ME siatkarzy. Polacy pokonują Niemców, awans do dalszej fazy

Raul Lozano znów się spotkał z naszymi siatkarzami. Niemcom nie pomógł, Polacy pobili ich 3:1 i wygląda na to, że do półfinału pomkną z uśmiechami na ustach. Następni rywale powinni być znacznie słabsi

Drużyna Daniela Castellaniego odniosła zwycięstwa nad oboma najsilniejszymi przeciwnikami w pierwszej rundzie, ale przede wszystkim wywarła najlepsze wrażenie wśród wszystkich drużyn, które rywalizują w Izmirze. A nikt inny na drodze do strefy medalowej jej nie stanie.

Najpierw był dziwny widok - grają Mazurka Dąbrowskiego, a Lozano nie stoi przed biało-czerwoną, lecz niemiecką flagą, i rozmyśla, jak przetrzepać skórę naszym. Wcześniej zwierzał się, że poczuje się w tej chwili nieswojo, bo choć jego hymnem pozostaje argentyński, to również polski stał mu się bliski.

Warszawę opuszczał bez fanfar, skłócony z niektórymi zawodnikami i wieloma działaczami, ale kadra, co przyznają nawet antagoniści, sporo mu zawdzięcza. I pierwszy medal mundialu od 32 lat, i otwarcie oczu na nowoczesne trendy, i wprowadzenie standardów, które gdzie indziej uchodzą za normę, a u nas były rewolucją. Nawet obecnego selekcjonera, co uparcie przypomina Castellani, to on zarekomendował Skrze Bełchatów.

Teraz wylądował Lozano na siatkarskich peryferiach. W Polsce na karku wisiał mu cały rozegzaltowany naród, w Niemczech psa z kulawą nogą nie zajmuje odpowiedź na doniosłe pytanie, czy Jochen Schoeps będzie ciskał znad siatki gromami, czy zdoła ledwie piłkę pstryknąć i nawet dymu, nie mówiąc o ogniu, z jego podrygów nie będzie.

Nicola Vettori - wciąż współpracujący z Lozano były analityk polskiej kadry - mówi, że dziennikarzy od siatkówki nie ma u naszych sąsiadów prawie wcale. Ja w Izmirze wytropiłem trzech. Więcej korespondentów przysłali wszyscy poza Hiszpanami, którzy nawet o swoim złocie na poprzednich ME informowali wzmiankami wielkości kleksa. Lozano przyznaje, że tęskni za polską pasją do siatkówki, że brakuje mu poczucia - do którego zdążył przywyknąć - jak ważne jest dla mnóstwa ludzi to, co robi.

Drużyną też kieruje kompletnie odmienną. Nasza musi opierać się na wielu solidnych punktach podparcia, by zrekompensować wątły atak, Niemcy mają na boisku niekwestionowanego przywódcę, klasycznego siatkarskiego rębajłę Jochena Schoepsa, który w dobrym dniu potrafi w pojedynkę skruszyć blok każdego przeciwnika. I wczoraj źle tylko zaczął, dlatego Lozano prędko - już przy stanie 6:2 dla Polski - poprosił o czas. Wtedy Schoeps się rozszalał, potrafił nie pomylić się nawet w pięciu zbiciach z rzędu.

Wsparcie miał jednak marne, natomiast polscy skrzydłowi - także dzięki perfekcyjnemu odbiorowi serwisu - nacierali ławą. Nikt nie zaniżał poziomu, wspaniale za zaufanie odwdzięczał się trenerowi Piotr Gruszka. Nasz atakujący mimo kiepskiej inauguracji z Francją utrzymał miejsce w podstawowej szóstce i mógł nabrać przekonania, że mimo zmiany pozycji wciąż stać go na podołanie wymogom ME. Wreszcie fruwał i uderzał jak czystej krwi atakujący - często, mocno, skutecznie. Zbijał aż 44 razy! To był jego mecz, nawet jeśli więcej punktów uzbierał znów rosnący wraz z upływem gry Kurek.

Polacy grali pewnie, unikali dłuższych kryzysów, w pierwszej partii wprost zdmuchnęli rywali z boiska. Z atakiem nie radził sobie tylko Michał Bąkiewicz, czyli jeden z tych, którzy mają prawo czuć do Lozano żal. Argentyńczyk zamiast niego niespodziewanie zabrał na igrzyska Krzysztofa Gierczyńskiego, który cały - co do akcji - turniej przestał w polu dla rezerwowych.

W drugiej partii Niemcy odzyskali równowagę i mogło być źle, gdyby nie to, że nasza kadra zgodnie z obietnicą selekcjonera stanowi znakomicie uzupełniającą się grupę, w której każdy może przesądzić o wyniku. Polacy przegrywali, dopóki w polu serwisowym nie stanął Paweł Woicki. Nasz rezerwowy rozgrywający tak zakręcił piłką, że rywale w mgnieniu oka zmarnowali wysiłek z całego seta. Niemcy byli ewidentnie słabsi, nawet w zwycięskiej partii Polacy umieli obronić trzy setbole, zanim pozwolili się pokonać. Miażdżącą przewagę znów uzyskali zwłaszcza w bloku - szczelniejszego muru na środku siatki od duetu Pliński - Możdżonek nie ma Izmirze nikt.

Polecając do naszej ligi Castellaniego jego rodak wyhodował potwora, który właśnie go pożarł. Polacy pokonali Niemców na igrzyskach, pokonali i wczoraj. Kogo by Lozano nie trenował, nad siatką królują biało-czerwoni.

I stają się wielkimi faworytami "swojej" połówki turniejowej drabinki. Wczoraj beznadziejnie wypadli broniący tytułu Hiszpanie, którzy nie urwali seta Grekom. Wygląda na to, że oba najpoważniejsze wyzwania przed półfinałami nasi siatkarze mają już sobą. Castellani stoi przed ogromną szansą, by dokonać tego, czego jego poprzednik nie zdołał - debiutancki sezon z polską reprezentacją zwieńczyć medalem ME. Siatkarze: jedziemy na ME bawić się i walczyć

Copyright © Agora SA