Agata Mróz: Złotek kiedyś też nie będzie

Po takich sukcesach polska siatkówka kobieca nie może się nagle rozpaść, popaść w niebyt. Nie mówię o złotych medalach mistrzostw świata, ale na wysokim poziomie jesteśmy w stanie się utrzymać - mówi jedna z liderek Złotek, które we wtorek w Warnie rozpoczynają eliminacje do Grand Prix.

To pierwszy od 2003 r. turniej, w którym Polek nie poprowadzi Andrzej Niemczyk. Po konflikcie z Małgorzatą Glinką podczas Grand Prix w chińskim Ningbo zastąpił go jego asystent Ireneusz Kłos. Glinka na razie nie zdecydowała, czy wróci do kadry.

Wczoraj Polki wyleciały do Bułgarii. W ostatniej chwili z kadry wypadła Katarzyna Skowrońska (uraz stopy) oraz Maria Liktoras (kontuzja kolana). W eliminacjach World Grand Prix 2007 zagrają: Sylwia Pycia, Agata Mróz, Izabela Bełcik, Katarzyna Skorupa, Milena Rosner, Joanna Mirek, Dorota Ściurka, Natalia Bamber, Anna Podolec, Mariola Zenik, Izabela Żebrowska. Ta ostatnia dołączy do zespołu dopiero dziś.

W Warnie osiem drużyn rywalizować będzie w dwóch grupach. Polki zmierzą się z Holandią, Azerbejdżanem i Bułgarią. W drugiej grupie grają: Włochy, Turcja, Rosja i Serbia. Do turnieju głównego w 2007 r. zakwalifikują się cztery zespoły. Dwa najlepsze w grupach awansują bezpośrednio, o kolejne dwa miejsca zagrają w play-off drużyny, które zajęły 2. i 3. miejsce. Mecze Polek. Wtorek: Polska - Holandia (godz. 13). Środa: Polska - Azerbejdżan (15). Czwartek: Polska - Bułgaria (19.30). Sobota: półfinały. Niedziela: mecz o 3. miejsce i finał. Relacje w Eurosporcie.

Przemysław Iwańczyk: Przed Wami dwa poważne egzaminy - eliminacje do Grand Prix i mistrzostwa świata. Po tym, co wydarzyło się ostatnio w reprezentacji, sytuacja nie do pozazdroszczenia.

Agata Mróz: Będzie nam trudno, ale wierzę, że mimo to potrafimy przygotować się do dwóch wielkich sprawdzianów. Pierwszy, eliminacje do Grand Prix w Warnie, już za chwilę. Kolejny będzie jeszcze trudniejszy, w końcu to mistrzostwa świata [w listopadzie w Japonii].

Cieszę się, że nie brałam udziału w zamieszaniu z trenerem Niemczykiem i Gosią Glinką [Agata Mróz nie pojechała na turnieje Grand Prix]. Wiem tyle, co napisały gazety i przekazały mi niektóre koleżanki. Zresztą nie chcę w to wnikać, dobrze byłoby, żeby wszystkie dziewczyny o tym zapomniały.

Reprezentacja Złotek wciąż istnieje, czy to już jej koniec?

- Owszem, odejście Doroty Świeniewicz [przerwa na urodzenie dziecka], sprawa z Gosią, brak trenera, moje kłopoty ze zdrowiem to duże straty, ale uważam, że Złotka wciąż istnieją.

Nic nie trwa wiecznie. Jesteśmy coraz starsze, dojrzalsze, podejmujemy coraz ważniejsze decyzje życiowe, jak założenie rodziny, narodziny dzieci. W każdej chwili kolejne dziewczyny mogą rezygnować, bo nasze życie to nie tylko sport. Mamy prawo do własnych marzeń, planów.

Ale sprawy z Glinką można było uniknąć.

- Zostało to za bardzo rozdmuchane. Jesteśmy rodziną, a z rodziny nic nie wynosi się na zewnątrz. Powiedziała to ostatnio także Kasia Skowrońska. Trzeba było usiąść i wyjaśnić wszystko twarzą w twarz. Ta sprawa to już historia, skoncentrujmy się na grze, a nie grzebaniu w przeszłości. Tym bardziej że nie mamy żadnego wpływu na to, czy wróci trener Niemczyk, czy wróci Gosia.

A Glinka wróci?

- Rozmawiam z nią, wszyscy chcemy jej powrotu, ale uszanujmy, że to jej decyzja. Gosia nie mówi, że nie chce wrócić, tylko twierdzi, że nie czuje się przygotowana do gry. Chciałaby pomóc drużynie, a nie jej szkodzić.

Sprawa z Ningbo nie tylko wpłynęła na odejście Niemczyka i Glinki, ale także podzieliła zespół. Niektóre z Was zaczęły oskarżać trenera.

