Andrea Anastasi odkrywa inną Polskę

Sam wolę sączyć, niż w siebie wlewać, jeden kieliszek opróżniam na dziesięć razy, wy w tym czasie pochłaniacie dziesięć. I dobrze. Nie śmiałbym tego osądzać, zresztą nauczyłem się tutaj jeść i popijać trochę wódki, ze śledziem smakuje rewelacyjnie - mówi trener siatkarskiej reprezentacji Polski

Opowiada pan o Polakach z entuzjazmem, z jakim Polacy o sobie nie mówią. Zresztą od zagranicznych trenerów też częściej słyszałem o problemach, np. z opanowaniem naszej namiętności alkoholowej. Zapytałem kiedyś Andreę Zorziego, jak Włosi reagują na picie zawodników, to odparł, że u nich zjawisko nie występuje, że tam na trenera pada strach, kiedy siatkarz się beznadziejnie zakocha... Miał pan trudności wynikające z różnic kulturowych?

- Alkoholowych nie miałem, choć wiem, że były wcześniej. Zdarzało się oczywiście, że po turnieju zawodnicy pytali, czy mogą poświętować, a ja wiedziałem, co się święci, już zorientowałem się, jak wyglądają wasze typowe uroczyste wieczory. Taka tradycja, trzeba ją akceptować jak pogodę. Sam wolę sączyć, niż w siebie wlewać, jeden kieliszek opróżniam na dziesięć razy, wy w tym czasie pochłaniacie dziesięć. I dobrze. Nie śmiałbym tego osądzać, zresztą nauczyłem się tutaj jeść i popijać trochę wódki, ze śledziem smakuje rewelacyjnie. W tym roku zabrałem nawet butelkę do domu, w Boże Narodzenie, podczas którego jemy bardzo tłusto. Zazwyczaj płuczemy usta winem musującym, więc kiedy zaproponowałem wódkę, zapytali mnie, czy zwariowałem. Ale syn poprosił, zaczęliśmy próbować. Dobre było! Choć oczywiście piliśmy po włosku, nie po polsku. Z dwóch przywiezionych butelek opróżniliśmy pół jednej, dla was to byłby wstyd.

W każdym razie incydentów alkoholowych zakłócających mi pracę nie stwierdziłem. Jak już mówiłem, bardzo szanuję pragnienie wolności chłopaków, dlatego wycofałem się z wszelkich pisanych, rygorystycznych regulaminów. Wiem, że gdyby je przeczytali, najpierw pomyśleliby, jak je złamać i uniknąć kary. To tkwi głęboko w naturze, nie będę jej prowokował, nie będę niczego narzucał. Zasady postępowania zawodnicy muszą znaleźć w sobie, by osiągać nasze wspólne cele, czyli zdobywać medale. Niech każdy idzie spać o pierwszej, drugiej albo czwartej nad ranem, byle o dziewiątej przyszedł na trening gotowy do pracy. Oczekuję tylko odpowiedzialności. Nie ja będę wyciągał z nich jak najwięcej, oni mają wyciągać z siebie.

Włoski szkoleniowiec o polskim tenisie, mentalności polskich sportowców, ale też o zbliżających się meczach reprezentacji. Wywiad Rafała Steca z Andreą Anastasim czytaj w poniedziałkowym wydaniu "Gazety Wyborczej" albo w Magazynie Sport.pl Ekstra

Zobacz wideo

Frankowski: Kończy się bajka o Tomciu Paluszku

Od dwóch lat pytano mnie, czy to ostatni sezon w lidze. Odpowiadałem: "Prawdopodobnie tak". Jesienią wydawało mi się, że będę grał jeszcze przez rok, mobilizowało mnie to, że mogę doścignąć najskuteczniejszych w historii Lucjana Brychczego (182 gole) i Ernesta Pola (186). Ostatnio miałem jednak problemy nie tylko ze zdobywaniem bramek, ale w ogóle z dochodzeniem do sytuacji, więc 18 trafień dzielących od Pola stało się dystansem nie do odrobienia. No i poczułem się zmęczony.

Ferguson odszedł, Beckham odszedł, Żewłakow i Reiss, to w końcu i ja mogę - mówi Tomasz Frankowski.

Więcej w Magazynie Sport.pl Ekstra

Więcej o:
Copyright © Agora SA