Tomasz Wójtowicz: Dyspozycja drużyny musi być dużo wyższa niż w Warszawie i Łodzi, bo inaczej już teraz będziemy musieli przestać myśleć o finale Ligi Światowej. We Francji musimy zdobyć komplet punktów.
- W ich składzie nie ma gwiazd, dobrze kojarzymy chyba tylko Rafaela Redwitza, ale łatwizny nie będzie. Ważne, żebyśmy nie szukali swojej siły w słabości przeciwnika. Musimy skupić się na własnej grze, wyeliminować błędy, których było sporo, poprawić się w każdym elemencie. Mieliśmy dwa tygodnie przerwy, ciekawe, jak to na nas wpłynie.
- Świeżość może być, ale z drugiej strony wypadliśmy z rytmu. Ledwo zaczęliśmy walkę o punkty, a już mieliśmy przerwę. Inni grali, Francuzi mają za sobą o dwa mecze więcej, to nie jest bez znaczenia. Ale tym nie wolno się zasłaniać. Trzeba zrobić swoje, bazując na tej dynamice, która powinna wrócić. W spotkaniach z Brazylią jej nie było.
- Oczywiście, oni też wchodzili w te rozgrywki tuż po mocnej pracy. Co prawda nie widzieliśmy, jak trenowali oni i jak ćwiczyli nasi zawodnicy, dlatego nie możemy stwierdzić, który zespół miał prawo być bardziej zmęczony. To już zresztą nie ma wielkiego znaczenia. Teraz wchodzimy w etap, na którym nie możemy sobie pozwolić na wpadki.
- Cóż, jakoś trzeba się pocieszać (śmiech). A mówiąc poważnie, to jeden punkt w dwóch meczach z Brazylią nie jest sukcesem. Chociaż nie jestem wewnątrz ekipy i myślę sobie, że może chłopcy przed tymi meczami czuli się tak źle, że nie dawali sobie szans nawet na powalczenie z Brazylijczykami.
- To musi być cel minimum. Dla obrońcy trofeum brak awansu do turnieju finałowego byłby dużą porażką. Sytuacja, w jakiej znalazła się nasza drużyna jest naprawdę niełatwa. Porażki z Brazylią nie są jeszcze dramatem. Ona przebudowała swój skład, brakuje w niej kilku wiodących dotąd postaci, ale ten zespół mimo zmian nie straci nagle swojej pozycji, bo od dawna wiadomo, ilu świetnych, czekających na swoją szansę zawodników jest w tym kraju. Dlatego po Brazylii nie musimy rwać sobie włosów z głowy, choć teraz jeszcze wyraźniej widzimy, że wyjść z tej grupy będzie trudno. Trener podkreśla, że awans jest dla niego bardzo ważny, on wie, że gdyby Polski zabrakło w finale, byłaby to jego porażka.
- Zgadza się, Paweł dostał wolne jako jedyny, u nas rzeczywiście nastąpiło najmniej zmian. Od zespołu, który rok temu był tak mocny trzeba dużo oczekiwać.
- W ostatnich latach przyzwyczailiśmy się, że jak jeden sezon mamy znakomity, to w następnym jest obsuwa. Andrea Anastasi miał ustabilizować zespół na najwyższym poziomie. Powinien to zrobić właśnie teraz, kiedy ten zespół jest stabilny pod względem personalnym. Kibice mają prawo wymagać od kadry walki o medale w tegorocznych imprezach.
- To jasne, że po niepowodzeniu trzeba znowu pracować na swoją pozycję zdobytą przez wcześniejsze sukcesy. Zespół mamy już doświadczony, każdy wie, że po igrzyskach trzeba się jak najszybciej zrehabilitować. Inne drużyny z czołówki muszą wiedzieć, że Polska ciągle jest mocna. Każdy z naszych zawodników obiecuje, że porażki już się skończyły, że teraz zaczną się zwycięstwa. Czekamy na nie.
- Mądrzejszy będę po meczach z Francją. Jeśli nasza drużyna wypadnie w nich dobrze, będzie to znak, że wracamy do przyzwoitej formy. A jeśli będzie źle, to trener będzie miał kłopot. Trzeba powiedzieć wprost, że to dla niego i dla drużyny będzie ważny test, że to będą mecze o spokój. W Polsce oczekiwania są duże, w mediach szybko mogą się ukazać alarmujące tytuły (śmiech). Miejmy nadzieję, że dobrze znane nam piekiełko za chwilę się nie rozpęta. Dla spokoju swojego i nas wszystkich Anastasi i jego ludzie z Francji naprawdę muszą przywieźć komplet punktów.