Resovia pobiła się z Politechniką

Trzeci raz w tym sezonie wicelider ograł 3:1 ekipę ze stolicy. Jak zwykle już pod siatką iskrzyło między zawodnikami

Gracze obu drużyn przerzucali się spojrzeniami, gestami, wzajemnym prowokacjom nie było końca. Po jednej stronie Georgi Grozer, z drugiej - Zbigniew Bartman. Widzowie też włączyli się w walkę, bo kiedy ten drugi wchodził w pole zagrywki, hala huczała od gwizdów.

Było tak nerwowo, bo warszawiacy mogą mówić w tym sezonie o kompleksie Resovii. Poza pierwszym spotkaniem w Warszawie, wygranym 3:2 przez akademików, w kolejnych trzech (dwóch w PlusLidze i jednym w Pucharze Polski) górą byli rywale, choć za każdym razem akademicy mieli szansę nawet na wygraną. Podobnie było i w sobotę.

Co prawda w pierwszym i trzecim secie przyjezdni byli tylko tłem dla drużyny Ljubo Travicy i zdołali uzbierać odpowiednio 18 i 15 punktów, drugiego seta jednak wygrali, a w czwartym byli bliscy doprowadzenia do tie-breaka, bo w końcówce tej partii nawet prowadzili (20:19). Wtedy skuteczną zagrywką rywali nękał Amerykanin Ryan Millar, który dodatkowo w obronie podbił dwie ważne piłki, koledzy świetnie zagrali na wybloku i w obronie, a w kontrach swoje robił Niemiec Georg Grozer, wybrany zresztą na najlepszego zawodnika spotkania.

A warszawiacy? W decydujących piłkach brakowało im pewności siebie i szczęścia. Podobnie jak w ćwierćfinale Pucharu Polski rozegranym zaledwie kilka dni wcześniej. Poza tym aż czterech z nich grało z chorobą, co widać było zwłaszcza po Michale Kubiaku. - Brakuje nam konsekwencji w kończeniu piłek. Nie mamy czegoś takiego, co jest w innych zespołach grających o najwyższe cele - mówił po meczu Bartman, a trener Radosław Panas potwierdził: - Mieliśmy problemy z kończeniem sytuacyjnych piłek na kontrach. Chcieliśmy wywieźć jakieś punkty z Rzeszowa, ale z tak mizerną skutecznością w ataku trudno pokonać takich rywali.

W pierwszej i trzeciej odsłonie rzeszowianie od początku do końca kontrolowali przebieg gry. Dobrze zagrywali, rywale mieli problemy w przyjęciu, a przez to i w ataku. Szczególnie skrzydłowi. Rzeszowscy środkowi doskonale czytali grę przeciwników, a szczególnie dobrze robił to Grzegorz Kosok.

Inaczej wyglądał tylko drugi set, ale i tego rzeszowianie mogli rozstrzygnąć na swoją korzyść. Co prawda przespali jego środkową część i Politechnika, która wstrzeliła się zagrywką i uporządkowała swoją grę w polu, prowadziła już 21:15, ale finisz miejscowych był imponujący. Doprowadzili oni do gry na przewagi, jednak zabrakło przysłowiowej kropki nad i. Przypomniał się wtedy Kubiak i to goście cieszyli się ze zwycięstwa. - Byłoby świetnie, gdybyśmy zdołali jeszcze tego seta. W końcówce przeważyła jednak dobra zagrywka rywali - wspominał Millar.

Nie było sensacji w meczu Skry Bełchatów z Delectą Bydgoszcz - mistrzowie Polski gładko wygrali bez straty seta. O niespodziance można za to mówić w potyczce ZAKSA Kędzierzyn-Koźle - AZS Częstochowa. Goście zwyciężyli drużynę Pawła Zagumnego 3:1.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.