Nasza drużyna wyglądała jak marne wojsko w czasie gwałtownego odwrotu. Panika i brak komunikacji w każdej formacji. Do tego bez dowództwa. Trener Jacek Nawrocki - mam wrażenie - emocjonalnie tego finału zdecydowanie nie udźwignął. Jak się boleśnie okazało, drużyna była źle ustawiona taktycznie, a posadzenie Kurka na ławce to symbol błędnych założeń szkoleniowca. Zadziwiająca indolencja Antigi, Falaski i Winiarskiego to osobny, zagadkowy temat.
Prezes Skry Konrad Piechocki ostatnimi laty uczynił wszystko, a może jeszcze więcej, żeby Polska miała w końcu klubowe mistrzostwo Europy. Musi być potrójnie rozgoryczony. Na pocieszenie pozostaje wspomnienie wspaniale zorganizowanego turnieju. Dowie się o tym cały świat, choć nieobecność w Łodzi szefa europejskiej federacji (CEV) Andre Meyera martwi. To dowód, że wojna prowadzona Austriaka z polskim kandydatem na szefa światowej federacji (FIVB) Mirosławem Przedpełskim przybiera wymiar totalny. To, co wyprawiali urzędnicy Meyera w ową feralną sobotę 10 kwietnia (pierwszy termin Final Four), zmuszając organizatorów do rozegrania turnieju mimo narodowej tragedii, to skandal.
Zachód będzie liczył się z nami tylko wtedy, kiedy będziemy silni. I na boisku, i poza nim. W sporcie jednak od boiska trzeba jednak zacząć.