Liga Światowa. Siatkarze wciąż rosną

Nie było jasne, czy polscy mistrzowie świata cały czas będą grali tak dobrze. Zachowana została dobra atmosfera i styl gry z mundialu, a nowi gracze bardzo szybko odnaleźli się w kadrze. Rozmowa z Wojciechem Drzyzgą, byłym siatkarzem i ekspertem Polsatu.

Sześć wygranych w ośmiu spotkaniach cztery mecze przed końcem fazy grupowej Ligi Światowej to dobry bilans dla mistrzów świata?

- Przypomnijmy cele na ten sezon. W LŚ należało znaleźć kilku nowych graczy na opuszczonych pozycjach.

Wypełnić luki po odejściu Wlazłego, Winiarskiego, Zagumnego i Ignaczaka...

- Z 14 mistrzów świata ubyło czterech. Dużym kłopotem jest odejście Wlazłego, z powodu choroby [już wyleczony nowotwór] zatrzymał się rozwój talentu Grzegorza Boćka. Pozostałych atakujących mamy średnich, a Bartosz Kurek był niewiadomą, szczególnie że przed rokiem wypadł z kadry. Równie ważna jest pozycja rozgrywającego - i nie chodzi o zawodnika numer jeden, bo do tej roli był szykowany Fabian Drzyzga i wydaje się, że jest przygotowany.

Największą niespodzianką jest dobra gra Kurka, który przez lata był przyjmującym, a roli atakującego cały czas się uczy?

- Słysząc od kogoś, "poczekajmy, gdy zacznie grać lepiej", aż się żachnąłem, bo pierwsze mecze grał na takim poziomie, że zawsze chciałbym taki u niego widzieć.

63 i 60 proc. skuteczności w meczach z Iranem to wynik, o jakim marzą najlepsi atakujący świata.

- Więcej się zrobić nie da. Kurek udźwignął to, co mu powierzono. Jest mu potrzebny zmiennik, praktycznie nie widzieliśmy w akcji Jakuba Jarosza. Ale nie wszystko naraz. Bartosz musiał grać dużo. Poza tym widać, że Stéphane Antiga i Philippe Blain starają się zawsze wygrywać i nie tracą meczów z powodu eksperymentów. Stawianie na zawodników w najlepszej formie bardzo porządkuje sytuację, a fakt, że w końcu każdy dostaje szansę, tworzy ducha zespołu. Niby proste, ale nie wszyscy tak działali. Słabsi na treningach muszą poczekać na swoją kolej - to zasada zaakceptowana przez kadrę. Wszyscy wiedzą, że każdy będzie potrzebny.

Na przykład na morderczym wrześniowym Pucharze Świata z 11 meczami do rozegrania w dwa tygodnie?

- Tam, podobnie jak na MŚ, nie da się walczyć jednym składem. I widać, że selekcjoner o tym myśli. Popatrzmy na rozegranie. LŚ zaczynał Grzesiek Łomacz, później włączył się Drzyzga, a teraz to trenerzy decydują, który gra. Zaczyna się uzupełniać para libero Paweł Zatorski i Piotr Gacek, a na przyjęciu znakomicie grał Rafał Buszek, gdy krótki kryzys wynikający pewnie z problemów z aklimatyzacją dopadł Mateusza Mikę.

W Rosji kilku zawodników miało problemy, ale nie Mateusz Bieniek.

- Jest objawieniem! Dobra gra w przeciętnym klubie [Effector Kielce] nie musi przekładać się na występy w kadrze. A Bieniek zagrał osiem twardych, świetnych meczów. Z nim jest jak z Kurkiem - chuchajmy, żeby grał na takim poziomie, a będzie doskonale. Właśnie stabilizacja jest teraz najważniejsza. Wynik schodzi na drugi plan.

Ale specjalnie spychać go tam nie musimy. Bilans 6:2 jest naprawdę dobry.

