Liga Światowa. Polski kompleks Rosji

Piątkowe zwycięstwo 3:1 było już piątym z rzędu polskich siatkarzy nad Rosją. To pokazuje, że mamy dziś lepszą drużynę od mistrzów olimpijskich.

W XXI wieku nie zdarzyło się, by Rosja przegrała sześć meczów z rzędu. A taki bilans mistrzowie olimpijscy mieli do ubiegłego tygodnia, kiedy zostali dwukrotnie upokorzeni przez Iran. Dziś do wstydliwego bilansu muszą dodać porażkę numer siedem. Na zawodników, a zwłaszcza trenera, w ostatnich dniach wylane zostały kubły pomyj. Ginęły w tym głosy, że drużyna pozbawiona największych asów - Dmitrija Muserskiego i Siergieja Grankina - jest dużo słabsza od tej, która dwa lata temu odniosła ostatni sukces, zdobywając mistrzostwa Europy.

- Potrzebujemy jednego zwycięstwa, a wtedy przyjdzie przełamanie - mówił przed meczami z Polską Woronkow. Zapewniał też, że nie jest przyzwyczajony do porażek, na co złośliwi dziennikarze przypomnieli, że w ostatnim sezonie ligowym prowadzony przez niego Lokomotiw Nowosybirsk przegrał wszystko, zajmując w lidze dopiero piąte miejsce.

Z kim się przełamać, jeśli nie z mistrzem świata? Spotkania z Polską nie są w Rosji traktowane tak prestiżowo jak u nas. Dla nich ważniejsze są konfrontacje z Amerykanami czy Brazylijczykami. Szanse gospodarzy wzrosły, bo polscy siatkarze od półtora tygodnia są w podróży. Najpierw polecieli do USA, w tym tygodniu z Chicago przenieśli się do Kazania, co zajęło im 26 godzin. A różnica czasu między tymi miastami wynosi osiem godzin. Żeby ją zniwelować, potrzeba około tygodnia, a mistrzowie świata musieli wyjść na boisko po niespełna trzech dniach. Było to widać, zwłaszcza na początku.

Stephane Antiga jest konsekwentny. Odkąd w drugim meczu z Rosją w Gdańsku wprowadził na boisko Fabiana Drzyzgę i Piotra Nowakowskiego, zaczyna mecze żelazną szóstką. Zmiany są albo taktyczne, albo wymuszone słabszą dyspozycją jednego z pewniaków. Niespodziewanie najbardziej słabuje ten, który powinien był liderem - Mateusz Mika. Źle wypadł w Stanach Zjednoczonych, a w Kazaniu zszedł z boiska już w pierwszym secie. Widać, że jest w słabszej dyspozycji, co bezwzględnie wykorzystują przeciwnicy. Zarówno Amerykanie, jak i Rosjanie w niego kierują większość zagrywek. Mika przyjmuje źle, co natychmiast przekłada się na jego skuteczność w ataku.

Trenerzy rywali przestrzegają, żeby w spotkaniu z rosyjskimi drużynami nie pozwolić im na osiągnięcie wysokiej przewagi na początku setów. To Rosjan nakręca i dodaje im pewności. W pierwszej partii gospodarze wygrywali 8:3, a jednak pozwolili się dogonić, choć Polacy nie wznieśli się na swoje wyżyny, a momentami tylko grali na średnim poziomie. Szkoda, że Polacy nie wykorzystali żadnego z czterech setboli, bo była szansa na gładkie zwycięstwo.

Dziś nasz potencjał jest jednak większy niż Rosji, gdzie siatkarskich talentów ma być najwięcej na świecie. Antiga i Philippe Blain szybko znaleźli jednak następców Mariusza Wlazłego, Michała Winiarskiego i Pawła Zagumnego. Woronkow albo nie potrafi odkryć odpowiednich ludzi, albo brakuje - co bardziej prawdopodobne - mu wartościowych graczy. Przeciwko Polakom wysłał Siergieja Sawina, Jewgienija Siwożeleza, Andrieja Aszczewa czy Artioma Wolwicza, zawodników bardzo przeciętnych. Gdy mają obok siebie Muserskiego, Maksima Michajłowa, Grankina czy Siergieja Tietiuchina, potrafią świetnie uzupełnić drużynę. Sami nie są w stanie udźwignąć odpowiedzialności, bo zwyczajnie brakuje im umiejętności. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że żaden z nich nie miałby miejsca w podstawowej szóstce u Antigi. Rosja bez swoich największych gwiazd jest dziś zespołem mocno przeciętnym, gorszym od Polski, USA i Iranu. Dlatego siedem kolejnych porażek z silniejszymi od nich przeciwnikami nie powinno już dziwić.

Nasza reprezentacja zaś z meczu na mecz nabiera pewności. Kilka lat temu po przegraniu pierwszego seta z takim rywalem rzadko potrafiliśmy odwrócić losy spotkania. W Kazaniu Polacy zaprezentowali się, jak przystało na mistrzów świata, choć w głównych rolach wystąpili zawodnicy, którzy albo w czasie mundialu grali niewiele, albo oglądali go w telewizji. Zupełny nowicjusz, jakim jest Mateusz Bieniek, na tle rosyjskich środkowych prezentował się jak profesor, a Rafał Buszek, zmiennik Miki, udowodnił, że nie musimy drżeć, gdy problemy mają Mika czy Rafał Kubiak. Liderem znów był Kurek, tak nielubiany w Rosji, od czasu odejścia z Dynama Moskwa.

Trener Woronkow apelował do swoich graczy o więcej agresji w bloku, ale bezradność przekładała się tylko w prowokacje po nielicznych spektakularnych akcjach. Szybko przeciął to słowacki sędzia, pokazując czerwoną kartkę Sewożelezowi. Paweł Moroz i Wolwicz sprawiali wrażenie, że gdyby nie siatka, rzuciliby się w kierunku Polaków z pięściami. Nasi siatkarze na prowokacje odpowiadali w najlepszy sposób - kolejnymi punktami. A że szczęście sprzyja lepszym, to zdobywali punkty nawet w najtrudniejszych sytuacjach, jak Kurek w czwartej partii, gdy lecącą na aut piłka trafić w odwróconego placami Sawina.

Drugi mecz zostanie rozegrany w sobotę o godz. 17.10.

Tabela grupy B

Phelps, Haye, Pudzianowski - najlepiej zbudowani sportowcy poszczególnych dyscyplin [CZĘŚĆ I]

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.