Choć niewielu wierzyło w to, że Jastrzębski Węgiel będzie walczył o medale w sezonie 2016/2017, to na trzy kolejki przed końcem fazy zasadniczej PlusLigi zespół jest na 3. miejscu w tabeli. O punkt wyprzedza Skrę Bełchatów, tracąc dwa do drugiej Asseco Resovii Rzeszów.
Kiedy zaczęliście myśleć, że możecie wygrać złoty medal mistrzostw Polski?
Maciej Muzaj: - W naszym przypadku na pewno apetyt rósł w miarę jedzenia. Przez cały sezon patrzyliśmy na osiągane wyniki i miejsce w tabeli, utwierdzając się w przekonaniu, że jesteśmy blisko czołówki. Potrafiliśmy wygrać z najlepszymi zespołami w Polsce, które nazywane były faworytami do zdobycia medalu, co w tej chwili najprawdopodobniej da nam możliwość zachowania miejsca w trójce przed fazą play-off. To powoduje, że coraz bardziej chcemy walczyć o podium i działamy w myśl tego, że wszystko jest w naszych rękach.
Nie zapominamy jednak, jak cienka jest granica dobrej pozycji w play-off, więc staramy się nie przewidywać przyszłości. Najpierw musimy jeszcze trochę wygrać, by później zastanawiać się, o jaki kolor medalu zagramy.
Do jakich celów przed sezonem przygotowywał was trener Lebedew?
- Na początku sezonu powiedział w wywiadzie, że będziemy walczyć o czwórkę. Nie wiem, skąd on to wiedział, ale mogę zdradzić, że nie wszyscy od razu wierzyliśmy w to, że zagramy o medale. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że zmagania PlusLigi są bardzo trudne i praktycznie z każdym można w nich przegrać i "nadziać" się nawet na niżej notowanego rywala. Nasz szkoleniowiec miał jednak przeczucie i mecz po meczu zaszczepiał w nas nadzieję i wolę
walki o najwyższe cele.
Co według pana ma Jastrzębski Węgiel, czego brak pozostałym zespołom walczącym o miejsca 1-4?
- Wspaniałych zawodników! (śmiech) Mówiąc poważnie, to z bardzo dobrych siatkarzy stworzył się wyjątkowy zespół, w którym atmosfera jest naprawdę niesamowita. Takich rzeczy nie da się kupić i zbudować na siłę, ale tworzą się pod wpływem pracy trenera - to on sprawia, że tak dobrze dogadujemy się między sobą. Poza tym świetnie skomponował nas charakterologicznie. Przekonaliśmy się, że można porozumiewać się bez słów, i że w szatni może być bardzo zabawnie, a na treningach praca i tak będzie satysfakcjonująca. Na boisku wszyscy dążymy do jednego celu, nie ma między nami żadnych nieporozumień i to jest właśnie tajemnica naszego dotychczasowego sukcesu.
"Nakręca" was granie na nosie wszystkim ekspertom, którzy przed sezonem sytuowali Jastrzębski Węgiel w środku tabeli?
- Tak, bardzo! Cytując jednego z ekspertów, "ligowy plankton" pokazał na co go stać i będzie walczyć o złoty medal mistrzostw Polski. Chyba nie ma lepszego uczucia, niż pokazanie wszystkim, którzy w ciebie nie wierzyli, że jednak potrafisz dojść do celu.
Sam klub w sobie miał również wiele do udowodnienia w tym sezonie. Czujecie, że już to zrobiliście, czy nadal musicie postarać się, by Jastrzębski Węgiel przestał być kojarzony wyłącznie z kryzysem?
- Na pewno pokazaliśmy, że wbrew opinii niektórych Jastrzębski Węgiel nie idzie na dno. Po słabszym poprzednim sezonie wszystko w klubie powróciło na właściwe tory. Dużo dała zmiana prezesa, który wprowadził plan rozwoju drużyny. Poza tym zrobiono naprawdę dobre i przede wszystkim mądre
transfery, a przedłużenie kontraktów pokazało, że klub jasno patrzy w przyszłość i nam ufa. To wszystko złożyło się na to, że dziś możemy być w najlepszej czwórce rozgrywek.
Walka o każdy punkt, który może mieć wpływ na układ w tabeli, mobilizuje was do lepszej gry, czy wywiera niepotrzebną presję?
- Nie, mnie osobiście to "nakręca" i tego samego oczekiwałbym ze strony moich kolegów. Nie ma zabawy, kiedy nie ma presji! Kochamy sport, siatkówkę, rywalizację - emocje dają nam największą frajdę i na nich gra się najlepiej. Jeżeli nie ma nic do wygrania i presja nie występuje, to zarówno dla nas, jak i dla kibiców mecze nie są aż tak ekscytujące. Stres i skrajne uczucia powodują, że człowiek jest w stanie dać z siebie jeszcze więcej.
Za Scotta Touzinsky'ego do waszego zespołu dołączył Sebastian Schwarz. Maksymalny pułap zgrania z resztą zawodników osiągnie na play-off i wtedy zacznie częściej pojawiać się na boisku?
- Najważniejsze jest to, by Sebastian zgrał się z rozgrywającym oraz z rządzącym w przyjęciu Jakubem Popiwczakiem, który nie ma problemu z dogadaniem się z kimkolwiek. Nowy przyjmujący na pewno jest dla nas bardzo przydatny, ponieważ wchodzi i uspokaja
grę, kiedy inni zawodnicy potrzebują zmiany.
AZS Politechnika Warszawska, GKS Katowice i Łuczniczka Bydgoszcz - to wasi rywale w końcówce rundy zasadniczej. Trudna czy łatwa to droga do walki o miejsca 1-4 w play-off?
- Na pewno nie będzie to łatwa droga. Zdajemy sobie sprawę z tego, że po powrocie Pawła Zagumnego AZS gra coraz lepiej - niejeden zespół poległ w tym roku w stolicy. Katowice to również bardzo ciężki teren, o czym przekonały siłę Skra i Resovia. Okazuje się, że GKS gra bardzo dobrze, dokonał korzystnych transferów, więc zawodnicy pod kierownictwem Piotra Gruszki potrafią sprawić niespodziankę i w każdym meczu pokazują charakter. Bydgoszczanie po trudnym początku sezonu również udowadniają, że potrafią wygrywać i postawić swoje warunki. Nie będzie łatwo.
Ile przewagi zyskacie przez to, że nie gracie w środę w Lidze Mistrzów?
- Chyba nie mamy co patrzeć na innych. Jeśli my wygramy wszystkie nasze mecze za trzy punkty, to będziemy mieli pewne 3. miejsce przed play-off. Tylko to jest w naszych głowach, ponieważ wiemy, że nie mamy co liczyć na ewentualne potknięcia rywali.
Głośno zadeklaruje pan więc, że dla Jastrzębskiego Węgla w tym roku liczy się tylko...
- Złoty medal. Nie widzę sensu grania w PlusLidze, jeśli nie walczy się o pierwsze miejsce.