Dlaczego to proces, jakiego w polskim sporcie nie było? Bo na ławie oskarżonych z zarzutami korupcyjnymi na łączną sumę około miliona złotych i pod groźbą kary do 12 lat pozbawienia wolności siedzą ludzie sukcesu, szefowie związku stawianego przez lata za przykład innym, menedżerowie nadal w siatkówce niezastąpieni. To nie byli przypadkowi polityczni nominaci, jak aresztowany za korupcję minister sportu Tomasz Lipiec. To byli ludzie wrośnięci w środowisko i rozdający w nim karty.
Zostali aresztowani przez Centralne Biuro Antykorupcyjne w listopadzie 2014 roku u szczytu karier, niespełna dwa miesiące po zdobyciu przez Polaków mistrzostwa świata i gigantycznym sukcesie jakim był mundial siatkarski 2014. Niespełna trzy tygodnie po tym jak prezydent Bronisław Komorowski wręczył im odznaczenia państwowe. Prezes Przedpełski został, według wersji CBA, zatrzymany na gorącym uczynku, z walizką pieniędzy w samochodzie. Artura Popko CBA wezwało do siebie i zatrzymało dzień później. Obu działaczy miał rzekomo korumpować Cezary P., szef firmy ochroniarskiej, która przez lata dostawała zlecenia od PZPS.
Zatrzymani nie przyznali się do winy. Ale mimo wniosków obrońców i mimo poważnych problemów ze zdrowiem żadnemu z aresztowanych prezesów nie tylko nie skrócono trzymiesięcznego aresztu, ale go przedłużono na kolejnych kilka tygodni, do marca 2015 roku. Trudno nie wyciągać z tego wniosku, że CBA musiało mieć bardzo mocne karty. W siatkarskim światku plotkuje się, że być może jakieś nagrania.
Biuro zdecydowało się nie tylko uderzyć w działaczy u szczytu potęgi, ale też przy okazji zadrzeć z obozem prezydenta Komorowskiego, który był wściekły, że służby nie ostrzegły go przed wręczaniem odznaczeń (Mirosław Przedpełski dostał Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, a Artur Popko Złoty Krzyż Zasługi). Dlatego w procesie na szali będzie z jednej strony dobre imię działaczy siatkarskich, z drugiej wiarygodność służb.
Zarzuty korupcyjne dostali ludzie, bez których zgody nic się w polskiej siatkówce nie mogło zdarzyć. Twardy i pewny siebie prezes Przedpełski, ambasador siatkówki oraz Artur Popko, któremu zawsze bardziej pasowała rola szarej eminencji. Przez 10 lat ich wspólnych rządów, od 2004 do 2014, Polsce udawało się w siatkówce wszystko: zorganizowanie mistrzostw świata, wygranie mistrzostw świata, wygranie Ligi Światowej, zorganizowanie mistrzostw świata w siatkówce plażowej, stworzenie wspólnie z rządem programu szkolenia młodzieży na bezprecedensową skalę. Rocznie z budżetu państwa idzie na ten cel 11 - a wcześniej 13 - milionów złotych.
Przy siatkówce wszyscy chcieli się przez lata ogrzać: sponsorzy, samorządy, politycy. I nie ma jeszcze jasnej odpowiedzi, czy akcja CBA to był dla tego sportu w Polsce moment zwrotny, czy tylko moment kryzysowy. O to właśnie toczyć się będzie teraz gra na sali sądowej i nie tylko.
Zatrzymanie było szokiem, ale rozbiło środowisko siatkarskie tylko na jakiś czas, potem szeregi znów się zwarły. Znów wokół Artura Popko, najbardziej wpływowego krajowego działacza, człowieka który może o sobie powiedzieć, że zastał kiedyś polską siatkówkę drewnianą, a zostawi murowaną ( Sylwetka Artura Popko tutaj ). Artur Popko podczas czteromiesięcznego aresztu zrzekł się prezesury w Profesjonalnej Lidze Piłki Siatkowej, ale potem wrócił tam jako wiceprezes, a od niedawna znów jest szefem PLPS, nawet jeśli twarz lidze daje dziś wiceprezes Wojciech Czajka. Nowym prezesem PZPS został wybrany w czerwcu 2016 roku Jacek Kasprzyk, czyli człowiek bardzo bliski poprzednim władzom, Artur Popko mocno się zaangażował w jego kampanię wyborczą.