- Przepraszam, ale sporo złego zrobili tu dziennikarze. Także inne osoby, których już nie ma w reprezentacji. A później był już efekt domina - było tego coraz więcej.

Niektóre z Was twierdzą, że gdybyście wygrywały, wszystko rozeszłoby się po kościach.

- Jestem o tym przekonana. Nie było wyników, każdy chodził zestresowany, dziewczyny nie czuły się w formie, z każdym meczem, kiedy przegrywały różnicą seta, było coraz gorzej. Nie dałyśmy sobie z tym rady, a w takiej sytuacje łatwo o iskrę, która spowoduje wybuch. A później, kiedy wyjdzie jedno, wychodzą następne sprawy. Brudy łatwiej wyciągać w niesprzyjających okolicznościach. Proszę, nie rozmawiajmy już na ten temat.

Trener Niemczyk przy wszystkich jego wadach to wielka osobowość. Nie zabraknie Wam jego charyzmy na tak wielkim turnieju jak mistrzostwa świata?

- Mnie bardzo dobrze współpracowało się z trenerem Niemczykiem. Podobało mi się jego podejście do siatkówki, do drużyny, do mnie. Kiedy czułam się słabiej, pozwalał mi zejść z treningu, zdawał sobie sprawę z moich problemów. Było jak w rodzinie - i dobrze, i źle. Ale widać było efekty naszej pracy, ukoronowane złotymi medalami ME. Wierzę, że będę z nim jeszcze pracować, zawdzięczam mu, że mnie nie skreślił, mimo że miał powody. W końcu mógł powiedzieć: jesteś chora, nie dasz sobie rady. Ale trenera Niemczyka już nie ma, właściwie trzeba było się z tym liczyć, w końcu też ma kłopoty ze zdrowiem. Musimy wydorośleć, wziąć się w garść i grać dalej. Nauczył nas tyle, że same powinnyśmy zmobilizować się w najważniejszych momentach. Przecież wiemy, że stać nas na wiele.

Nie jesteście same. Jest trener Ireneusz Kłos.

- On musi zebrać nasze charaktery, to jest jego największym zadaniem.

Dorota Świeniewicz powiedziała, że on nie nadaje się na trenera reprezentacji, niektórzy mówili też, że przede wszystkim jest Waszym kolegą, co będzie mu przeszkadzać w pracy.

- Trener Kłos nie miał szansy, by się wykazać, więc ostrożnie z tymi wyrokami. Nikt nie jest w stanie powiedzieć, czy da sobie radę. Owszem, traktuję go jak kolegę, ale na treningach daję z siebie, ile mogę. I nie sądzę, by inne dziewczyny zbuntowały się nagle w odpowiedzi na jego wymagania. Przecież pracujemy dla siebie, dla drużyny, dla kibiców. Nawet jeśli przegramy, to wspólnie, a nie dlatego, że nie odpowiada nam trener. Mecze w Warnie na to wszystko odpowiedzą, a więcej niż do tej pory przegrywać nie możemy.

W turniejach Grand Prix wykorzystałyście już limit porażek?

- Tam nie mogło być dobrych wyników, bo przygotowania były skierowane na Warnę i mundial. Mam nadzieję, że ludzie nie zwątpili w nas. Adam Małysz też skakał świetnie, a później zaczął przegrywać. Kiedy był wysoko, wszyscy nosili go na rękach, kiedy mu się nie wiodło, wszyscy się odwracali. Niestety, tak to już w Polsce jest.

Na mundialu macie zająć miejsca 3-6.

- Taki był plan, zresztą wciąż jest aktualny. Będzie trudno, wiemy, ale jedziemy z nadzieją. Musimy coś zrobić, bo wiem, jak źle będziemy się czuły, jeśli nam nie wyjdzie.

A w eliminacjach Grand Prix? To nie mniej ważna impreza.

- Bardzo ważna, bo gra w turnieju głównym to okazja do kontaktu ze światową siatkówką. Brazylijki, Dominikanki, gra z takimi rywalkami jest dla nas szalenie istotnym doświadczeniem. Poza tym to bardzo prestiżowa impreza, z której płyną korzyści dla każdej z osobna. Można się pokazać, łatwiej wtedy znaleźć klub, podpisać niezły kontrakt.

Mówią o Was: w Europie może i są dobre, ale jak przyjdzie im się mierzyć ze światową czołówką, Złotka wypadają blado.

