Siatkówka. Anastasiego nie zastąpi Polak. Drzyzga: "To bardzo zły znak"

Układ z Anastasim się wypalił. Nie zastąpi go Polak, co jest bardzo złym znakiem dla środowiska. Duże nazwiska dają działaczom alibi, że zrobili wszystko, by kadra grała dobrze. Ale tych na rynku nie ma. Jeśli pójdą w ryzykowny wariant, wezmą dużą odpowiedzialność za swój wybór - mówi Wojciech Drzyzga, siatkarski ekspert Polsatu i Sport.pl.

Przemysław Iwańczyk: Wciąż nie wiadomo, kto poprowadzi reprezentację siatkarzy. Twoim zdaniem wiadomo już, że nie będzie to Andrea Anastasi?

Wojciech Drzyzga: Zwlekanie z decyzją o rozstaniu oznacza, że była wśród działaczy grupa z prezesem Mirosławem Przedpełskim na czele, która rozważała jeszcze dalszą współpracę. Oczekiwano, że selekcjoner znajdzie i wyjaśni powody, dla których drużyna przegrała ostatnie imprezy. Nie wiem, czym to w rezultacie się zakończyło, ale linia obrony włoskiego trenera chyba ostatecznie się załamała. Moim zdaniem układ ten już się wypalił i wszystko zmierza do rychłego rozwiązania kontraktu.

Nie da się ukryć, że równocześnie prowadzone są rozmowy z kandydatami na następcę Anastasiego. Niestety, duża grupa trenerów takich negocjacji podjąć nie mogła, będąc związana kontraktami z innymi federacjami bądź klubami. Powiedzmy sobie szczerze: ludzi z wielkimi nazwiskiem na rynku nie ma zbyt wielu.

Bułgar Radostin Stojczew nie ma głośnego nazwiska?

- To jeden z grupy dyżurnych kandydatów, którzy przewijają się przy każdym wyborze trenera w Polsce. Podobnie zresztą jak Glen Hoag, Raul Lozano czy nawet Zoran Gajić, którego teraz ktoś odkurzył.

Stojczew to trener średniego pokolenia z sukcesami klubowymi, ale niezbyt udaną przygodą z reprezentacją Bułgarii. Trener twardego kręgosłupa i charakteru, ale my już trudnego selekcjonera mieliśmy [Raula Lozano - red.] i kolejny taki skupiający absolutną władzę w jednym ręku - od godziny posiłku po nakaz, z którego skrzydła atakować - jest nam chyba niepotrzebny. W Trenino Stojczew miał reprezentację świata i funkcjonował w tej grupie bez zgrzytów dzięki doświadczonemu prezesowi. W kadrze nie da się pohuczeć na siatkarzy bez konsekwencji. "Strachy" na doświadczonych graczy nie działają, więc mówiąc krótko, Stojczewa się obawiam.

Zastanawiam się i nie ukrywam, że jest to dla mnie rozczarowanie, dlaczego w dyskusji o następcy Anastasiego pomija się Polaków. Tym bardziej że szukamy w miejscach niewiele lepszych od nas siatkarsko, skoro aż dwóch kandydatów - także Plamen Konstantinow - jest z Bułgarii.

To bardzo słaby sygnał dla grupy, która przez lata była szykowana do tej funkcji - Krzysztof Stelmach, Mariusz Sordyl, Radosław Panas czy Dariusz Luks. "Przerobiono" ich kilku jako asystentów w trakcie kadencji Lozano i Daniela Castellaniego, inwestowano w nich, a teraz żaden nie jest choćby w gronie kandydatów, nie dostał nawet szansy rozmowy.

Naprawdę uważasz, że któryś z nich mógłby poprowadzić reprezentację?

- W ich sprawie powiedziano A i B, a zabrakło C i D. Generalnie zwracam uwagę na problem. Przecież Hubert Wagner, obejmując kadrę, miał 33 lata i żadnego doświadczenia. Nie powinno więc nikogo dziwić, że sięgamy np. po Piotra Gruszkę, który raczej szykuje się do końca kariery. Takich jak on jest paru, choćby Sebastian Świderski, modelowo prowadzony przez asystenturę do samodzielnego stanowiska. Mam nadzieję, że zwieńczeniem jego drogi będzie właśnie reprezentacja.

Jest i Andrzej Kowal, który ma wielkie szczęście pracować w świetnym klubie przy doskonałym prezesie. Rozwinął się jako pomocnik przy Janku Suchu i Ljubomirze Travicy, teraz samodzielnie sięga po trofea.

Oczywiście opcja taka obarczona jest duży ryzykiem, można młodemu trenerowi zwichnąć karierę tak ryzykowną posadą na początek. Pamiętam Irka Kłosa, który miał wielkie doświadczenie jako zawodnik, ale jako młody trener utonął.

Ale są działacze, którzy takich ruchów się nie boją. Konrad Piechocki wziął do Bełchatowa Miguela Falaskę, praktycznie prosto z boiska. Widocznie zdradzał cechy rokującego trenera.

Myślisz, że działacze PZPS mogą zdecydować się na tak ryzykowny wariant?

- Nie jest powiedziane, że jeśli ktoś nie ma doświadczenia, nie da sobie rady. Ale musi mieć odpowiednich ludzi wokół siebie, bo doświadczenia nie kupuje się na bazarze. Duże nazwiska dają działaczom alibi, że zrobili wszystko, by kadra grała dobrze. Jeśli pójdą w ryzykowny wariant, wezmą odpowiedzialność za swój wybór.

Życzę im, by decyzję podjęli jak najszybciej. Czasu nie ma zbyt wiele, a nowy selekcjoner musi mieć rozeznanie. Nie tylko na podstawie zapisu wideo z meczów PlusLigi.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.