W pierwszym meczu Asseco Resovia przegrało z Włochami 0:3 (-25, -18, -17). W środę rewanż w Polsce. Jeśli wicemistrzowie Polski odrobią straty, o awansie do Final Four w Łodzi zdecyduje tzw. złoty set.
Ljubomir Travica: Tak, do ostatniej piłki, która będzie dawała nam nadzieję. Ostatnią rzeczą, jaką może zrobić trener, to pokazać drużynie, że już nie wierzy. U nas mówi się, że piłka jest okrągła i do tego momentu wszystko jest możliwe. Oczywiście wiem, w jakich okolicznościach się znaleźliśmy, że polegliśmy 0:3 w pierwszym meczu, a Trentino to najlepszy zespół świata.
- Żal, bo w pierwszym secie graliśmy bardzo dobrze, popełniliśmy dwa, może trzy błędy, które zdecydowały o minimalnej porażce. Niestety, przełożyło się to na kolejną partię. Zaczęliśmy niefartownie 1:4, 1:5, mawiam wtedy, że zgasło nam światło. Nic nie wychodziło, nawet zagrywka. Nasza koncentracja uleciała, nie udawało się realizować żadnego z przedmeczowych założeń, a Trentino nie popuściło nawet na chwilę. Taka niemoc nie zdarzyła się nam w żadnym dotychczasowym spotkaniu.
- Już się przyzwyczaiłem, że w Polsce jest 38 milionów trenerów (śmiech). Oczywiście, możemy dyskutować, ale wolałbym najpierw, żeby widział pan, co dzieje się na treningach i jak wyglądają moje odprawy. Bo to jednak trochę zmienia postać rzeczy. Po meczu, który jest bitwą, łatwo być generałem i mówić, co można było zrobić. Sztuką jest jednak być dobrym dowódcą jeszcze przed wojną.
Mieliśmy problem z przyjęciem, z obroną po wyblokach także. Brakowało kontrataków, zwłaszcza w kluczowych momentach. Nie robiłem zmian, bo czekałem, że ci podstawowi się przełamią, że każda następna piłka będzie ich. To był inny mecz niż te ligowe. W krajowym play-off będę robił zmiany, i to częste, ale z Trentino musiałem od początku do końca postawić na moich najlepszych ludzi.
- Mój system gry przewiduje, że Gierczyński wchodzi za Aleha Akchrema, a za Wikę - Mateusz Mika. Ale może w następnym meczu spróbuję odwrotnie.
- Dlaczego? Widziałem wiele spotkań między czołowymi europejskimi drużynami, gdzie padały takie wyniki. W siatkówce zdarzyć się może absolutnie wszystko, nawet przegrana światowej potęgi w secie do 12 w wygranym 3:1 spotkaniu. Zawsze powtarzam, że nasz sport to nie matematyka. Inna sprawa, że Trentino to zespół, który nie pozwala przeciwnikowi, by grał według własnego planu. Jeśli nie przyjmiesz dobrze serwisu i nie skończysz ataku z pierwszej piłki, giniesz.
- A czego można się spodziewać po meczu z Trentino, najlepszą drużyną świata, że powtórzę to po raz drugi. Nie ma nawet znaczenia, że w ligowym pojedynku kontuzji doznał środkowy bloku Emmanuele Birarelli, bo zamiast niego wejdzie inny reprezentant Włoch Andrea Sala. Tacy są mocni.
W klubie wszyscy są zadowoleni z naszych występów w Lidze Mistrzów. Do spotkania z Włochami wygraliśmy siedem razy, przegraliśmy raz. Ale wiem, że w tej sytuacji z każdym meczem każdy chce więcej. I nawet rozumiem, bo to zdrowy odruch. Mam szerokie plecy u przełożonych, dlatego jestem spokojny.
- Nie powiem, bo nie wiem. Tegoroczne puchary nie oddają możliwości klubów. Przecież ktoś z pary słoweński Bled Volley - austriacki Tirol Innsbruck znajdzie się w czwórce Ligi Mistrzów. I czy to rzeczywiście czwarta drużyna kontynentu?
- O tym wolałbym porozmawiać w maju, po zakończeniu sezonu, bo mam naprawdę wiele do powiedzenia. To delikatne sprawy, których nie można ruszać w trakcie rozgrywek. Od trenera należy wymagać wyników, jednak najpierw musi mieć do dyspozycji kompletny skład. Wiem, że nie da się spełnić wszystkich moich zachcianek, ale chciałbym mieć większą możliwość manewru. Żeby móc zagwarantować finał rozgrywek i finał Pucharu Polski. Bo w tej chwili tylko na to mogę dać gwarancję. A czy pokonamy Skrę, czy nie - wszystko się może zdarzyć, będziemy walczyć.
- Rozmawiam z panem Adamem Góralem, naszym sponsorem, ale też wolę odłożyć wszelkie decyzje do końca sezonu. Chciałbym wzmocnień, to też ważny element naszych negocjacji. Trudno mi było w tym sezonie, zespół sypał się z powodu kontuzji, nie mogłem realizować swoich planów.