Liga Światowa. Wójtowicz: Anastasi gra o spokój

- W piątek i w niedzielę polscy siatkarze rozegrają wyjazdowe spotkania z Francją. - W ostatnich latach przyzwyczailiśmy się, że jak jeden sezon mamy znakomity, to w następnym jest obsuwa. Andrea Anastasi miał ustabilizować zespół na najwyższym poziomie, teraz gra o spokój - mówi mistrz świata z Meksyku (1974 rok) i mistrz olimpijski z Montrealu (1976) Tomasz Wójtowicz. Relacja na żywo z pierwszego meczu w piątek od godz. 20 w Sport.pl

Łukasz Jachimiak: Liczy pan to, że w Rouen i Tuluzie zobaczymy reprezentację Polski dysponowaną znacznie lepiej niż przed dwoma tygodniami, w przegranych meczach z Brazylią?

Tomasz Wójtowicz: Dyspozycja drużyny musi być dużo wyższa niż w Warszawie i Łodzi, bo inaczej już teraz będziemy musieli przestać myśleć o finale Ligi Światowej. We Francji musimy zdobyć komplet punktów.

Francuzi w grupie A rozegrali do tej pory cztery mecze, wszystkie przegrali, ale i Bułgarom, i Amerykanom urwali po punkcie.

- W ich składzie nie ma gwiazd, dobrze kojarzymy chyba tylko Rafaela Redwitza, ale łatwizny nie będzie. Ważne, żebyśmy nie szukali swojej siły w słabości przeciwnika. Musimy skupić się na własnej grze, wyeliminować błędy, których było sporo, poprawić się w każdym elemencie. Mieliśmy dwa tygodnie przerwy, ciekawe, jak to na nas wpłynie.

Po spotkaniach z Brazylią i trenerzy, i zawodnicy przekonywali, że przerwa w grze pozwoli im odzyskać świeżość po ciężkich treningach.

- Świeżość może być, ale z drugiej strony wypadliśmy z rytmu. Ledwo zaczęliśmy walkę o punkty, a już mieliśmy przerwę. Inni grali, Francuzi mają za sobą o dwa mecze więcej, to nie jest bez znaczenia. Ale tym nie wolno się zasłaniać. Trzeba zrobić swoje, bazując na tej dynamice, która powinna wrócić. W spotkaniach z Brazylią jej nie było.

Dlaczego? Wiem - przez ciężkie treningi. Ale przecież i Brazylijczycy przed startem Ligi Światowej nie próżnowali.

- Oczywiście, oni też wchodzili w te rozgrywki tuż po mocnej pracy. Co prawda nie widzieliśmy, jak trenowali oni i jak ćwiczyli nasi zawodnicy, dlatego nie możemy stwierdzić, który zespół miał prawo być bardziej zmęczony. To już zresztą nie ma wielkiego znaczenia. Teraz wchodzimy w etap, na którym nie możemy sobie pozwolić na wpadki.

Zatrzymajmy się przy Brazylii jeszcze na chwilę. Nie dziwi pana, że po meczach z nią nasi siatkarze przekonywali, że nie jest źle, skoro powalczyli z takim rywalem? Przecież w poprzedniej edycji byli najlepsi, a z tą Brazylią wygrali trzy z czterech meczów.

- Cóż, jakoś trzeba się pocieszać (śmiech). A mówiąc poważnie, to jeden punkt w dwóch meczach z Brazylią nie jest sukcesem. Chociaż nie jestem wewnątrz ekipy i myślę sobie, że może chłopcy przed tymi meczami czuli się tak źle, że nie dawali sobie szans nawet na powalczenie z Brazylijczykami.

Na szczęście nie wycofują się z tego, co deklarowali przed startem Ligi Światowej. Wszyscy podtrzymują, że celem jest awans do turnieju finałowego.

- To musi być cel minimum. Dla obrońcy trofeum brak awansu do turnieju finałowego byłby dużą porażką. Sytuacja, w jakiej znalazła się nasza drużyna jest naprawdę niełatwa. Porażki z Brazylią nie są jeszcze dramatem. Ona przebudowała swój skład, brakuje w niej kilku wiodących dotąd postaci, ale ten zespół mimo zmian nie straci nagle swojej pozycji, bo od dawna wiadomo, ilu świetnych, czekających na swoją szansę zawodników jest w tym kraju. Dlatego po Brazylii nie musimy rwać sobie włosów z głowy, choć teraz jeszcze wyraźniej widzimy, że wyjść z tej grupy będzie trudno. Trener podkreśla, że awans jest dla niego bardzo ważny, on wie, że gdyby Polski zabrakło w finale, byłaby to jego porażka.

Dlatego, że w roku poolimpijskim, kiedy we wszystkich drużynach dochodzi do wielu zmian, u nas kadra jest stabilna, oparta na tych samych zawodnikach, z wyjątkiem Pawła Zagumnego?

- Zgadza się, Paweł dostał wolne jako jedyny, u nas rzeczywiście nastąpiło najmniej zmian. Od zespołu, który rok temu był tak mocny trzeba dużo oczekiwać.

Dużo, to znaczy ile? Celem powinien być medal Ligi Światowej? On chyba potwierdziłby, że mimo porażki na igrzyskach, Polska nadal jest bardzo mocna, że jej triumf w poprzedniej edycji Ligi Światowej nie był jednorazowym wyskokiem?

- W ostatnich latach przyzwyczailiśmy się, że jak jeden sezon mamy znakomity, to w następnym jest obsuwa. Andrea Anastasi miał ustabilizować zespół na najwyższym poziomie. Powinien to zrobić właśnie teraz, kiedy ten zespół jest stabilny pod względem personalnym. Kibice mają prawo wymagać od kadry walki o medale w tegorocznych imprezach.

Główną będą wrześniowe mistrzostwa Europy, ale po nieudanych igrzyskach i ewentualnym niepowodzeniu w Lidze Światowej ekipie Anastasiego pewnie trudno byłoby spokojnie budować formę na polsko-duński turniej?

- To jasne, że po niepowodzeniu trzeba znowu pracować na swoją pozycję zdobytą przez wcześniejsze sukcesy. Zespół mamy już doświadczony, każdy wie, że po igrzyskach trzeba się jak najszybciej zrehabilitować. Inne drużyny z czołówki muszą wiedzieć, że Polska ciągle jest mocna. Każdy z naszych zawodników obiecuje, że porażki już się skończyły, że teraz zaczną się zwycięstwa. Czekamy na nie.

Pan czeka z wiarą czy raczej z niepokojem?

- Mądrzejszy będę po meczach z Francją. Jeśli nasza drużyna wypadnie w nich dobrze, będzie to znak, że wracamy do przyzwoitej formy. A jeśli będzie źle, to trener będzie miał kłopot. Trzeba powiedzieć wprost, że to dla niego i dla drużyny będzie ważny test, że to będą mecze o spokój. W Polsce oczekiwania są duże, w mediach szybko mogą się ukazać alarmujące tytuły (śmiech). Miejmy nadzieję, że dobrze znane nam piekiełko za chwilę się nie rozpęta. Dla spokoju swojego i nas wszystkich Anastasi i jego ludzie z Francji naprawdę muszą przywieźć komplet punktów.

Więcej o:
Copyright © Agora SA