieju olimpijskiego w Londynie - pisze Rafał Stec, dziennikarz ?Gazety Wyborczej? i Sport.pl, na swoim blogu.

Dyskutuj z autorem na jego blogu

I nie wyjaśnimy tego niskim prestiżem edycji LŚ w sezonie niemal wszędzie podporządkowanym eliminacjom do igrzysk, bowiem w osłupienie wprawił wszystkich już jesienny mundial, zwieńczony triumfem Polski oraz meczem o brąz Niemców z Francuzami, których w półfinale dzieliły drobiazgi od zatrzymania Brazylii. Nie ma mowy o pojedynczym zawirowaniu, to globalna zmiana klimatu.

Przez lata było tak, że jeśli "Canarinhos" nie wzięli gdzieś złota, to zakładaliśmy, że wezmą je na następnej imprezie, może nawet wywrą na rywalach srogą zemstę. I mieliśmy rację.

Tak samo reagowaliśmy na podium bez Rosjan - wpadka, zaraz wrócą jeszcze potężniejsi, oni medale zrywają z drzew bez stawania na palcach. Też się nie myliliśmy.

Kiedy natomiast na pułap półfinałów lub jeszcze wyżej wzlecieli Polacy, to niepokoiliśmy się, czy na kolejnym turnieju nie wypadną beznadziejnie. I często wypadali.

Teraz możemy tamte myślowe kalki odrzucić, geografia siatkówki jest inna.

Brazylijczycy przegrali trzy finały z rzędu - LŚ 2013, LŚ 2014, MŚ 2014 - żeby na turnieju w Rio de Janeiro nie wygramolić się z grupy. A jeśli w sezonie przedolimpijskim wystawiają reprezentację tak stetryczałą , to mamy powody podejrzewać, że jej źródło z niewyczerpanymi ponoć zasobami talentu bije słabiej. Bernardo Rezende, który przez półtorej dekady na stanowisku selekcjonera przeprowadził kilka zmian pokoleniowych, uparcie obsadza drużynę wytartymi nazwiskami, np. odbierając jej równowagę desperackim trzymaniem się Murilo Endresa. Siatkarza właściwie już niezdolnego do ofensywnego odrywania się od podłogi, nie wiadomo tylko, w jakim stopniu uziemił go wiek, a w jakim chroniczne problemy z barkiem. To jedno z najbardziej oryginalnych rozwiązań taktycznych na turnieju w Rio - kiedy gospodarze przyjmowali serwis, to Murilo odpowiadał za połowę boiska, ale zbijał rzadko i z rozpaczliwą skutecznością. W meczu z Francją - 23-procentową, w meczu z USA - 20-procentową.

Rosjanie chorują jeszcze poważniej. W eliminacjach LŚ jedyne w 12 meczach zwycięstwo wpadło im w ostatniej kolejce, gdy Irańczycy grali zniechęceni, bo stracili szanse na awans. Na mundialu zajęli piąte miejsce. W ubiegłorocznej LŚ - również piąte. Koszmarna seria. I owszem, Rosjanie wierzą, że reprezentację uleczy powrót trenera Władymira Alekny, ale nawet u nich chyba się nie przelewa, skoro odwołują się do Siergieja Tietiuchina (nie grał, ale powołany), który we wrześniu skończy 40 lat. Znacie legendy o tundrze, po której wybitnie uzdolnieni siatkarsko drągale wędrują stadami? To zapomnijcie, przynajmniej na chwilę.

Obaj potentaci oczywiście nie runą w otchłań, będą się pojawiać na szczytach. Ale nie dają już żadnych powodów, by traktować ich jak faworytów. Przynajmniej powodów racjonalnych - markę traci się najpóźniej, gdy porażki się rozmnożą.

Natomiast Polacy, choć w półfinale zabawiają się dopiero na drugim turnieju z rzędu, dają powody, by uplasować ich wyżej. Jako kandydata na regularnego faworyta do medalu i drużynę w przeciwieństwie do przywołanych nadzwyczaj perspektywiczną. Owszem, dzisiaj ulegli Francji - po meczu na miarę remisu , w piłce nożnej skończyłoby się rzutami karnymi - i być może powzięli błędny plan w tie-breaku, zbyt nachalnie podrzucając każdą piłkę Bartoszowi Kurkowi. Ale projektowanie całkiem nowej reprezentacji potrafili pogodzić z utrzymaniem się w ścisłej światowej czołówce. Ale pomimo gry przeciętnej awansowali do najlepszej czwórki LŚ i zbliżyli się na milimetry do gry o złoto. Ale mentalnie wzbili się na poziom, na którym półfinałowe niepowodzenie wywołuje w nich wściekłość. Optymizmem smakują najrozmaitsze statystyczne okruchy - skoro od roku z okładem nasi nie przegrali meczu do zera, to znaczy, że trzymają poziom zawsze, nawet wtedy, gdy akurat nie mają swojego dnia.

Brazylia i Rosja błagają o pomoc weteranów, Polska prawie nie zauważa braku głównych bohaterów złotego mundialu (Wlazły, Winiarski, Kłos etc). Wystawia najmłodszą obok Francji i USA drużynę w czołówce, którą niebawem być może jeszcze odmłodzą Artur Szalpuk czy Aleksander Śliwka (obaj z rocznika 1995), do szerokiej kadry wpuszcza ledwie jednego trzydziestolatka (Możdżonek). Niemal każdy mecz przekonuje nas, że pod flagą biało-czerwoną rośnie trwała potęga, która wznieciła rewolucję wraz z kilkoma innymi reprezentacjami dotąd pomniejszymi. Musimy powoli przemeblowywać sobie głowy, by najbardziej niebezpiecznych konkurentów nie szukać bez końca - z przyzwyczajenia, lecz wbrew wyraźnym trendom - w Brazylijczykach oraz Rosjanach. Oni sprzeciętnieli (wcześniej przeżyli to Włosi, wszechpotężni w latach 90.) i już w niczym nie górują nad Francuzami, Amerykanami czy Irańczykami.

Notoryczni zwycięzcy z męskiej siatkówki zniknęli. Czy się pojawią, nie wiemy. Ale niewykluczone, że pojawią się tam, gdzie jeszcze niedawno nie było niczego.

Największe kluby w Europie chwalą się nowymi koszulkami [ZOBACZ]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.