Siatkówka. Wójtowicz: Skra nadal faworytem

- Resovia wie, że Skra jest do ugryzienia - mówi przed drugim meczem finału PlusLigi były mistrz świata i olimpijski Tomasz Wojtowicz. Ale mimo prowadzenia rzeszowian 1:0 w serii do trzech zwycięstw komentator Polsatu stawia na Skrę. - Nie chce mi się wierzyć, że Skra nagle straciła formę i że jeszcze dwa razy zagra tak słabo - mówi Wojtowicz.

Łukasz Jachimiak: W pierwszym meczu finału PlusLigi Resovia sensacyjnie pokonała w Bełchatowie Skrę 3:1. Podopieczni Andrzeja Kowala mogą pójść za ciosem i wygrać także drugie spotkanie?

Tomasz Wojtowicz: Nie wiem czy ta wygrana była aż tak bardzo sensacyjna, bo ostatnie mecze Resovii pokazywały, że drużyna jest w dobrej formie. Widzieliśmy, że jej główną bronią jest zagrywka, która okazała się kluczowa także w starciu ze Skrą. Z drugiej strony na pewno na zwycięstwo rzeszowian się nie zanosiło po gładko przegranej pierwszej partii i prowadzeniu Skry 19:16 w drugiej. Wtedy wyglądało na to, że wszystko skończy się jak zwykle. A jednak kolejny raz okazało się, że w siatkówce niczego nie można być pewnym do końca. W Skrze doszło do uśpienia czujności, w Resovii zafunkcjonowała zagrywka, a przy braku dobrego dogrania do siatki to i Skra ma trudności z przebiciem się na drugą stronę.

W trzecim i czwartym secie Skra została rozbita do 16 i 18. W taki sposób w Polsce nie wygrywał z nią nikt.

- Zgadza się, zawodnicy Skry nie mogli się pozbierać mimo ogromnego doświadczenia i zaprawienia w naprawdę trudnych bojach. Resovia była na fali, rozpędziła się tak, że nic nie mogło jej zatrzymać. Ale myślę, że ten mecz to już historia i w drugim spotkaniu zobaczymy inną Skrę. To mocny zespół, który na kolejne spotkanie wyjdzie z nastawieniem na zwycięstwo. A Resovia będzie musiała utrzymać skuteczność zagrywki, ataku. To nie będzie proste.

Myśli pan, że Resovii grało się łatwiej, bo przegrywając mogła sobie pozwolić na pełne ryzyko, że idąc na całość zawodnicy rozkręcili się, złapali luz?

- Nie wiem, jakie decyzje podejmowano na ławce Resovii, ale po wygraniu przez nią drugiego seta był moment gry bez pełnego ryzyka. Oglądaliśmy lżejsze zagrywki, ale celowane z premedytacją w konkretne strefy boiska. Myślę, że Resovii w trudnym momencie najbardziej pomogło to, że niedawno walczyła w finale Pucharu CEV z Dynamem Moskwa i ostatnio w półfinale PlusLigi z Zaksą Kędzierzyn-Koźle. Kiedyś Resovia nie potrafiła się podnieść. Jak się w trakcie meczu zagubiła, to już był jej koniec. W tej chwili zawodnicy wiedzą, jak wyjść z opresji.

I wbrew pozorom w trudnych momentach mogą liczyć nie tylko na imponującego siłą Georga Grozera. To nie jest jedyna armata Resovii.

- Na pewno jeden Grozer tego meczu by nie wygrał. Nie ma mowy. Grozer bez pomocy reszty nic nie zwojuje, a w pierwszym meczu bardzo dobrze grali Olieg Achrem i Paul Lotman, jak należy funkcjonował środek. Zresztą, środki Resovia zawsze miała bardzo dobre i tych zawodników powinna nawet wykorzystywać jeszcze mocniej. I właśnie tak to musi wyglądać. Żeby pokonywać Skrę, każdy zawodnik Resovii musi grać na najwyższym poziomie. Ta maszyna musi działać najlepiej, jak potrafi.

Kibice znudzeni dominacją Skry są w podobnej sytuacji, jak przed rokiem. Wtedy w Bełchatowie pierwszy mecz finału wygrała Zaksa 3:2, ale później przegrała trzy kolejne spotkania i siódme z rzędu złoto trafiło do Bełchatowa. Myśli pan, że tym razem dostaniemy więcej emocji?

- Na pewno Skra jest rozdrażniona. Ma wielki potencjał, ale przekonała się, że nawet za moment dekoncentracji trzeba zapłacić wysoką cenę. Na drugi mecz mistrzowie Polski wyjdą maksymalnie skoncentrowani i zrobią wszystko, żeby się zrewanżować. Jeżeli Resovia utrzyma swój wysoki poziom, dostaniemy bardzo fajny mecz. A co do całego finału, to szybko się nie skończy. Ciężko mi uwierzyć, żeby Skra mogła przegrać trzy mecze z rzędu, bo w ostatnich latach to się po prostu nie zdarzyło. W Rzeszowie niemal na pewno odbędą się dwa mecze, oba powinny być bardzo zacięte, bo Resovia przed swoją publicznością nie odpuści. Ten finał będzie bardzo emocjonujący. Faworytem pozostaje Skra, bo, jak już powiedziałem, od dawna nikt nie wygrał z nią trzech meczów w ciągu kilku czy kilkunastu dni.

Do wtorku Resovia wygrała ze Skrą tylko trzy z 28 ligowych meczów. Stąd pytanie czy nie skończy jak Zaksa przed rokiem?

- Ten bilans dla Resovii jest bardzo zły. Wszystko w dalszym ciągu wskazuje na Skrę. Ale taki fajny wynik pierwszego finałowego starcia pokazuje, że naprawdę mamy walkę, a nie jednostronny pokaz siatkówki. Skra musi wykrzesać z siebie wszystko, żeby wygrać.

Przed rozpoczęciem finału Stanisław Gościniak stwierdził, że Resovia ma najwyżej 30 proc. szans na mistrzostwo. Po wtorkowym zwycięstwie daje jej pan większe szanse?

- Ciężko mi to oszacować, ale na pewno Resovia wie, że Skra jest do ugryzienia. Zwłaszcza, że przecież w tym sezonie wygrała z nią już drugi raz, bo wcześniej, jeszcze w fazie zasadniczej, pokonała ją u siebie.

Ale gdyby pan musiał, postawiłby na Skrę?

- Chyba mimo wszystko tak, choć pewny nie jestem, bo w siatkówce niespodzianki się zdarzają. Jednak nie chce mi się wierzyć, że Skra nagle straciła formę i że jeszcze dwa razy zagra tak słabo. Patrząc na ten jeden mecz na pewno można powiedzieć, że Resovia jest dobra. Ale kto może zapewnić, że ona utrzyma taką skuteczność, że tak będzie się spisywać na zagrywce? Dla mnie cały czas faworytem jest Skra. Jej zawodnicy zagrali poniżej swoich możliwości, a niektórzy znacznie poniżej. Patrząc w statystyki trzeba stwierdzić, że 17, 20, czy 25 proc. skuteczności jednych w ataku, innych w przyjęciu, to zdecydowanie za mało. Siatkarze Skry zagrali inaczej niż nas do tego przyzwyczaili. Resovia wykorzystała swój atut w postaci zagrywki, popełniła dużo mniej błędów. Ona też jeszcze ma rezerwy, ale nie aż takie jak Skra.

Mecze Polaków w 2011 roku, które zapamiętamy na długo

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.