Siatkówka. Liga Mistrzów nie dla polskich mistrzów

Po raz pierwszy trzy polskie drużyny grały w fazie pucharowej Ligi Mistrzów, ale szansę na awans do Final Four i wyjazd do Omska zachowała tylko Zaksa Kędzierzyn-Koźle.

Po rozgrywkach grupowych Polska ilościowo mogła stanąć w jednym szeregu z siatkarskimi potentatami, Rosją i Włochami, gdyż wszystkie trzy polskie drużyny awansowały do drugiej rundy, pucharowej. W niej weryfikacja była brutalna.

PGE Skra Bełchatów, najbardziej utytułowana z polskiej trójki, przegrała rywalizację z mistrzem Turcji. Bełchatowianie zwyciężyli w pierwszym meczu na wyjeździe 3:1, w rewanżu mieli trzy meczbole. Gdy się nie udało, w dodatkowym tzw. złotym secie Arkas Izmir był już wyraźnie lepszy.

- Przegraliśmy, bo fizycznie nie byliśmy przygotowani do meczu - twierdzi trener Jacek Nawrocki. Chodzi o dwóch podstawowych zawodników - Michała Winiarskiego i Aleksandra Atanasijevicia - którzy przez ostatnie półtora miesiąca przede wszystkim się leczyli. Obaj w środę zagrali, ale reprezentant Polski dopiero od czwartego seta (i przyznał, że w końcówce łapały go skurcze), zaś Serb zdecydowanie poniżej swoich możliwości.

Dzisiejsza Skra jest słabsza niż w ubiegłym sezonie. Z podstawowej szóstki zostało tylko dwóch graczy - Winiarski i Daniel Pliński. Obecnie grający zawodnicy byli wcześniej rezerwowymi lub - jak Mariusz Wlazły - zmienili pozycję na boisku. Na zastąpienie Bartosza Kurka czy Miguela Falaski siatkarzami podobnej klasy klubu z Bełchatowa nie stać, ponieważ budżet został zmniejszony o 20 proc. Nawet z ubiegłorocznym - ok. 12 mln zł - trudno byłoby znaleźć następcę Kurka, bo siatkarzy tej klasy na świecie jest kilku i zarabiają grubo ponad pół miliona euro za sezon. Rozgrywający z najwyższej półki, jak Argentyńczyk Luciano de Cecco czy Serb Nikola Grbić, woleli grać we Włoszech niż w PlusLidze.

Gdyby Skra pokonała Arkas, zmierzyłaby się z Zaksą. Kędzierzynianie wyeliminowali nie bez trudu belgijskie Noliko Maaseik. Wygrali dwukrotnie, ale w wyjazdowym meczu uratowała ich nie własna dobra gra, lecz błędy rywali, którzy nie wytrzymali presji. Podopieczni Daniela Castellaniego w kolejnej rundzie (7 i 14 lutego) zagrają o Final Four z mistrzem Turcji i powinni sobie poradzić, choć rewanż w Izmirze może być bardzo trudnym starciem. Rok temu przekonał się o tym Lokomotiw Nowosybirsk, który wygrał u siebie 3:0, na wyjeździe prowadził już 2:0 i przegrał. Rosjanie nie poradzili sobie z szowinistycznymi kibicami wbiegającymi na boisko i skandalicznym sędziowaniem.

Z trzech polskich drużyn najbardziej zawiódł mistrz Polski Asseco Resovia, milionerzy PlusLigi (mówi się o blisko 20 mln zł budżetu, największym w Polsce). Rzeszowianie przegrali z osłabionym Lube Bancą Macerata praktycznie bez walki (0:3 i 1:3). Wcześniej, w fazie grupowej, siatkarze Asseco zostali zbici przez włoskiego przeciętniaka Cuneo. Polska drużyna straciła przed sezonem Georga Grozera, ale sprowadziła trzech reprezentantów: Polski - Zbigniewa Bartmana, Serbii - Nikolę Kovacevicia i Niemiec - Jochena Schöpsa. Dwaj ostatni mieli problemy ze zdrowiem, ale Luba Banca Macerata też musiał sobie radzić bez lidera Cristiana Savaniego.

Liga Mistrzów znów udowodniła, że polskim klubom wiele brakuje do europejskiej czołówki. Jedyne, czego mogą siatkarzom z Polski zazdrościć we Włoszech czy Rosji, to zainteresowanie kibiców. Nie wiadomo, jak długo.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.