Skra Bełchatów doszła do ściany

Zdobywając szóste z rzędu mistrzostwo Polski, siatkarze Skry Bełchatów może i obronią się po przegranym turnieju finałowym Ligi Mistrzów, ale jeśli drużyna z tak wielkimi gwiazdami i potężnym budżetem nie będzie mierzyć wyżej, popadnie w marazm. relacja z pierwszego meczu finału od 18. na żywo na Sport.pl.

Sport.pl na Facebooku! Sprawdź nas ?

Za silni na ligę, za słabi na triumf w pucharach - przypadłość Skry dręczy kibiców siatkówki od lat. Krajowe wpadki bełchatowian są incydentalne, niekiedy tylko spektakularne (np. ostatnia z Resovią w Pucharze Polski). Dominacja sportowa i finansowa jest tak wyraźna, że nawet trenerzy rywali zwykli mówić: "Grają wszyscy, wygrywa Skra". Będzie tak zapewne i w rozpoczynającym się dziś finale PlusLigi, w którym naprzeciw bełchatowian stanie Jastrzębski Węgiel (początek o godz. 18, transmisja w Polsacie Sport). Jeśli jednak najlepsza polska drużyna nie zrobi kroku w przód w Europie, czeka ją uwiąd, jaki pogrzebał piłkarską Wisłę Kraków.

Krwisty finał PlusLigi?

Krakowski klub przez lata bezskutecznie mierzył w awans do fazy grupowej LM, Skra marzy o najważniejszym klubowym trofeum w siatkówce. Przy coraz mniejszym zaangażowaniu właściciela i z coraz mniejszymi pieniędzmi wiślakom pozostały na osłodę zdobywane hurtowo mistrzostwa Polski. Zdaniem zawodników, trenerów i działaczy Skry dla nich osłodą są brązowe medale po niedzielnym zwycięstwie ze słoweńskim ACH Bled Volley.

Prawda jest jednak taka, że wzbogacą one jedynie opasłą już gablotę krajowych głównie trofeów w klubowym korytarzu. Wartość, niestety, mają niewielką, zwłaszcza spoglądając na okoliczności, w jakich rozgrywano turniej finałowy LM. Z budżetem na poziomie europejskich tuzów, z zawodnikami, na których renomie poznali się najgroźniejsi na świecie rywale, wreszcie z problemami trapiącymi konkurentów to właśnie Skra była głównym faworytem do zwycięstwa całego Final Four. Ich półfinałowa porażka z Dynamem Moskwa jest więc rozczarowaniem. Tym większym, że Rosjanie, którzy z kretesem przegrali walkę o finał u siebie w lidze, wyprzedzili w tym spotkaniu polski zespół o kilka długości w każdym elemencie.

Półfinałowe tąpnięcie z Dynamo, które odebrało bełchatowianom szansę na realizację głównego celu w tym sezonie, nie powinno zachwiać klubem. Umowa sponsorska z holdingiem PGE obowiązuje przez kilka lat, zresztą jeszcze poprzedni prezes Skry Edward Maruszak zapewniał, że u niego nie szasta się pieniędzmi, więc wystarczy ich na kilka sezonów nawet po wycofaniu się sponsora. Budżet Skry oficjalnie wynosi 10-12 mln zł, nieoficjalnie nawet dwa razy tyle, dlatego już teraz szef klubu powinien przewietrzyć skład, sięgając po gwiazdy jeszcze większe, niż ma. Przede wszystkim po rozgrywającego rozmiaru Pawła Zagumnego, Brazylijczyka Ricardo czy nieszablonowego Fina Mikko Esko lub Czecha Lukasa Tichacka. Za wszelką cenę trzeba też zatrzymać Bartosza Kurka, który ma co prawda ważny kontrakt, ale chce grać w podstawowym składzie, więc kolejnego sezonu na ławce rezerwowych nie zdzierży. Pochopne zmiany w sztabie szkoleniowym są niewskazane, nawet jeśli prezes Konrad Piechocki uzna, że trener Jacek Nawrocki popełnił błędy w Final Four. Powinien wreszcie unikać podejrzliwych i niosących coraz więcej niechęci ze strony kibiców w Polsce zabiegów organizacyjnych, dających Skrze i tak niewykorzystany handicap awansu bez gry do finału LM.

Działacze z Bełchatowa chełpią się kolejnymi komplementami o znakomitym przygotowaniu drugiego Final Four, ale wszyscy już przecież wiedzą, że Polacy świetnie radzą sobie nawet z największymi imprezami. Uważać też trzeba, by wspaniałe oprawy nie przejadły się nawet tym kibicom, których w meczu siatkówki najbardziej kręci chóralnie wyśpiewane: "W górę serca, Bełchatów wygra mecz". Dość symptomatyczne są zresztą obrazki z półfinałowych spotkań ligowych, które kompletu na trybunach nie zebrały.

Skra nie startuje w zawodach pod hasłem "przygotowanie widowisk sportowych". Tak jak stać ją finansowo na perfekcyjną organizację turnieju finałowego (z budżetem 1,6 mln zł) w zamian za miejsce w czwórce, tak sportowo stać ją na wygranie LM bez wspomagania, tylko na boisku.

W Bełchatowie denerwują się na niesprzyjającą presję, jaką ciąży na ich drużynie - czy to przed Final Four LM, czy to przed dzisiejszym finałem ligi. Skarżą się też na surowe oceny po każdym nieudanym występie. Muszą jednak pamiętać, że Skra nie jest już zespolikiem niosącym rozrywkę tylko mieszkańcom Bełchatowa i okolic. Władze PZPS uczyniły z niej jedną z wizytówek swojej działalności, a skarb państwa - łożąc co roku grube miliony koncernu PGE - ambasadora polskiego sportu na świat. Bełchatowski klub obok reprezentacji stał się synonimem wszystkiego, co kryje się pod pojęciem "polska siatkówka", więc w interesie wszystkich jest, by wygrywał nie tylko w lidze, ale także w Europie.

Skra Bełchatów ? w drodze po szóste złoto

Więcej o:
Copyright © Agora SA