PZPS nigdy się od zatrzymanych nie odwrócił. Prezydium zarządu związku zaproponowało przyznanie im w 2016, dwa lata po mistrzostwach świata, po 95 tysięcy złotych nagrody za organizację MŚ (jako pierwsze dotarło do tej informacji Radio Zet). Trudno o mocniejsze gesty solidarności. Solidarne było nie tylko polskie środowisko. Mirosław Przedpełski właśnie znów został wybrany do władz Międzynarodowej Federacji Siatkarskiej (FIVB).
Od kiedy sąd zgodził się na wypuszczenie go z aresztu, Przedpełski był przedstawicielem FIVB na najważniejszych siatkarskich imprezach, z igrzyskami olimpijskimi w Rio włącznie. A na zakończonym właśnie kongresie FIVB w Buenos Aires obronił swoją pozycję jednego z zaufanych ludzi Ary'ego Gracy, szefa światowej siatkówki wybranego na kolejnych osiem lat.
W piątek, dzień po kongresie w Buenos Aires, Sąd Rejonowy dla Warszawy Śródmieścia zebrał się na pierwsze posiedzenie w procesie działaczy siatkarskich. W tzw. sali K, przeznaczonej dla postępowań prowadzonych z wykorzystaniem materiałów niejawnych, bez udziału publiczności. Nie było w sali oskarżonych, zjawili się tylko ich pełnomocnicy, to było posiedzenie organizacyjne. Ale sąd zdążył w piątek rozpatrzyć ważne wnioski: odrzucił zarówno wniosek Cezarego P. o dobrowolne poddanie się karze (w uzasadnieniu sąd wskazał na konieczność przesłuchania oskarżonego na rozprawie), jak i wnioski obrońców siatkarskich działaczy o umorzenie postępowania.
Następne posiedzenie, również z wyłączeniem publiczności, zostało wyznaczone na 30 stycznia 2017. Wszystko odbyło się bez medialnego rozgłosu, bez kamer. Od kilku tygodni słyszeliśmy od niektórych działaczy siatkarskich, że związek odsunie podjęcie decyzji w sprawie dalszej pracy trenera kadry Stephane'a Antigi w okolice rozpoczęcia procesu, by na sprawie trenera skupić uwagę. Być może to tylko plotki. Ale informacja o tym, że los trenera rozstrzygnie się w najbliższy poniedziałek (o 12 zbiera się zarząd PZPS i przedyskutuje, a potem przegłosuje, co zrobić ze Stephane'em Antigą) pojawiła się w piątek gdy trwało pierwsze posiedzenie sądu.
Związek od lat ma bardzo sprawnych doradców do spraw wizerunku, a stawka najbliższych miesięcy jest pod tym względem ogromna. To naprawdę będzie sądny czas dla polskiej siatkówki, i nie chodzi tylko o problemy prawne jej byłych szefów. Chodzi też o wybór trenera, o wizję działania na najbliższe lata, o przepracowanie tego, co się stało w Rio, o przebudowę kadry mężczyzn, i odbudowę kadry kobiet, o takie zorganizowanie mistrzostw Europy 2017, by nie wypadły blado w porównaniu do imprez które Polska już gościła.
O strategię funkcjonowania w zmienionej rzeczywistości politycznej, co jest szczególnym wyzwaniem dla związku, który uchodzi za bastion Platformy Obywatelskiej, i dla dyscypliny sportu tak bardzo mocno związanej ze spółkami Skarbu Państwa. Chodzi też o zniecierpliwienie niektórych z tych sponsorów. Przed ostatnim zjazdem przedstawiciele Azotów i Orlenu wzywali związek do zmian, do równania do poziomu sportowego siatkarzy. A potem podczas zjazdu zirytowany przedstawiciel Orlenu opuścił salę.
Gra toczy się o to, czy związek postawi na trwanie, czy na podjęcie jakiegoś nowego wyzwania. Czy Polska obroni wizerunek siatkarskiego eldorado, czy też pozostanie bardzo atrakcyjnym dla siatkówki krajem, ale jednak jednym z wielu. Bardzo ważne będą pod tym względem mistrzostwa Europy. Mają zatrzeć złe wrażenie, jakie zostawiło Final Six Ligi Światowej 2016, gdy pierwszy raz od dawna na trybunach siatkarskiej imprezy w Polsce było tyle wolnych miejsc.