- Polska walczy o Final Six w Rio de Janeiro. Gramy o prestiż, punkty rankingowe i pieniądze, o których wszyscy się trochę wstydzą mówić. Ale wynik jest absolutnie mniej ważny od realizacji zadań, o których mówiliśmy na początku. Budowa drużyny musi trwać. Trzeba odzyskać dla kadry wracającego po kontuzji Karola Kłosa, mieć na uwadze przyjmujących, bo każdy gotowy do gry na dobrym poziomie to skarb. Generalnie utrzymaliśmy jednak mistrzowski poziom. Biorąc pod uwagę zmęczenie zawodników ligą, trzeba pozytywnie ocenić to, co obserwujemy. Wszyscy znający się na siatkówce przyznają, że kadra w pierwszej fazie sezonu mogła grać słabiej. Możemy być zadowoleni, bo zespół zachował bardzo dobrą atmosferę i styl gry z mundialu. A nowi zawodnicy odnaleźli się bardzo szybko.

Walczymy w bardzo trudnej w grupie, mamy wyłącznie wymagających rywali, o różnej charakterystyce. Nawet porażek z USA nie musieliśmy się jednak wstydzić. Byłem zaskoczony negatywnymi opiniami po tych meczach, bo w Stanach zagraliśmy lepiej niż z Rosją i Iranem. Wyniki nie zawsze wszystko mówią. Z USA pierwszy mecz mogliśmy wygrać nawet 3:0. Poziom był wysoki, spotkanie niezwykle wyrównane. W drugim meczu od trzeciego seta dopadł nas kryzys fizyczny. Na tak trudnych wyjazdach to się zdarza. Ale pamiętajmy, że forma jest budowana nie na teraz, tylko na PŚ. Tam powalczymy o olimpijską kwalifikację, a paliwa ma starczyć jeszcze na październikowe mistrzostwa Europy, choć połączyć dobry występ w PŚ i w ME będzie bardzo trudno. LŚ to przy tych imprezach tylko bardzo dobry poligon. Nam przynosi satysfakcję, trenerom dużo informacji, a zawodnikom daje możliwość rozwoju w trudnych meczach.

Najtrudniejsze za chwilę - w Teheranie, gdzie dopiero co seta w dwóch spotkaniach nie potrafili ugrać niepokonani dotąd Amerykanie.

- Pytanie podstawowe brzmi: jak nasi zawodnicy się czują w końcówce trudnego, trzytygodniowego wyjazdu. Po zeszłorocznym pobycie w Teheranie opowiadali, że nie było zbyt przyjemnie. Ośrodek niby dobry, ale jednak zamknięty. Nawet na głupi spacer w 40-stopniowym upale nie wolno się ubrać po europejsku. Siedzenie w zamkniętych pomieszczeniach dla grupy, która już długo ze sobą przebywa, jest trudne, a wyjście na miasto - niemożliwe. Dokucza też brak środków masowego przekazu: dobrej telewizji, tak ważnego dzisiaj internetu. Dużo mówię o sprawach pozasportowych, ale one są naprawdę istotne.

Siatkarsko Irańczycy pokazali, że faktycznie są już na szczycie. Wszyscy, bo Amerykanów bili innym składem od tego, który zwykle gra. Na rezerwie zostali ci, którzy dopiero co świetnie walczyli z nami. Do tego mają w swojej hali pełnej wyłącznie mężczyzn przedziwną atmosferę. Żeby ich pokonać, trzeba ich mocno docisnąć. Wydaje się, że są zdecydowanym faworytem, zwłaszcza że już wiedzą, kto to jest Kurek w nowej roli i kim jest Bieniek. Ale my też mamy o nich dobre materiały, a nasza nadzieja w tym, że ekipa jest w Teheranie od poniedziałku, może więc zdoła się zaaklimatyzować i forma pójdzie lekko w górę.

Zobacz wideo

Takim to dobrze! Sportowcy na wakacjach

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.