PlusLiga. Sędziowie Skrze półfinału nie zabrali

- Takiej rywalizacji jeszcze nie było, o awansie zdecydowały detale. Resovia była sztampowa, ale skuteczna, jednak dla Skry to przegrany sezon - mówi Wojciech Drzyzga.

Wychodzisz z domu, a grają siatkarze? Śledź relacje w telefonie dzięki aplikacji Sport.pl Live

Dopiero piąty mecz rozstrzygnięty w piątym secie zdecydował, że do półfinału PlusLigi siatkarzy awansowała broniąca tytułu Asseco Resovia. PGE Skra Bełchatów, przez lata gigant nie tylko polskiej, ale i europejskiej siatkówki, zostaje bez medalu, co ostatni raz zdarzyło się osiem lat temu.

Przemysław Iwańczyk: Czy widziałeś bardziej pasjonującą rywalizację w historii PlusLigi od tej zakończonej w poniedziałek między Resovią a Skrą?

Wojciech Drzyzga, ekspert Polsatu i Sport.pl: Musiałbym głęboko grzebać w pamięci. Zdarzało się, że ktoś tracił przewagę dwóch wygranych spotkań w play-off i potrzebny był piąty mecz, ale nigdy nie były to batalie o tak wysoką stawkę. To był prawdziwy hit. Cholernie żałuję, że Resovia ze Skrą spotkały się już na tym etapie i jednej z nich zabraknie w walce o medale. Mistrzowie Polski wygrali zasłużenie, Skra odpadła honorowo, choć słaba runda zasadnicza mocno obciąża jej konto.

Według bełchatowian sędziowie okradli ich z awansu.

- Była jedna sytuacja, która mogła mieć znaczenie. Aleksandar Atanasijević nie skończył ataku, kontrował Paul Lotman. Uderzył w aut. Ale czy po bloku, czy nie, nie wiem. Uznano to za punkt dla Resovii, ale przeglądając w powtórkach telewizyjnych, na pewno bym nie pokazał, że było po bloku, bo tego nie byłem w stanie wychwycić. Nie wykluczam, że tego bloku nie było. Odbyłem jednak rozmowy ze specjalistą od wideopowtórek na meczu. Powiedział, że ma na zdjęciach klatka po klatce tę sytuację i żaden z palców bełchatowian nie drgnął. Więc jeśli było, to tylko tak delikatne, że pod przysięgą blokujący musieliby się przyznać. Daniel Pliński, który oskarżył arbitrów, przysiągł, że nie dotknął. Krótko mówiąc, na 10 takich sytuacji w dziewięciu sędziowie by bloku nie pokazali.

Czy miało to znaczenie? Pewnie tak, bo 7:4 a 6:5 to wynik znacząco różny. Nie powiem jednak, że praca sędziów wypaczyła rezultat. Podjęli wiele trudnych decyzji prawidłowo, nie można mówić, że kogokolwiek skrzywdzili celowo. To były błędy ludzkie, ale niepopełnione z premedytacją, więc nie kładłbym porażki Skry na karb złego sędziowania.

Dlaczego wygrała Resovia?

- Wykorzystała szerszą kadrę, choć akurat w piątym meczu było to bez znaczenia, bo akurat rezerwowi pogorszyli grę. Na dystansie pięciu meczów dało to jednak minimalną przewagę, a w jednym spotkaniu szczęśliwą wygraną. Żadnego elementu siatkarskiego, w którym Resovia była zdecydowanie lepsza, nie wskażę. Oba zespoły grały równo, zdecydowały detale, minimalne przewagi. Skra miała o wiele trudniejsze zadanie, bo próbowała grać kombinacyjnie. Resovia zaprezentowała sztampową, ale skuteczną siatkówkę. Dzięki temu sami nie prowokowali błędów.

Skra przegrała, bo...

- ...nie uporała się ze wszystkimi swoimi problemami. Kilku jej zawodników nie było w równej formie, zwłaszcza Mariusz Wlazły. Na pewno w ostatnich meczach. Nie jego jednego bym jednak obciążał, tym bardziej że kilkoma akcjami w poprzednich meczach przedłużył tę rywalizację. Bełchatowianie dali z siebie wszystko, ale jak widać, za mało.

Patrząc szerzej, ponieśli klęskę?

