Polacy łatwo pokonali w półfinale Ligi Światowej Bułgarów (3:0) i w finale zagrają z mistrzami olimpijskimi, Amerykanami, którzy równie łatwo wygrali w sobotę z Kubańczykami.
-To nie jest tak, że w każdym kolejnym meczu mamy słabszego przeciwnika albo my gramy coraz lepiej i lepiej. Bułgaria zagrała takie zawody, a nie inne, ale to nie nasza wina, że byli słabi - powiedział po prostu Ignaczak.
- Być może doszliśmy do momentu, w którym rywale czują przed nami strach i w decydujących momentach drżą im ręce. Kiedyś to było naszą domeną, że gdy po drugiej stronie wychodzili mocni zawodnicy, coś działo się w naszych głowach. Teraz to nas stawia się w roli faworytów i, jak widać, na razie sprawdzamy się w tej roli - podsumował bez mrugnięcia okiem Ignaczak.
- To było pozornie łatwe spotkanie; niby mieliśmy wielką przewagę nad Bułgarami, ale ciągle czuliśmy ich oddech na swoich plecach. Momentami było ciepło, jak np. w końcówce pierwszego seta, gdy rywal ustrzelił nas serią zagrywek - tłumaczył Piotr Nowakowski.
- Byliśmy gotowi, że atmosfera na trybunach będzie gorąca, ale nie polecam nikomu grać w takich warunkach. Było tak przeraźliwie głośno, że na czasie nie słyszeliśmy nawet trenera - mówił.
- To nasz pierwszy finał w historii Ligi Światowej, ale chcemy wygrać cały turniej, więc o zrealizowaniu celu będziemy mogli powiedzieć dopiero jutro - dodał Nowakowski.
Na relację Z Czuba i na żywo z finału zapraszamy w niedzielę od godz. 19:30 na Sport.pl.
Londyn 2012. Na co czeka cały świat?
Pierwszy w historii finał Polaków ?