- Jak wygrywamy, jest super. Wystarczy przegrać parę meczów z naprawdę mocnymi przeciwnikami i krytyki jest co niemiara. Ale my tak naprawdę nie miałyśmy jeszcze okazji pokazać się na arenie światowej. Dopiero raczkujemy w konfrontacjach z Amerykankami czy Azjatkami. I były momenty dobrej gry, bo przecież pokonałyśmy USA na Grand Prix. Pozostali faworyci są może poza naszym zasięgiem, ale właśnie po to trzeba się kwalifikować do takich rozgrywek, żeby zdobywać doświadczenie. Może dołączymy do światowej czołówki.

To już chyba ostatni moment na kolejne sukcesy tej reprezentacji...

- Już mówiłam: będzie nas coraz mniej, ale jest kadra B, trzeba brać stamtąd młode dziewczyny. Tych utalentowanych jest naprawdę sporo, więc nie powinno być źle. Przecież po takich sukcesach, jakimi było dwukrotne mistrzostwo Europy, polska siatkówka kobieca nie może się nagle rozpaść, popaść w niebyt. Nie mówię nawet o złotych medalach mistrzostw świata, ale na wysokim poziomie jesteśmy w stanie zatrzymać tę siatkówkę. Nie zmarnujmy tego, co udało się ostatnio zrobić. Zwłaszcza że powstało coś z niczego. Coś naprawdę wielkiego.

Pani wciąż ma problemy ze zdrowiem. Nie była Pani na turniejach Grand Prix. Jest lepiej?

- Mam nadzieję, że nie będzie gorzej. Mam dość chwil, kiedy waży się, czy będę grała w siatkówkę, czy nie. Mam chory szpik kostny, a przez to mało płytek krwi, co wpływa na jej krzepliwość. Mój organizm jest osłabiony, szybciej niż inni łapię choroby, a jeśli już, to nie mogę brać antybiotyków, leków przeciwbólowych. Np. anginę leczę dwa razy dłużej niż zdrowe osoby. Przy intensywnym treningu odporność spada jeszcze bardziej, a wtedy narażam się jeszcze bardziej. Choruję od kilku lat. To może minąć, ale nie musi. A ja chcę tylko, żeby choroba nie postępowała. A ja od czterech lat wystąpiłam prawie we wszystkich turniejach. To musi się odbić na zdrowiu. W tym roku powiedziałam trenerowi, że nie dam rady ciągnąć tego z takim obciążeniem, dlatego zrezygnowałam z wyjazdów na Grand Prix. Najgorsze są podróże, mój organizm reaguje nawet na zmianę klimatu, wyżywienia, wody. Każde badanie krwi to dla mnie stres, co się okaże. Nie mówiąc już o pokłutych żyłach i bliznach na rękach.

Podpisała Pani kontrakt z Murcią. Dlaczego Hiszpania?

- Już w poprzednim sezonie miałam propozycję z Hiszpanii. Wtedy z Teneryfy, ale trzymał mnie kontrakt ze Stalą Bielsko, więc odłożyłam to do tego lata. Teraz zgłosili się do mnie przedstawiciele Murcii, zdecydowałam się bez namysłu. Przesądził klimat, który mi odpowiada, i to, że nie będziemy grać w Lidze Mistrzyń.

Pierwszy raz słyszę, że sportowiec wybiera klub po to, by nie grać w najważniejszych klubowych rozgrywkach...

- Nie mam takiego zdrowia jak większość sportowców. Trudno mi grać non stop, podróżować. To dla mnie zbyt duży wysiłek przy moich problemach. Chciałam trochę odpocząć, nie robić niczego na wariackich papierach. Gdybym była w pełni sił, z pewnością wzięłabym pod uwagę to, żeby grać w Lidze Mistrzów. Ale akurat mój nowy klub ma plany, by w przyszłym sezonie nie tylko wystąpić w tych rozgrywkach, ale i dojść do finału. Stać nas na to, bo mamy silny zespół. Dla mnie taki wyjazd to też nauka nowego języka, okazja do zarobienia, zdobycia nowych doświadczeń.

Na Murcię namówiła Panią Glinka, która też podpisała z nimi kontrakt?

- Było odwrotnie, ja pierwsza podpisałam umowę z Murcią. Nie kusiłam jej też do przenosin, bo nawet nie wiedziałam, że ona negocjuje z Hiszpanami. Cieszę się, że będziemy razem, bo to mój pierwszy zagraniczny klub, a ona od dłuższego czasu gra na Zachodzie. Z nią będzie mi łatwiej.

Agata Mróz

24 lata, środkowa reprezentacji Polski i hiszpańskiego Grupo 2002 Murcio. Wcześniej występowała z Stali Bielsko-Biała (mistrzostwo Polski, dwa razy Puchar Polski, najlepiej blokująca Ligi Mistrzyń), wychowanka Tarnovii. Dwukrotna złota medalistka mistrzostw Europy (2003, 2005).

Czy ''złotka'' awansują do Grand Prix 2007?
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.