Siatkówka. Reszta świata goni Europę i Ameryki

We wrześniu nowe karty w dziejach afrykańskiej siatkówki zapisali Egipcjanie i Kameruńczycy. Po raz pierwszy w dziejach barwne egzotyczne kraje awansowały we Włoszech do drugiej rundy siatkarskich MŚ. Teraz w Katarze trzecim klubem globu zostali Irańczycy. Paykan Teheran pokonał argentyński Bolivar 3:2 i zgarnął brązowy medal.

Wydaje się, że sukces to mało imponujący, bo młody argentyński zespół nie sieje postrachu jak brazylijscy sąsiedzi, ani nie zagościł jeszcze w czołówce. A jednak siatkarze tego kraju zajęli dziewiąte miejsce na mistrzostwach świata, choć średnia ich wieku krąży wokół liczby 23. Co więcej Bolivar walczył o medal "w miejscu" Dynama Moskwa, które podopieczni prowadzącego także reprezentację Argentyny Javiera Webera pokonali 3:1. Właśnie od tego - jak staraliśmy się dowieść - niezłego, technicznie dobrze wyszkolonego argentyńskiego zespołu, lepsi byli... Irańczycy. I to jest prawdziwe zaskoczenie bądź co bądź komercyjnej imprezy w Katarze.

Wagę i znacznie klubowych mistrzostw świata wielu deprecjonuje. Nie da się jednak ukryć, że suma petrodolarów okraszona prestiżem nie pozwala najlepszym zespołom przejść obok nich obojętnie. Choć tych rzeczywistych światowych postrachów było w Katarze tylko trzech (Skra, Dynamo, Trentino). Paykan nie był wcale tuż za ich plecami, a jednak cieszy się z medalu.

- Rok temu zakończyliśmy te mistrzostwa na czwartym miejscu. Teraz mamy brąz. Wracamy do naszego kraju kończyć ligowe rozgrywki. Chcemy je wygrać, zakwalifikować się do kolejnych klubowych mistrzostw Azji i jeśli tam również uda nam się ponownie wygrać, wrócimy tu za rok i zagramy w finale - zapowiada trener Paykanu Peyman Akbari. - Nasza drużyna wciąż robi postępy. Jesteśmy już znacznie silniejsi od naszych azjatyckich rywali. Jeśli chcemy wykonać kolejny krok, musimy rywalizować z zespołami Europy czy Brazylii, czyli inaczej mówiąc najlepszymi drużynami na świecie. Dziękuję Bogu za to zwycięstwo.

Podobnie brzmiały słowa Adam Abbasa El-Hadj - kapitana reprezentacji Kamerunu, która niespodziewanie kilka miesięcy temu awansowała do drugiej rundy siatkarskich mistrzostw świata we Włoszech. Tam musiała już uznać wyższość Czechów i Amerykanów, ale w rzeczywistości górowała afrykańska siatkówka. I ręce czarnoskórych kibiców, którzy na trybunach organizowali prawdziwe festyny radości. Cieszyła się Afryka, a razem z nią inni kibice, chętnie przyłączający się do tańców i pląsów Kameruńczyków - tych na widowni i na boisku. Afryka zrobiła wielki krok, dowiodła ekspansji woleja, mimo iż Polacy to jedyny naród tak zwariowany na punkcie tej dyscypliny.

W okazywaniu radości Irańczycy nie są tak wylewni jak Kameruńczycy. Ale ich szczęście dobrze oddają słowa kapitana azjatyckiej ekipy. - To pamiętny dzień nie tylko dla nas i naszej siatkarskiej rodziny, ale dla całego Iranu i irańskiego sportu - cieszył się Amir Hosseini. - Przyznaję, że w pierwszych dwóch setach nie graliśmy dobrze, ale wtedy nasz trener podjął bardzo rozsądne decyzje taktyczne i odwróciliśmy wynik.

Paykan - dziesięciokrotny mistrz kraju, sześciokrotny mistrz Azji -wygrał mecz o brązowy medal z Bolivarem 3:2 (23:25, 23:25, 25:23, 25:20, 15:13.)

Skra w finale Klubowych Mistrzostw Świata ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.