Kiedyś to PZPS był pokazywany innym związkom za przykład dobrego rządzenia i świetnych pomysłów na marketing. To PZPS zawstydzał PZPN. A teraz to nad siatkarskimi działaczami zawisły etykietki kiedyś zarezerwowane dla leśnych dziadków z PZPN. A sukces sportowy piłkarzy sprawił, że każdemu innemu sportowi trudniej o sponsorów.
Dlaczego więc w tak ważnym momencie związek tyle energii wkłada w obronę tego co było i tak mocno wspiera oskarżonych działaczy? Z różnych powodów. Z wdzięczności dla Artura Popko, który przyjaciół nigdy nie zostawiał w potrzebie. Z przekonania, że tylko Popko będzie potrafił sprostać wyzwaniom, które stoją przed siatkówką. Z wiary, że może to jednak jakieś straszne nieporozumienie. Z poczucia, że wszyscy znaleźli się w oblężonej twierdzy i trzeba przymknąć oko na inne sprawy. Ale też i z najprostszej przyczyny: że nie pojawił się w międzyczasie nikt wystarczająco charyzmatyczny i z wystarczającym poparciem by im zagrozić.
Oskarżeni podtrzymują, że są niewinni. Wątpliwości jest rzeczywiście sporo: dlaczego brać łapówki tak nachalnie, skoro można by w siatkarskim biznesie znaleźć sporo bardziej wyrafinowanych sposobów na nieuczciwe rozliczenia. Dlaczego działacze mieliby to zrobić akurat w taki sposób tuż po mundialu, gdy po organizacyjnym i finansowym sukcesie mogli zażyczyć sobie królewskich premii.
Powraca też argument, że nie było odcisków palców Mirosława Przedpełskiego na walizce z pieniędzmi, którą Cezary P. wrzucił mu do samochodu podczas postoju na stacji benzynowej. Po tym postoju Przedpełski ujechał zaledwie kilkanaście kilometrów, zanim zatrzymało go CBA. Artur Popko w ogóle nie został złapany na gorącym uczynku. Jak mówią ludzie ze środowiska, długo przekonywał, że do procesu w ogóle nie dojdzie, postępowanie zostanie umorzone. Ale nie zostało.
Mirosław Przedpełski dostał jeszcze przed wyjściem z aresztu zarzuty w innym wątku korupcyjnym: dwukrotnego przyjęcia korzyści majątkowej w łącznej kwocie 61 500 zł od od Rafała M., w zamian za powierzenie jego firmie obsługi multimedialnej otwarcia mistrzostw świata na Stadionie Narodowymw Warszawie. Rafał M. zgłosił się na wezwanie CBA, by ludzie, którzy cokolwiek wiedzą o domniemanej korupcji w związku, zgłaszali się do agentów, i korzystali z okazji do uniknięcia kary w zamian za pomoc w śledztwie. Pojawiają się głosy, że to mogą być zarzuty trudniejsze do obalenia niż te do których się przyczynił Cezary P.
Dlaczego oskarżeni sami nie chcą odejść na jakiś czas z siatkówki, oczyścić się i wrócić? Bo pamiętają sprawę byłego prezesa Janusza Biesiady, którego proces toczył się latami. Skończył się oczyszczeniem z zarzutów, ale dla Biesiady nie było już potem miejsca w PZPS. Miejsca, ani sentymentów, mimo że kiedyś Biesiada i Popko ręka w rękę zmieniali polską siatkówkę. Dziś są wrogami. A tamta sytuacja - lekcją: że środowisko pomoże tylko tym, których jeszcze potrzebuje i przed którymi czuje respekt. Ale to solidarne wsparcie dla Artura Popko i Mirosława Przedpełskiego rodzi też jeden poważny problem: sąd nad nimi zamieni się też w jakiejś mierze w sąd nad całym środowiskiem
Sportowcy, którzy mieli za daleko do toalety. Zrobili to przed kamerami! Ronaldo, Barthez, Kasai...