Final Four siatkarzy. Na Włochów Asseco Resovia jeszcze za mała

Po porażce 0:3 siatkarze Asseco Resovii zachowali minimalne szanse na wyeliminowanie włoskiego Trentino, ale środowe starcie pokazało, że Final Four Ligi Mistrzów to zabawa na razie nie dla nich - pisze Przemysław Iwańczyk.

Bywało, że polskie zespoły radziły sobie z Włochami. Rok temu mistrzów Serie A z Piacenzy wyrzucił z Ligi Mistrzów AZS Częstochowa. Skra Bełchatów wygrała w Final Four z Sisleyem Treviso, w podrzędnym Pucharze Konfederacji ten sam zespół został wyeliminowany przez Jastrzębski Węgiel.

Były też pojedyncze sukcesiki z Rosjanami. Dwa razy lanie dostała Iskra Odincowo, poległ Lokomotiw Biełgorod. Reszta starć z europejskimi tuzami to już dla Polaków pasmo niepowodzeń. Wskazując pojedyncze momenty chwały, ograniczam się do historii najnowszej, liczonej od zdobycia przez Polaków wicemistrzostwa świata, bo to wtedy działacze i większość kibiców postawiło znak równości między ligą rodzimą a włoską i rosyjską uznawanymi za najsilniejsze.

Sukcesy w starciach z gigantami przychodzą incydentalnie. Sukcesy klubów - reprezentacje to inny świat, najlepsi w Europie Polacy i Francuzi w Lidze Mistrzów nie szaleją. Skra czy AZS nie wygrywały, kiedy ważyły się losy awansu do czwórki, lecz w grupie albo wczesnych fazach pucharowych. I tylko wtedy, kiedy Polacy rozgrywali mecze wielkie, a rywale wyjątkowo nie mieli formy.

Na to właśnie mogła liczyć Asseco Resovia w meczu z Trentino, najsilniejszą drużyną świata, z ligi tak silnej, że nie jest nawet jej mistrzem. W takich spotkaniach nie gra się jak w spolaryzowanej polskiej lidze, gdzie część drużyn myśli, jak przetrwać i nie spaść, więc poważne mecze zdarzają się raz na dwa tygodnie. W LM nie ma miejsca na pomyłki siatkarzy, nie ma marginesu błędu zwłaszcza dla trenera. W środę mylili się i zawodnicy, i Ljubomir Travica, który zapomniał, że zespół składa się także z rezerwowych. Kiedy Marcin Wika z 27-proc. skutecznością w ataku odbijał się boleśnie od bloku, najbardziej doświadczony, w pełni gotowy do gry Krzysztof Gierczyński przyglądał się temu z kwadratu dla rezerwowych. Na jakąkolwiek zmianę, choćby mały impuls dla drużyny, Travica nie zdecydował się też, kiedy drugi skrzydłowy Aleh Akhrem opadł z sił i także zatracił skuteczność (36 proc.).

To nie był incydent, to już przypadłość Travicy, dla którego Resovia musi wyjść z kłopotów w takim samym składzie, w jakim się w nie wpędziła. Tak było też w kilku ligowych spotkaniach i przegranym finale Pucharu Polski. Widzą to dziennikarze, kibice, a sponsor klubu namawia szkoleniowca, by ten prześledził wszystkie swoje ruchy w trakcie meczów i zastanowił się, czy nie można było zrobić więcej.

Jednak Resovia padła przede wszystkim dlatego, że jej rywale to zbiór siatkarzy ocierających się o geniusz - z trzema Brazylijczykami, Kubańczykiem (Juantorena na 27 ataków zepsuł tylko dwa, przyjmował z 90-proc., niespotykaną nawet na najwyższym poziomie, skutecznością) i Bułgarem. Mają do dyspozycji co roku około 4-5 mln euro. Wicemistrzowie Polski z budżetem 8 mln zł to zespół tylko solidny, w którym jeden artysta (rozgrywający Rafael Redwitz, we Włoszech kariery nie zrobił, z Serie A spadł) nie był w stanie pchnąć do wygranej kolegów niewyrastających ponad średnią europejską.

To premierowy występ Resovii w LM. Spisała się ponad oczekiwania, docierając do ostatniej fazy przed Final Four z bilansem zwycięstw 7-1. Taki wynik w debiucie nie zdarzył się dotąd nikomu i będzie trudny do powtórzenia, kiedy los da rzeszowianom innych rywali niż ze Słowenii, Turcji, Francji i Bułgarii. Będzie też trudno, bo przy obowiązującym w lidze limicie trzech obcokrajowców w składzie, w rozgrywkach zdominowanych finansowo i sportowo przez PGE Skrę Bełchatów ze wszystkimi najlepszymi Polakami (poza grającym w Grecji Pawłem Zagumnym i we Włoszech Sebastianem Świderskim), drużyna z Podkarpacia dużo lepsza już nie będzie.

 

Bili Resovię trener tylko patrzył  ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.