- Analizując cały sezon, nawet zwracając uwagę na kontuzje i transferowe zawirowania, trudno znaleźć dla nich wytłumaczenie. Za dużo meczów przegrali, i to nie z zespołami z górnej półki, a mocno przeciętnymi. W takim wypadku nie da się usprawiedliwić drużyny nawet brakami kadrowymi. Ocena Skry musi być rzetelna, a więc negatywna i surowa. Można oczywiście próbować tłumaczyć bełchatowian, ale błędów jest wiele. To po prostu przegrany sezon. Na Superpucharze i występie w klubowych mistrzostwach świata kończą się pozytywy.

Kto zawinił?

- W sporcie nie chcę używać słowa "wina". Bardziej mówiłbym o odpowiedzialności, bo nie podejrzewam, by ktoś w klubie z premedytacją popełniał błędy. Intencje może i były dobre, ale się nie udało. Żaden tegoroczny transfer nie potwierdził się w końcowej, najważniejszej dla bełchatowian fazie rozgrywek. Po odejściu trzech zawodników można było się spodziewać braku stabilności, ale gdyby transfery wyrównały straty, nie byłoby tragedii. Żaden z transferów nie poprawił poziomu, ratowali się więc tymi, których mieli wcześniej. Ze stratą, bo przesunięcie Wlazłego na pozycję przyjmującego spowodowało bardzo przeciętne występy tego zawodnika. I nawet nie przyjmowanie zagrywki, do czego nie był przyzwyczajony, było u niego słabe, ale to, że nie zrównoważył swojej gry dobrym atakiem i zagrywką. W jego wykonaniu to sezon co najwyżej przeciętny. Ostatni mecz pokazał, że gra z Michałem Winiarskim i Michałem Bąkiewiczem w roli przyjmujących może i jest skuteczna, ale bez Wlazłego w dobrej formie wygrać poważnej rywalizacji się nie da.

Transfery to podstawa, a później ich konsekwencja. W Skrze ich niepowodzenie było jak śnieżna kula, której nie można było już zatrzymać. Porażek sporo, nierówna gra itd.

W pierwszej kolejności za wynik odpowiada trener, ale prawda leży pośrodku, bo nic nie działo się w Skrze bez wiedzy prezesa Konrada Piechockiego i pozostałych działaczy. Spodziewam się, że kolektywnie podejmowali decyzje, więc wszyscy powinni rozliczyć się z popełnionych błędów. Także zawodnicy muszą wziąć na siebie odpowiedzialność.

Dużo się zmieniło w Bełchatowie w tym sezonie. Po raz pierwszy mieli zawodników, którzy nie zachowywali się profesjonalnie. Kubańczyk Yosleyder Cala i Słoweniec Dejan Vincić kompletnie nie wytrzymali ciśnienia. Ich pobyt w Skrze zakończył się porażką sportową i dyscyplinarną. Nie godzili się ze swoją rolą rezerwowych, ale patrząc na ostatni mecz, mogli mieć ogromny wpływ na wynik.

Za dużo dziur miała w tym sezonie Skra.

Nie masz wrażenia, że atmosfera nie była taka jak w ubiegłych latach?

- W play-off nie było widać, że drużyna jest skonfliktowana albo ma problem na linii trener - zawodnicy. Siatkarze zachowywali się profesjonalnie, choć był moment w tym sezonie, kiedy Pawła Woickiego drażniła rola rezerwowego rozgrywającego. Pozostałym zawodnikom również nie odpowiadało, że na siłę i w tempie ekspresowym wciągano do zespołu Włocha Dantego Boninfante.

Jeśli się przegrywa, trudno utrzymać sielską atmosferę. Porażka z Arkasem Izmir w Lidze Mistrzów mogła bardzo podłamać drużynę. Mówiąc krótko, wszystkie miłe chwile skończyły się na Superpucharze, później było pod górkę i dużo wpadek. Mówimy o zespole, który do przegranych nie był przyzwyczajony, wręcz zapomniał, co to takiego. I tak znieśli po męsku.

Kto jest faworytem do mistrzostwa pod nieobecność Skry w czwórce?

- Nic się nie zmienia, pozostaje nim Zaksa Kędzierzyn-Koźle. Teraz dołącza do niej Resovia, bo od dawna było wiadomo, że zwycięzca najgorętszej ćwierćfinałowej pary zostanie finalistą. Doceniam Delectę Bydgoszcz i jej skuteczność w sezonie zasadniczym, ale faworytem nie jest.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.